Ciąża przebiegała prawidłowo. Byłam już w piątym miesiącu. Z każdym tygodniem przybieram na masie, a przy moich gabarytach wyglądałam powoli jak mały pingwin. Poranne mdłości wcale nie były ranne, bo dopadały mnie głównie popołudniami, w najmniej odpowiednich momentach. Zarówno ja jak i moi przyjaciele oswoili się już faktem, że zostanę mamą. Nawet Josh chętnie ofiarował swoją przyjacielska pomoc. Ostatnio natrafiłam na wyprzedaży na piękną drewnianą kołyskę i nie mogłam się powstrzymać przed kupieniem jej. Problem pojawił się dopiero z jej transportem i później złożeniem. Sąsiad sam z własnej woli podjął się tego zadania i byłam mu bardzo wdzięczna.
- Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję. Sama nie dałabym sobie rady. - powiedziałam do Josha, który właśnie mył po robocie ręce w łazience.
- Nie ma sprawy. Na wujka Josha zawsze możesz liczyć. - odkrzyknął głośno, a w jego głosie pobrzmiewało rozbawienie.
- Dzięki wujku, jesteś wielki. - przytaknęłam również ze śmiechem.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Polecam się na przyszłość. Tylko jedna sprawa - ja wcale nie jestem taki wielki - zachichotał brunet w ramach sprostowania, a ja mu zawtórowałam.
Potem zjedliśmy przygotowaną przeze mnie pizzę z podwójnym serem, bekonem i jeszcze kilkoma dodatkami. Własna kombinacja była fajniejsza niż te oferowane w pizzeriach. Wieczorem zasiedliśmy w salonie przed telewizorem. Leciał jakiś film z Chrisem Pine'm, lecz po kilkunastu minutach najwyraźniej odpłynęłam. Josh obudził mnie w chwili, gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe. Było krótko przed północą.
- Wstawaj śpiochu! Przespałaś cały film. W dodatku nie omieszkałaś zrobić sobie ze mnie poduszki, aż mi ramię zdrętwiało. - żalił się marudny facet, choć w głębi serca wiedziałam, że robi sobie ze mnie po prostu jaja.
- No wiesz co? Skoro moja głowa jest dla Ciebie za ciężka, to gdzie Ty mięśnie zgubiłeś? Na siłownię to Ty chyba tylko idziesz obczaić nowe tyłeczki, co? Przyznaj się! - udawałam obrażona, choć uśmiech sam cisnął mi się na usta.
- O wypraszam sobie! Moje mięśnie mają się dobrze. Sama zobacz. - podwinął rękawek t-shirtu i napiął się robiąc przy tym śmieszną minę. Salwa śmiechu przetoczyła się przez mój niewielkich rozmiarów salon.
- Właśnie widzę - kpiłam dalej, choć muszę przyznać, że był dość dobrze zbudowany.
- Dobra, dobra. Marsz do łóżka, ale już. - zagrzmiał męski głos, a ja w dalszym ciągu szczerzyłam się jak szczerbaty na suchary.
- Nie mam siły się podnieść. Tu mu wygodnie. - marudziłam jak na babę przystało.
- Zaniósłbym Cię, ale w moim wieku dwie osoby na mój stary kręgosłup to już za dużo - drwił dalej.
- Ohoho, żart mu się wyostrzył - wbrew temu, co mówiłam podniosłam się grzecznie, zamknęłam drzwi za moim gościem i poszłam spać.
Nazajutrz rano obudziłam się z wielką ochotą na rogaliki. Już nie piekłam tak często, bo dla jednej osoby się nie opłacało. O przepraszam, dla dwóch, bo na Josha w tej kwestii zawsze można liczyć. Ubrałam klapki i skoczyłam do pobliskiej piekarni, gdzie jestem stałą klientką. Sympatyczna Pani Sherman, poczciwa 76-latka, matka trzech synów i spełniona babcia siedmiorga wnucząt, prowadzi rodzinny interes już od 40 lat. Zawsze gdy tylko mnie widzi bardzo się cieszy i chętnie opowiada o swojej rodzinie. Niedawno umarł jej mąż. To nieco podłamało starszą panią, lecz teraz znów tryska energią i zaraża entuzjazmem.
- Soniu kochanie! Jak dobrze, że Cię widzę! - krzyczała od progu Pani Sherman. Tym razem jednak wyglądała na zaniepokojoną i wytrąconą z równowagi.
- Co się stało, Pani Sherman? - zmartwiłam się.
- Nieszczęście. Moja synowa, Clarissa, ta od Toma, wiesz, miała wypadek samochodowy. Ma złamaną rękę i nie może przez jakiś czas zajmować się domem. Tom niestety nie dostał urlopu i teraz nie ma kto się zająć dzieciakami. No więc muszę jechać tam, dopilnować wszystkiego, no bo jak oni sobie sami poradzą? Sama rozumiesz, prawda? - kobieta domagała się mojego potwierdzenia.
- To niedobrze, Pani Sherman. Oczywiście rozumiem, co ma Pani na myśli. Tylko skoro Pani wyjeżdża, to gdzie ja teraz kupię moje kochane smakołyki? - Starałam się zażartować, ale nie za bardzo mi to wyszło, choć kobieta zareagowała natychmiastowo.
- No właśnie o tym mówię. Musisz mnie zastąpić. - powiedziała z przejęciem, lecz dobitnie.
- Ale jak to ja? To chyba nie jest dobry pomysł. Może lepiej.. - nie dane mi było skończyć, gdyż Pani Sherman kontynuowała swe wywody:
- Co Ty pleciesz? Nikt nie zrobi tego lepiej niż Ty. Nikomu innemu nie pozwolę się zastąpić, jesteś jedyną godną osobą. Więc błagam Cię, zgódź się. - zrobiła swoją popisową minę numer pięć i nie było na Nią mocnych.
- Noooo dobrze. To kiedy Pani jedzie? – poddałam się, bo wiedziałam, że nic nie wskóram.
- Jutro, ale najlepiej jakbyś została ze mną już dziś, wszystko Ci pokażę. - pospieszyła Pani Sherman.
- To co mam robić? - zapytałam lekko zestresowana nowym zadaniem.
- Chodź tu dziecko, najpierw pokaże Ci...
CZYTASZ
Przewinienie (cz.2.)
RomanceSonia w swoim 23-letnim życiu wycierpiała już wiele. Dlaczego los znów rzuca jej kłody pod nogi? Pragnęła być po prostu szczęśliwa, mieć kogoś kto ją pokocha. Czy to tak wiele? Czy to grzech mieć marzenia? Wkrótce Bóg wysłucha jej błagań, ale zrobi...