Aidan
- Cholera, spóźnię się! - wykrzyczała Sonia skacząc na jednej nodze i w biegu zbierając porozrzucane po podłodze ubrania. Wyglądała uroczo, choć zachowałem to dla siebie, bo tylko by się spłoszyła.
- Ja Cię zawiozę. - zaproponowałem bez wahania. W końcu moje auto stoi pod blokiem.
- Ale Josh... Lepiej jeśli pojadę z Nim. Nie możemy nagle oznajmić całemu światu i znajomym, że My... No wiesz. - tłumaczyła pokrętnie, co wcale mi się nie spodobało. Ten cholerny bubek mający się za ojca Cole'a doprowadzał mnie do szału.
- Więc będziemy się ukrywać? A co w tym złego, że jesteśmy razem? - uniosłem się, bo wcale nie miałem zamiaru niczego udawać czy zatajać. Niech właśnie wie, że te drzwi są już zamknięte, a Sonia zajęta. Niech sobie znajdzie inną panienkę.
- Aiden, przestań. Nie mam czasu się teraz o to kłócić. Spieszę się. Zadzwonię jak wrócę. Zatrzaśnij drzwi za sobą. - odprawiła mnie bez ceregieli i już Jej nie było. Miałem ochotę w coś uderzyć, ale nie mogłem demolować Jej mieszkania. Niech to szlag!
Nic mi innego nie zostało niż zebrać się i wrócić do domu. Już się szykowałem na lawinę pytań zarówno od matki jak i Elizabeth. Raczej tego nie uniknę. Tylko co niby mam im powiedzieć? Prawdę? Sonia by tego nie chciała. A ja? Ja najchętniej oznajmiłbym wszem i wobec, że zaczynam nowe życie, a Sonia będzie jego najjaśniejszym punktem.
- Co Ty tu robisz? - zapytała zaskoczona moim widokiem Lizzy.
- Yyy, mieszkam? Chwilowo, ale to jednak mój dom. Więc w czym rzecz? - nie byłem w nastroju na pogaduszki.
- A Sonia? - blondynka nie odpuszczała.
- Co Sonia?
- Gdzie jest Sonia? - naciskała.
- Pojechała po Cole'a. - Wymarudziłem, a dopiero po chwili zrozumiałem, że nieświadomie przyznałem się. Elizabeth jednak nie wydawała się zaskoczona. - Skąd wiesz? - teraz z kolei ja gapiłem się w szoku na przyjaciółkę.
- Po pierwsze Cię znam. Po drugie widać po Tobie gołym okiem, że coś jest na rzeczy. A po trzecie, byłam u Niej nad ranem i pod blokiem stał Twój samochód. Nie jestem idiotką, baranie. Umiem łączyć fakty. - odburknęła z przekąsem.
- I nie wydałaś mnie? - palnąłem. Blondi zgromiła mnie tylko wzrokiem.
- Wolałam nie robić większego zamieszania, zwłaszcza że Josh... no wiesz. - powiedziała jakimś dziwnym głosem.
- Nic mnie ten dupek nie obchodzi. - oznajmiłem.
- To niby dlaczego zgrywasz idiote, gdy zapytałam o Sonie? Ukrywacie się? Czy raczej Cię pogoniła i nie ma w ogóle tematu? - drążyła wrednie.
- Jest. Nie ma. Oj, sam już nie wiem. - błądziłem. - Prawda jest taka, że sam już nic z tego nie rozumiem. Było dobrze, starałem się wszystko naprawić, poprosiłem o nową szansę, Ona chyba się zgodziła, przypieczętowaliśmy związek porannym seksem, a potem Sonia popędziła po syna, z Joshem, a mi kazała zatrzasnąć za sobą drzwi. - zrelacjonowałem po krótce. Zabrzmiało to tragicznie, co potwierdziła mina Lizzy.
- Ale Ty lubisz kombinować. Powiedziałeś Jej co czujesz? - dopytywała.
- Tak. Mniej więcej. - sprostowałem niepewnie.
- A Ona zrozumiała mniej czy więcej? - cisnęła.
- No a skąd niby mam to wiedzieć!? - wkurzyłem się, ale to chyba przez te emocje, które rozpierdzielały mi już łeb.
- No dobra, zostawmy to. A co Sonia na to? Wyznała Ci coś? - Elizabeth mówiła tonem dobrego dziennikarza.
- Niby co? - byłem zaintrygowany. - Wiesz coś czego ja nie wiem? - naskoczyłem na przyjaciółkę.
- Ogarnij człowieku! Pytam tylko. Jak na moje oko po prostu wystraszyła się, czuje się przytłoczona i potrzebuje więcej czasu. - powiedziała głosem eksperta, czym tylko mnie wkurzyła.
- Znawca tematu się znalazł. To co ja niby mam teraz zrobić, co? - nie byłem miły, ale wcale nie taki był mój cel.
- Czekać. Możesz tylko czekać. Sama do Ciebie przyjdzie, gdy będzie gotowa. - pokiwała głowa i zostawiła mnie samego z bijącymi się myślami.
Sonia
Unikałam rozmowy z Joshem, odpowiadałam tylko półsłówkami i nie patrzyłam mu w oczy. Na szczęście szybko odebrałam Cole'a od Pani Sherman i wróciłam do domu. Jedna noc wystarczyła by wszytko tutaj przypominało mi Aidana. Ta noc to spełnienie moich marzeń. Ale to tylko jedna noc. Czy jest szansa by było ich więcej?
- A Ty co o tym myślisz kochanie? - zapytałam wierzgającego w łóżeczku synka. Patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi oczyma, a ja widziałam w Nim ojca.
- Teraz jesteś mały i niewiele z tego rozumiesz. Ja w sumie też. Wiem, że Aidan się stara, teraz. A co będzie za jakiś czas? My Go pokochamy, a On odejdzie? Znudzi się? Zostawi Nas samych? - myślałam głośno, a Cole uważnie śledził każdy mój ruch.
- Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Zasługujesz na pełną szczęśliwą rodzinę. Masz prawo poznać tatusia. Tylko czy tatuś będzie chciał być z Nami? Oj maluchu, oto jest pytanie...
Dźwięk telefonu rozbrzmiał, gdy kończyłam wycierać naczynia. Numer który mi się wyświetlił rozpętał we mnie burze emocji. Tyle razy czekałam aż odbierze, by móc Mu przekazać wiadomość o dziecku. Tak bardzo chciałam, by choć raz odebrał. Jedno krótkie "halo" i byłabym usatysfakcjonowana. Ale nigdy tego nie zrobił. W konsekwencji do tej pory nie ma pojęcia, że został ojcem. Przez krótki moment sama mam ochotę odrzucić połączenie, odegrać się za rozczarowanie, które wtedy czułam. Nie zrobiłam tego.
- Halo? - udało mi się powiedzieć, gdy powietrze wypełniło moje płuca.
- Sonia, to ja. - doskonale o tym wiedziałam, a i tak zaskoczył mnie Jego głos w słuchawce. Poczułam dreszcze na karku.
- Cześć. - udało mi się wydusić przez ściśnięte gardło.
- Nie mogłem wytrzymać dłużej. Możemy się spotkać? - poprosił Aidan, choć bardziej wydawał mi się to akt desperacji niż prośba.
- Co proponujesz? - zapytałam.
- Obiad?
- Już jedliśmy. Ale wybieramy się na spacer do parku. Jeśli chcesz to możesz się przyłączyć. - zaproponowałam.
- Gdzie dokładnie i o której?
- Sapleton Central Park. Za godzinę przy fontannie. Pasuje?
- Będę czekać. - rozłączył się.
CZYTASZ
Przewinienie (cz.2.)
RomanceSonia w swoim 23-letnim życiu wycierpiała już wiele. Dlaczego los znów rzuca jej kłody pod nogi? Pragnęła być po prostu szczęśliwa, mieć kogoś kto ją pokocha. Czy to tak wiele? Czy to grzech mieć marzenia? Wkrótce Bóg wysłucha jej błagań, ale zrobi...