Rozdział 52.

1.8K 69 0
                                    

Aidan

- Cholera, spóźnię się! - wykrzyczała Sonia skacząc na jednej nodze i w biegu zbierając porozrzucane po podłodze ubrania. Wyglądała uroczo, choć zachowałem to dla siebie, bo tylko by się spłoszyła.

- Ja Cię zawiozę. - zaproponowałem bez wahania. W końcu moje auto stoi pod blokiem.

- Ale Josh... Lepiej jeśli pojadę z Nim. Nie możemy nagle oznajmić całemu światu i znajomym, że My... No wiesz. - tłumaczyła pokrętnie, co wcale mi się nie spodobało. Ten cholerny bubek mający się za ojca Cole'a doprowadzał mnie do szału.

- Więc będziemy się ukrywać? A co w tym złego, że jesteśmy razem? - uniosłem się, bo wcale nie miałem zamiaru niczego udawać czy zatajać. Niech właśnie wie, że te drzwi są już zamknięte, a Sonia zajęta. Niech sobie znajdzie inną panienkę.

- Aiden, przestań. Nie mam czasu się teraz o to kłócić. Spieszę się. Zadzwonię jak wrócę. Zatrzaśnij drzwi za sobą. - odprawiła mnie bez ceregieli i już Jej nie było. Miałem ochotę w coś uderzyć, ale nie mogłem demolować Jej mieszkania. Niech to szlag!

Nic mi innego nie zostało niż zebrać się i wrócić do domu. Już się szykowałem na lawinę pytań zarówno od matki jak i Elizabeth. Raczej tego nie uniknę. Tylko co niby mam im powiedzieć? Prawdę? Sonia by tego nie chciała. A ja? Ja najchętniej oznajmiłbym wszem i wobec, że zaczynam nowe życie, a Sonia będzie jego najjaśniejszym punktem.

- Co Ty tu robisz? - zapytała zaskoczona moim widokiem Lizzy.

- Yyy, mieszkam? Chwilowo, ale to jednak mój dom. Więc w czym rzecz? - nie byłem w nastroju na pogaduszki.

- A Sonia? - blondynka nie odpuszczała.

- Co Sonia?

- Gdzie jest Sonia? - naciskała.

- Pojechała po Cole'a. - Wymarudziłem, a dopiero po chwili zrozumiałem, że nieświadomie przyznałem się. Elizabeth jednak nie wydawała się zaskoczona. - Skąd wiesz? - teraz z kolei ja gapiłem się w szoku na przyjaciółkę.

- Po pierwsze Cię znam. Po drugie widać po Tobie gołym okiem, że coś jest na rzeczy. A po trzecie, byłam u Niej nad ranem i pod blokiem stał Twój samochód. Nie jestem idiotką, baranie. Umiem łączyć fakty. - odburknęła z przekąsem.

- I nie wydałaś mnie? - palnąłem. Blondi zgromiła mnie tylko wzrokiem.

- Wolałam nie robić większego zamieszania, zwłaszcza że Josh... no wiesz. - powiedziała jakimś dziwnym głosem.

- Nic mnie ten dupek nie obchodzi. - oznajmiłem.

- To niby dlaczego zgrywasz idiote, gdy zapytałam o Sonie? Ukrywacie się? Czy raczej Cię pogoniła i nie ma w ogóle tematu? - drążyła wrednie.

- Jest. Nie ma. Oj, sam już nie wiem. - błądziłem. - Prawda jest taka, że sam już nic z tego nie rozumiem. Było dobrze, starałem się wszystko naprawić, poprosiłem o nową szansę, Ona chyba się zgodziła, przypieczętowaliśmy związek porannym seksem, a potem Sonia popędziła po syna, z Joshem, a mi kazała zatrzasnąć za sobą drzwi. - zrelacjonowałem po krótce. Zabrzmiało to tragicznie, co potwierdziła mina Lizzy.

- Ale Ty lubisz kombinować. Powiedziałeś Jej co czujesz? - dopytywała.

- Tak. Mniej więcej. - sprostowałem niepewnie.

- A Ona zrozumiała mniej czy więcej? - cisnęła.

- No a skąd niby mam to wiedzieć!? - wkurzyłem się, ale to chyba przez te emocje, które rozpierdzielały mi już łeb.

- No dobra, zostawmy to. A co Sonia na to? Wyznała Ci coś? - Elizabeth mówiła tonem dobrego dziennikarza.

- Niby co? - byłem zaintrygowany. - Wiesz coś czego ja nie wiem? - naskoczyłem na przyjaciółkę.

- Ogarnij człowieku! Pytam tylko. Jak na moje oko po prostu wystraszyła się, czuje się przytłoczona i potrzebuje więcej czasu. - powiedziała głosem eksperta, czym tylko mnie wkurzyła.

- Znawca tematu się znalazł. To co ja niby mam teraz zrobić, co? - nie byłem miły, ale wcale nie taki był mój cel.

- Czekać. Możesz tylko czekać. Sama do Ciebie przyjdzie, gdy będzie gotowa. - pokiwała głowa i zostawiła mnie samego z bijącymi się myślami.

Sonia

Unikałam rozmowy z Joshem, odpowiadałam tylko półsłówkami i nie patrzyłam mu w oczy. Na szczęście szybko odebrałam Cole'a od Pani Sherman i wróciłam do domu. Jedna noc wystarczyła by wszytko tutaj przypominało mi Aidana. Ta noc to spełnienie moich marzeń. Ale to tylko jedna noc. Czy jest szansa by było ich więcej?

- A Ty co o tym myślisz kochanie? - zapytałam wierzgającego w łóżeczku synka. Patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi oczyma, a ja widziałam w Nim ojca.

- Teraz jesteś mały i niewiele z tego rozumiesz. Ja w sumie też. Wiem, że Aidan się stara, teraz. A co będzie za jakiś czas? My Go pokochamy, a On odejdzie? Znudzi się? Zostawi Nas samych? - myślałam głośno, a Cole uważnie śledził każdy mój ruch.

- Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Zasługujesz na pełną szczęśliwą rodzinę. Masz prawo poznać tatusia. Tylko czy tatuś będzie chciał być z Nami? Oj maluchu, oto jest pytanie...

Dźwięk telefonu rozbrzmiał, gdy kończyłam wycierać naczynia. Numer który mi się wyświetlił rozpętał we mnie burze emocji. Tyle razy czekałam aż odbierze, by móc Mu przekazać wiadomość o dziecku. Tak bardzo chciałam, by choć raz odebrał. Jedno krótkie "halo" i byłabym usatysfakcjonowana. Ale nigdy tego nie zrobił. W konsekwencji do tej pory nie ma pojęcia, że został ojcem. Przez krótki moment sama mam ochotę odrzucić połączenie, odegrać się za rozczarowanie, które wtedy czułam. Nie zrobiłam tego.

- Halo? - udało mi się powiedzieć, gdy powietrze wypełniło moje płuca.

- Sonia, to ja. - doskonale o tym wiedziałam, a i tak zaskoczył mnie Jego głos w słuchawce. Poczułam dreszcze na karku.

- Cześć. - udało mi się wydusić przez ściśnięte gardło.

- Nie mogłem wytrzymać dłużej. Możemy się spotkać? - poprosił Aidan, choć bardziej wydawał mi się to akt desperacji niż prośba.

- Co proponujesz? - zapytałam.

- Obiad?

- Już jedliśmy. Ale wybieramy się na spacer do parku. Jeśli chcesz to możesz się przyłączyć. - zaproponowałam.

- Gdzie dokładnie i o której?

- Sapleton Central Park. Za godzinę przy fontannie. Pasuje?

- Będę czekać. - rozłączył się. 

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz