Rozdział 54.

1.8K 75 1
                                    


Witam wszystkich czytelników, zarówno tych "starych" jak i nowych. Jest mi bardzo miło, że chcecie czytać efekty mojej tak zwanej twórczości.

 Przykro mi, że kazałam Wam czekać, ale niestety nie mam zbyt wiele wolnego czasu, nie każdy ma wakacje :(

 Miłego czytania i pozdrawiam :)

 *********************************************

Aidan

Ledwo opuściłem  Denver, a już marzyłem o tym, aby zawrócić, zostać z Sonią i Colem. Niestety musiałem dokończyć zadanie, dopaść Bourdo, zadbać by zgnił w więzieniu. Po tym co się stało w ciągu kilku ostatnich dni jestem zmotywowany do działania. Nie spocznę póki nie dopadnę drania.

- Wszystko okej? - zapytała Elizabeth, gdy tylko wylądowaliśmy na Heathrow.

Sam byłem zaskoczony, że jednak zdecydowała się ze mną wracać do Londynu. Byłem przekonany, że postanowiła zarzucić sidła na doktorka. Szczerze mówiąc byłoby mi to na rękę. Wtedy miałbym pewność, że Josh zostawi Sonię w spokoju.

- Zajebiście. - rzuciłem na odczepnego. Lizzy zgromiła mnie wzrokiem i przywaliła pięścią w ramię. Cholera, blondi ma uderzenie jak się wkurzy.

- Kretynie, nie wyładowuj na mnie swoich frustracji, bo to nie moja wina, że musisz wracać. Zresztą sam dokonałeś wyboru. - Elizabeth obróciła się na pięcie i ciągnąc małą różową walizkę skierowała się do wyjścia, zostawiając mnie z tyłu. Niech to szlag!

- Lizzy! Poczekaj! Sorry, nie chciałem... - krzyczałem za nią, lecz nawet się nie obejrzała.

Jeszcze mi tylko brakowało przyjaciółki na fochu do kompletu. Z dala od Soni wszystko zaczyna się sypać. Tylko przy niej moje życie nabiera barw i sprawy układają się pomyślnie, nie to co teraz.

Gdy wyszedłem z hali zdążyłem zobaczyć tylko odjeżdżającą taksówkę, w której znikała Elizabeth. Zadzwonię do niej później. Niech ochłonie.

Do wynajmowanego mieszkanie dotarłem dopiero półtora godziny później. Szybki prysznic i mocna kawa to wszystko na co mogłem sobie pozwolić zanim nie ruszyłem do bazy. Stanley i inni członkowie mojej ekipy wydzwaniali do mnie wielokrotnie, ale nie miałem głowy do pracy. Wolałem spędzać czas w nieco przyjemniejszej atmosferze. Na samo wspomnienie gorącego ciała Soni ogarnia mnie żar, a moje spodnie robią się ciasne. Nie teraz.

- Cześć wszystkim. - mówię wchodząc do biura. Kilka osób kręci się przy aktach, inni analizują jakieś pliki czy cholera wie co. Nikt specjalnie nie zwraca na mnie uwagi. Co tu się do kurwy nędzy dzieje?

- Któż to raczył przywlec tu swój żałosny tyłek? - kpiący głos należał do Stanley'a.

- Nie było mnie, fakt. Ale już jestem i mogę wracać do roboty. Co mnie ominęło? - zapytałem spokojnie, lecz mina mojego kompana wskazywała, że coś tu nie gra.

- Dzwoniłem do Ciebie. Dziesiątki razy. Nawet nie odebrałeś. - Starszy kolega był wyraźnie wściekły.

- Każdy ma prawo do kilku dni urlopu, nawet ja. Więc odpieprz się i mów, co się działo podczas mojej krótkiej nieobecności. - podkreśliłem ostatnie dwa słowa.

- Znaleźliśmy Bourdo. - powiedział jakby nigdy nic. Zamrugałem dwa razy, nie wierząc w to, co właśnie usłyszałem. Jak to?

- Co? Jak? Kiedy? Gdzie jest ten skurwysyn? – krzyczałem rozemocjowany, a serce biło mi zdecydowanie zbyt szybko. Tak długo na to czekałem, a teraz taka akcja mnie omija. Nie ogarniam...

- Jest w Tenby. To nieduże rybackie miasteczko na wybrzeżu zatoki Carmarthen. Ma tam mały domek. Wtopił się w tłum turystów. Żona Nas do niego zaprowadziła. Przez ten cały czas udawał zwykłego przykładnego obywatela. - słowa Stanley'a zwaliły mnie z nóg.

Dlaczego poświęcam tak wiele miesięcy swojego życia na złapanie tego drania, a gdy biorę zaledwie 3 dni wolnego, wszystko dzieje się za moimi plecami. Mam jakieś jebane szczęście...

- Złapaliście go? - wciąż nie mogę w to uwierzyć.

- Właściwie to czekaliśmy na Ciebie, ale cały czas mamy go na oku. Więc zbieraj dupę w troki i jazda! - rozkazał Stanley.

Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Zabrałem sprzęt i ruszyłem na polowanie. 



Sonia

Od wyjazdu Aidan ani razu się nie odezwał. Co kilka minut spoglądałam z nadzieją na telefon, ale on ciągle milczał. Nie dopuszczałam jednak do siebie myśli, że tak się to skończy. Obiecałam dać Mu szansę i dotrzymam słowa.

Ostatnie dni były dla mnie co najmniej niezwykle. W tak krótkim czasie moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz czuję jakby wszystko wracało do normy. Znów jestem tylko ja i mój synek. Przywykłam już do takiego stanu rzeczy. Może to i dobrze, że Aidan póki co musiał wyjechać, bo dzięki temu zyskałam czas na oswojenie się z nową sytuacją. Wcale nie jest łatwo tak z dnia na dzień rzucić wszystko i zacząć od nowa, na nowych zasadach. Łączy Nas jakaś tajemnicza więź, nie tylko pożądanie. Nie jestem jednak jeszcze gotowa by odpowiedzieć sobie na pytanie, czym owa więź jest. Potrzebuję więcej przestrzeni. Muszę to wszystko na spokojnie sobie przemyśleć. Tak czy siak, mam nadzieję, że nie czeka mnie rozczarowanie. Chociaż raz chciałabym wygrać. W głębi serca czuję, że tym razem może się udać.

Dzwoniła do mnie Isabell. Jako młoda mężatka czuje się świetnie, a miesiąc miodowy upływa im w sielskiej atmosferze. Cieszę się ich szczęściem. Dlatego też nie podzieliłam się z przyjaciółką dręczącymi mnie sprawami.

Musiałam się jednak komuś wygadać, a jedyną osobą, z którym mogłam swobodne porozmawiać o swoim życiu była moja kochana ciocia. Może nawet zrobię sobie weekendowy wypad do Austin. Tak, to dobry pomysł. 

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz