Rozdział 28.

1.9K 80 0
                                    

Aidan

- Hej, co się z Tobą dzieje? - zapytała Lizzy lustrując mnie uważnie z góry na dół.

- Nic. - odburknąłem oschle, nie mam zamiaru jej się z niczego tłumaczyć.

- Jesteś kretynem i chamem, wiesz? Ale spoko, goń się. Więcej nie zapytam. - zirytowała się i zjechała mnie, choć na niewiele się to zdało. Miałem zbyt dużo na głowie, by przejmować się jeszcze jej fochami. - Nie chcesz gadać o sobie to nie. Wiadomo już coś o Bourdo? - zmieniła temat, ale o pracy też nie chciałem gadać. W ogóle nie miałem na nic ochoty. Czułem się jak gówno.

- Dalej nic. Ciągle szukamy. Ostatni raz jego telefon logował się dwa tygodnie temu, od tego czasu cisza, zero śladu. Jest za cwany by dać się złapać. I zaczyna mnie to już wkurwiać. - zrzuciłem ze stołu butelkę wody, która na szczęście była zakręcona. Złość aż ze mnie kipiała.

- Wyluzuj chłopaku! - wrzasnęła Elizabeth. - To że jakaś Sonia zalazła Ci za skórę nie znaczy, że masz się na mnie wyżywać, okej? - Blondynka też się wkurzyła, co było całkiem zrozumiałe w tej sytuacji.

- Ani słowa na Jej temat. Nie masz o Niej zielonego pojęcia, więc tym bardziej trzymaj język za zębami. - wycedziłem przez zaciśnięte szczęki.

- Czuły punkt. Czyżby szanowna Sonia znalazła sobie kogoś bardziej wartościowego niż Alvaro z drugiego końca świata? – wiedziałem, że robiła to celowo, ale mimo to nie miałem zamiaru tego słuchać.

- Powiedziałem Ci już, odpierdol się od Soni! - wrzasnąłem jak opętany.

- Czyli jednak. Zostawiłeś Ją, a i tak oczekiwałeś, że będzie na Ciebie czekać jak jakaś naiwna Penelopa na swego Odyseusza? Jesteś idiotą, a teraz samotnym idiotą, Aidan. - wbijała kolejna szpile, a każde słowo sprawiało coraz większy ból. Najgorsza ze wszystkiego była jednak świadomość, że jej słowa niewiele odbiegały od prawdy.

- Wiem kurwa! Naprawdę wiem! - przyznałem jej rację i dopiero wtedy zamilkła. Ukryłem twarz w dłoniach, byłem załamany. Po raz pierwszy w swoim marnym życiu żałuję, że wybrałem taką drogę a nie inną. Tak strasznie chciałbym rzucić teraz wszystko i zobaczyć Cole'a. Ale nie mogę Im tego zrobić. Nie mogę Ich ranić bardziej niż to konieczne. Jestem w dupie.

Sonia

Sen był mi potrzebny bardziej niż powietrze. Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz czułam się tak wypoczęta. Zamiast jednak cieszyć się z tego faktu, wpadłam w panikę. Gdzie jest Cole? Zerwałam się na równe nogi i popędziłam do salonu, gdzie zostawiłam małego w towarzystwie Josha. Chłopaki spali sobie smacznie na kanapie, mały na dużym. Słodki widok wzruszył mnie prawie do łez. Josh zaczynał traktować Cole'a jak własnego syna, a do tego nie mogłam dopuścić. Chłopak powinien mieć własne życie, a nie skupiać się na moich sprawach i problemach. Bez wątpienia bardzo mi pomagał j byłam mu za to niezmiernie wdzięczna, ale nie powinnam na to pozwalać. Nie chciałam ich jednak budzić, jeszcze nie. Wróciłam na palcach do łóżka i wyjęłam z nocnej szafki schowany tam list od Aidana. Nie mogłam się powstrzymać przed ponownym przeczytaniem jego treści. Znałam niemal każde słowo na pamięć, a jednak czytałam go raz za razem. Coś mnie tknęło i mimo bardzo wczesnej pory wybrałam Jego numer. Gdy już myślałam, że nie odbierze usłyszałam głos po drugiej stronie:

- Halo? - przeszył mnie dreszcz. To nie był głos Aidana.

- Przepraszam, najwyraźniej pomyliłam numer. Proszę mi wybaczyć. - tłumaczyłam się ze wstydem, nie rozumiejąc jak to w ogóle możliwe.

- Spokojnie, nie ma problemu, ale jeśli chciała się Pani dodzwonić do Aidana to dobrze Pani trafiła. - wciągnęłam gwałtownie powietrze, bo kobiecy głos wprawił mnie w zdumienie, ale i zakłopotanie. - Jesteś Sonia, prawda? - kontynuowała moja rozmówczyni, ale miała nade mną tę przewagę, że mnie znała moją tożsamość. Ja za to nie miałam pojęcia z kim rozmawiam.

- A Pani kim jest? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Przyjaciółką. - odrzekła bez wahania. - Dużo o Tobie słyszałam, wiesz? - bezpośrednia baba przeszła od razu na "ty". Wkurzyłam się.

- Jakoś nie przypominam sobie, abyśmy miały okazję się poznać. - oznajmiłam z pretensją w głosie.

- Aidan wiele o Tobie opowiadał. Właśnie bierze kąpiel, ale jeśli poczekasz kilka minut to z nim porozmawiasz. - wyjaśniła dobrodusznie nieznana kobieta, a we mnie się krew zagotowała. Co za zdzira ma czelność mówić mi takie rzeczy!?

- Nie dzięki, to nic ważnego. Nie zawracaj Mu głowy. Już nie przeszkadzam, żegnam. - powiedziałam na zakończenie i rozłączyłam się. Nie tak to miało wyglądać. Chciałam zrobić krok do przodu, a mam wrażenie, że cofnęłam się o dwa. Bez sensu. Muszę dać sobie wreszcie z Nim spokój, nie jest tego wart. Muszę wreszcie odpuścić. Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Przed oczami pojawił mi się Jego obraz, wtedy gdy spotkałam Go po raz pierwszy. Ledwo zaczęłam pracę w domu Liama, gdy wpadł w odwiedziny. Mieli taki zwyczaj, że co weekend umawiali się na podryw, szli na imprezę, pili, bawili się, wracali nad ranem, po przejściach. Ale tego pierwszego razu, gdy spojrzał na mnie tymi swoimi turkusowymi oczami nie zapomnę do końca swoich dni.

- Liam, a co to za Królewnę trzymasz w tym swoim zamku? - zapytał kuzyna, nie odrywając wzroku od mojej twarzy. - Cześć, jestem Aidan. - wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja niepewnie podałam mu swoją. Chwycił ją delikatnie, lecz zamiast uścisnąć jak to się zwykle robi, On odwrócił moją rękę grzbietem do dołu i uważnie przyglądał się każdej rysce na mej dłoni. Palcami obu rąk kreślił nieznane wzory, aż poczułam niemoc w nogach. Zabrakło mi tchu w płucach. To wtedy wszystko się zaczęło. Miałam do Niego słabość. I to się chyba nigdy już nie zmieni. 

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz