Rozdział 45.

1.8K 73 2
                                    

Sonia

Deja vu. Znowu stoimy pod moim blokiem, bo Aidan uparł się, że odwiezie mnie do domu. Tylko nie chcę żeby skończyło się jak poprzednim razem.

- Dzięki za podwózkę. To był męczący dzień. Padam z nóg. - zagaiłam.

- Faktycznie. - burknął Aidan. O ile ja byłam zmęczona to On był wyraźnie przybity.

- Chcesz jeszcze wejść na kawę czy coś? - Zaproponowałam uprzejmie, nie zważając na tłukące mi w piersi serce i ostrzegający głos w głowie.

- Sorry, ale marne ze mnie towarzystwo. Może lepiej będzie jak już wrócę do siebie. - Blondyn wyraźnie dawał mi znak, że mam się nie wtrącać. Tylko co ja poradzę na to, że nie potrafię zostawić Go w takim stanie?

- Jesteś pewny? - próbowałam nie brzmieć żałośnie, oczywiście z marnym skutkiem.

- Sonia, odpuść. Nie przejmuj się mną. Kto jak kto, ale Ty najbardziej ze wszystkich masz prawo mieć na mnie wywalone. Dlaczego? - mówił przygnębionym głosem, jednocześnie szczerze zainteresowany odpowiedzią.

- Myślałam, że mamy to już za sobą i że jesteśmy przyjaciółmi. Myliłam się? - może i jestem naiwna, ale naprawdę tak pomyślałam.

- Jesteś niesamowita, mówiłem Ci to już? - dziwił się, lecz ja nie widziałam tu żadnych powodów ku temu.

- Tak wiem. Chodź marudo, Cole został u Pani Sherman, więc i tak będę siedzieć sama. Ty zresztą też będziesz czekał na Elizabeth, a tak chociaż będziemy wiedzieć, kiedy Josh wróci. - Spróbowałam ostatni raz i nawet poskutkowało. Aidan wysiadł z auta i podążył za mną.


Aidan

Sonia zaskakuje mnie na każdym kroku. Jej empatia nie zna chyba granic. Gdybym ja był na Jej miejscu to najchętniej zasadziłbym sam sobie kopa. Zasłużyłem, wiem. Więc dlaczego to właśnie Ona teraz przejmuje się mym paskudnym humorem? Cholerna rodzinka zepsuła mi cały wieczór...

- Głodny jesteś? - dobiegł mnie głos z kuchni. To takie dziwne, jeszcze chyba nikt nigdy dla mnie nie gotował. Nawet matka rzadko zajmowała się pracami domowymi, zwykle wynajmowała ludzi do poszczególnych prac. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, kobieta sama dodała - Robię sobie kanapki, więc zjesz ze mną do towarzystwa. Przyjęcie było fajne, ale te przekąski to chyba tylko dla dekoracji tam stały. - zachichotała. Ta kobieta naprawdę potrafi zaskakiwać. A ja zdaję sobie sprawę, że do tej pory niewiele o Niej wiedziałem.

- Dzięki. Pyszne były. - Podziękowałem, gdy góra kanapek z indykiem zniknęła.

- Moje ulubione. Zawsze byłam mięsożerna, ale po ciąży nadal jem za dwoje. - Zaśmiała sie z pozoru wesoło, lecz wyczułem lekki podtekst.

- Jesteś tak malutka, że możesz jeść, ile tylko wlezie. I tak wyglądasz ślicznie. - Nie skłamałem, a mimo to Sonia zarumieniła się jak to miało już w zwyczaju słysząc jakikolwiek komplement.

- Chcesz coś do picia jeszcze? - zaproponowała by zmienić temat.

- A co masz? - zapytałem.

- Zimne piwo? - powiedziała z wahaniem.

- Nie tym razem. Masz kakao? - nie wiem czy tym pytaniem bardziej zaskoczyłem Ją czy siebie.

- Serio chcesz kakao? - dziwiła się.

- Pewnie. Tylko nikomu ani słowa. - zaśmiałem się konspiracyjnie.

- Masz to jak w banku. - odpowiedziała ze szczerym śmiechem. Podobała mi się taka. Szkoda, że tak rzadko mam okazję widzieć Ją właśnie w takim nastroju.

- Gdy byłam mała to mama każdego ranka szykowała mi kakao na śniadanie. Do tego drożdżówka z dżemem morelowym i dopiero mogłam wyjść do szkoły. Mawiała, że muszę jeść, bo inaczej porwie mnie wiatr. Zawsze byłam mała i chuda, nic nie mogłam na to poradzić. Gdy inne dzieci naśmiewały się ze mnie to pocieszała mnie mówiąc, że "Małe jest piękne". Czasem brakuje mi jej ciepłego tonu i słów pocieszenia. Żałuję, że już nigdy nie usłyszę jej głosu. Już nigdy nie przytuli mnie i nie powie, że po każdej nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój. - Pogrążyła się we własnych wspomnieniach, przez co oczy zaszły Jej mgłą. Wyglądała tak krucho i niewinnie.

- Bardzo mi przykro z powodu Twojej mamy. - Nic więcej nie mogłem powiedzieć.

- To przecież nie Twoja wina. Złe rzeczy przytrafiają się nawet dobrym ludziom. Taki już los, a przeznaczenia nie oszukasz. - Dodała markotnie. - Mówię to jednak nie dlatego, żeby użalać się nad sobą, ale po to, aby pomóc Ci zrozumieć, że rodziców mamy tylko jednych i bez względu na to jacy są czy też byli, przyjdzie taki dzień, kiedy docenimy każdą chwilę spędzoną razem. Każdy najmniejszy szczegół będzie mieć wtedy znaczenie. To może być jutro, może za rok, albo dwadzieścia lat. To bez znaczenia. Chodzi o sam fakt, że czas jest bezwzględny i lepiej nie czekać z działaniem aż się skończy. Lepiej zrobić coś nie do końca dobrze niż potem żałować, że się nic nie zrobiło. Nie wiem jaki był Doktor Morgan kiedyś, ani jakim był, czy też nie był, ojcem. Wiem natomiast, że ma wielkie serce, a pracę traktuje jako misje życiową. Jest dobrym człowiekiem, całkowicie oddanym służbie innym, w tym małym pacjentom, którzy naprawdę bardzo Go potrzebują. Nie traktuj Go tak surowo, przecież wyraźnie widać, że zależy Mu na Tobie. Pogadaj z Nim, co? Oboje na pewno bardzo się zmieniliście i nie jesteście tymi samymi osobami, co jakieś dwadzieścia czy nawet dziesięć lat temu. Nic nie ryzykujesz, a możesz wiele zyskać. Zaufaj mi. - Miałem mieszane uczucia. Możliwe, że Sonia miała sporo racji w tym, co powiedziała, a mimo to nie byłem przekonany.

- Niby na jakiej podstawie wnioskujesz, że mój ojciec zasługuje na kolejną szansę? Albo, że chociaż chciałby ją dostać? Ja nic takiego nie zauważyłem. - Sonia nie traciła cierpliwości tylko dalej, tym samym mądrym tonem, przemawiała do mnie.

- Widzę to. Wiem już, co to znaczy mieć dziecko. Jakie to uczucie, gdy patrzy się na żywą cząstkę samego siebie. Wspaniałe uczucie. Z niczym innym tego nie można porównać. I właśnie dla tego uczucia człowiek jest w stanie zrobić znacznie więcej niż jesteś sobie w stanie wyobrazić. - Może rzeczywiście, nie potrafię sobie czegoś takiego wyobrazić. Ale ojciec...

- Po co mam dać Mu szansę? - zapytałem.

- Po pierwsze, dla samego siebie. Żebyś potem nie żałował, gdy będzie już za późno. Albo zrób to dla niego, bo widać, że bardzo Mu zależy na kontakcie z jedynym synem. Ewentualnie, jeśli nic z tego o czym mówię dla Ciebie nie znaczy, to zrób to, bo Cię o to proszę. Jako Twoja przyjaciółka, chciałabym abyś przestał chować urazy za maską gniewu. Tak, Aidan. Wiem, że ukrywasz prawdziwe uczucia. I wiem, że wcale nie jesteś taki twardy jak chciałbyś być. Więc jeśli to jedyne wyjście, to błagam. Zrób mi tą przyjemność i pogadaj z ojcem, a wszystkim wyjdzie to na dobre. - Zakończyła szeptem. Chwilę potrwało zanim przyswoiłem słowa kobiety. Wiem, że chciała dobrze. Wiem, że znowu czuje potrzebę odgrywania roli dobrego samarytanina, który nie przejdzie obojętnie nawet obok wroga. Taka już jest i za to Ją cenie. Nie chcę jednak, aby ktokolwiek, nawet Ona, mówiła mi co mam robić.

- Droga Soniu, może dla przyjaciółki faktycznie mógłbym zrobić to o czym mówisz, a nawet więcej. Problem jednak w tym, że Ty nią nie jesteś. 

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz