Rankiem wstałam wypoczęta jak nigdy. Niekiedy ludzie opowiadają, że w nowych miejscach nie potrafią pierwszą noc przespać spokojnie, a ja? Mam zupełnie na odwrót. Po kilku minutach leżenia uświadomiłam sobie, że obowiązki wzywają. Za niedługo mam dyżur, więc poszłam do kuchni przygotować sobie jednoporcjowe śniadanie. Po jego zjedzeniu ubrałam się na sportowo i wyszłam z mieszkania. Pogoda była cudowna. Wiosenne słońce raziło mnie w oczy... Po chwili weszłam do bazy. Po przebraniu, przywitałam się z pozostałymi osobami. Po chwili jak zawsze minutę przez zaczęciem dyżuru przyszedł Piotrek, z którym dzisiaj miałam być w zespole. Jak zawsze przywitałam się z nim, chociaż czasami wydawało mi się to zupełnie bezużyteczne. Jak zawsze odpowiedział mi jedynie przytaknięciem twierdząco głową, jednak pierwszy raz z uśmiechem, co u mnie wywołało delikatny zarys szczęścia. Sama się tym zdziwiła.
- No jak on to robi... - rzucił ironicznie, jednak z cząstką powagi Adaś
- Ale co? - spytałam nieświadoma słów Adama
- No, że po kilku dniach bez jakiegokolwiek uwodzącego zachowania dziewczyny się w nim zakochują
- Mam nadzieję, że nie mówisz o mnie, Adaś?
- Tak, o tobie. A co? Pomyliłem się?
- Tak o to bardzo. Ja go nawet nie lubię człowieku... Zobacz jak się zachowuje. Ma całe życie w dupie, a mnie przy okazji - odparłam siadając na kanapie obok
- To tylko tak wygląda, a poza tym ma powody
- O czym ty mówisz? Tym powodem jestem ja? - zapytałam raczej twierdząco
- Nie no coś ty... To zupełnie coś innego. To jest związane z... - w tym momencie przerwał Adamowi Wiktor, który najwidoczniej słysząc naszą rozmowę wparował do głównego pomieszczenia
- Adam, pamiętasz co mu obiecaliśmy? Nie daj się ciągnąć za język - rzucił w stronę Wszołka, a do pokoju wszedł Piotrek, jednak nie na długo, bo po kilku sekundach wyszedł z bazy najwidoczniej idąc do karetki. Zrobiłam to samo, ponieważ nie chciałam wyjść przed Wiktorem na ciekawską zouze, ale z drugiej strony mnie do tego tak bardzo pociągało, albo jedynie w tym przypadku. Usiadłam na tył karetki podciągając nogi do szyi. Czekałam na jakiekolwiek wezwanie, które na złość nie napływało. Po chwili nie wytrzymałam i wybuchłam ironią zaglądając przez okienko.
- Co ja ci zrobiłam, co? - Ten bez słowa pokiwał przecząco głową zupełnie mnie olewając. Wyciągnął telefon jak gdyby nigdy nic i zaczął przeglądać sieć. - Dobra. Nie chcesz to nie mów, ale uwierz, że kiedyś będziesz przez to czuł ból - rzuciłam siadając na dawne miejsce. Piotrek zniknął z mojego pola widzenia. Po chwili usłyszałam drażniący dźwięk zamknięcia drzwi. Zernęłam przez okno, nie było go. No cóż... Wiem, wiem... Powinnam zostawić go w spokoju przecież nie mój w tym interes jak żyje... Znów wyszłam źle na tle bazy... Muszę go przeprosić, jednak jak? Przecież on w ogóle ze mną nie gada. Po chwili wsiadł ktoś do karetki. Tym ktosiem był Wiktor. Zaczął wypełniać papierki.
- Co się stało z Piotrkiem? Widziałem jak wchodził do bazy nieźle zdenerwowany - rzucił Wiktor nie odrywając wzroku od dokumentów
- Troszkę przegiełam... Ale o co z nim chodzi? - spytałam wkładając całkowicie głowę do przedniej kabiny
- Uwierz Martynka, że bym ci powiedział, bo jesteś widzę godna zaufania, jednak nie mogę. Jeśli chcesz to ty się go zapytaj, a może po jakimś czasie gdy się bardziej poznacie to ci wyjawi to.
- Ale on ze mną w ogóle nie rozmawia! Żadnego prostego słowa - rzuciłam coraz bardziej wściekła
- Nie martw się. To jest naprawdę bardzo dobry chłopak i prędzej czy później się do ciebie odezwie - odparł, a ja usiadłam zrezygnowana na tyle karetki
- Wątpię - rzuciłam szeptem do siebie. Co mi się tak zachciało z nim rozmawiać, jednak chyba swą obojętnością wyróżnia się w tłumie. Albo przynajmniej ja to czuję
CZYTASZ
//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek
De TodoMartyna - mądra, utalentowana dziewczyna próbująca zacząć nowe, samodzielne życie Piotrek - dobry ratownik, chłopak po przejściach zakręcający wokół siebie dziewczyny jak pozytywki