52. Jeśli mu się coś stanie, to nigdy ci tego nie wybaczę. Obiecuje Ci to

221 10 4
                                    

Rano obudziłam się wtulona w puszystą poduszkę. Spało mi się niesamowicie dobrze. Pierwszy raz się wyspałam jak należy. Podnosząc się od razu poczułam zapach kawy. Wspomnieniami wróciłam do kilku miesięcy wcześniej, kiedy to tak samo obudziłam się po upojnej nocy, którą spędziłam z Piotrkiem.

Zaspana podniosłam się i po chwili przeszłam do części kuchennej. Po krótkiej chwili przywitałam się z chłopakiem.

*

- To pewnie Grzesiek. Pójdę otworzyć - powiedział idąc w stronę drzwi, gdy usłyszeliśmy drażniący dzwonek. Ja natomiast przetarłam twarz dłońmi. Musiałam się wreszcie stanowczo obudzić, bo za niedługo miałam dyżur. Po kilku sekundach w pomieszczeniu pojawił się Wiktor. Nie spodziewałam się. Po chwili się podniosłam pesząc się. Co on mógł sobis pomyśleć? Przecież jeszcze kilka dni temu płakałam mu w rękaw o to, że nie daje rady jak widzę Piotra.

- No cóż... Przeszkadzam? - zapytał próbując ukryć swój uśmiech, a ja równo z Piotrem zaprzeczyliśmy. Oboje w tej sytuacji czuliśmy się niekomfortowo.

- Piotrek... - usłyszeliśmy po chwili zza ściany ciche pomrukiwania, a następnie zauważyliśmy Kubusia.

- Choć tu. Nie bój się - powiedział Piotrek idąc w jego stronę, jednak niepotrzebnie, bo mały podbiegł do niego kryjąc się za jego nogami.

- Gdzie mama i tata? - zapytał maluch, a Piotrek rozejrzał się dookoła musząc najwyraźniej wymyśleć coś, żeby mały się nie denerwował. Widocznie bardzo brakowało mu już rodziców. Widziałam minę Banacha. Był w niemałym szoku. Takim jak ja wczoraj.

- Zjesz coś i tata przyjedzie. Obiecuję.

*

- Co z nią? - zapytałem w progu, gdy pod moim mieszkaniem pojawił się Grzesiek.

- Lepiej, ale jest ciężko. Jest załamana.

- Nie dziwię się - westchnąłem czekając na Kubę, który chciał zabrać jeszcze jakieś swoje rzeczy.

- Porozmawiajmy Piotrek. Musimy.

- O czym ty chcesz rozmawiać, co? - wysyczałem, a on spojrzał na mnie z niepewną miną.

- Chyba mamy o czym. Spotkamy się za jakiś czas?

- Ja myślę, że nie. Wszystko, co chciałeś powiedzieć powiedziałeś kilka dni temu, jak pojawiłeś się po tylu latach.

- Piotr. Nie bądźmy jak dzieci. Musimy sobie wszystko wyjaśnić. Ja muszę.

- Do jasnej cholery. Co Ty chcesz wyjaśniać?! - krzyknąłem nie panując nad sobą, a po chwili za mną pojawili się Wiktor i Martyna.

- Co jest? - zaczął mężczyzna - Piotrek? - podszedł nieco bliżej, jednak ja gestem ręki wskazałem, że wszystko jest w porządku.

- Już jestem gotowy - rzucił mały trzymając w ręku pluszaka. - Jedziemy? - zapytał.

- Tak, tak synku - Grzesiek chwycił małego za rękę, jednak on jeszcze na chwilę się wyrwał i wtulił się we mnie.

- Dziękuję. Było bardzo fajnie. Pójdziemy pograć w piłkę jeszcze kiedyś? - zapytał, a ja zniżyłem się do jego poziomu.

- Pewnie tak. Kiedyś na pewno.

*

- Jak się czujesz? - zapytałem po krótkiej chwili siedzenia w niezręcznej ciszy. Musiałem do niej przyjechać, a gdy zobaczyłem jak Grzesiek wychodzi z Kubą ze szpitala już nic nie musiało mnie przekonywać. Dziewczyna leżała skulona na łóżku, a po jej policzkach co chwilę spływały łzy.

- Lepiej, chociaż nie wiem. Sama nie wiem czy ja mogę poczuć się choć trochę lepiej - powiedziała spokojnie wpatrując się ciągle w jeden punkt. Wiedziałem jak cierpi. Utrata dziecka... Nawet nie miałem ochoty o tym myśleć.

- Będzie dobrze. Wszystko się ułoży, zobaczysz.

- Naprawdę?

- Fakt. To było nie na miejscu, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć - przerwałem na chwilę, jednak po chwili zastanowienia kontynuowałem - Diana, musisz żyć dalej. Masz Kubę i Grześka. Masz dla kogo

- Myślisz żebym nie chciała? Chciałabym bardzo, ale gdy poczuje się choć trochę lepiej, to od razu wszystko przypomina mi o tym, że ona... że moja córeczka nie żyje...

Poczułam jak serce mi się kraja. Nigdy nie mogłem patrzeć na kogoś, kto cierpi. Ona cierpiała niemożliwe bardzo. Chociaż dawno się nie widzieliśmy zrobiłbym wszystko, żeby poczuła się lepiej. Wziąłbym na siebie wszystko. Diana była cudowną dziewczyną. Nigdy nie brakowało jej uśmiechu na twarzy. Zawsze była dla każdego z naszej trójki autorytetem. Było po prostu dla nas ważna.

Nic już nie mówiłem. Wiedziałem, że tak będzie lepiej. Teraz każde słowo mogło sprawić jej przykrość czy coraz bardziej przybliżać do niej te okropne już wspomnienia. Minęła dłuższą chwilę zanim wtuliłem dziewczynę do swojego torsu. Po chwili zauważyłem jak bardzo jej stan się pogorszył. Przez płacz nie mogła nabrać tchu, a ja nie miałem pojęcia co zrobić. Po chwili do pomieszczenia wparował Grzesiek i widząc całą sytuację podszedł szybko do łóżka. Natomiast ja puściłem dziewczynę. Wiedziałem, że to on, jej mąż, będzie o wiele lepiej odnajdywał się w tej roli. Nie miałem już co tu szukać, a potwierdziłem to sobie jak mężczyzna spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem. Być może miał do mnie żal? Żal przez to, że sprawiłem, że na jej twarzy pojawiły się łzy? W końcu sam bym tak pewnie zareagował.

Martyna

Mijały godziny, a ja coraz bardziej się bałam. Co chwilę napadały mnie momenty, które powodowały łzy. Nie mogłam uwierzyć, że to się stało. Gdy lekarz wyszedł z sali serce zaczęło mi walić jak nigdy. Moje nogi robiły się jak z waty, a w mojej głowie tworzyły się najgorsze scenariusze. Jednym z nich była śmierć. W końcu serce człowieka nie zatrzymuje się od tak.

- Niech Pan mówi. Jestem córką - ponagliłam lekarza, a mężczyzna wypuścił głośno powietrze.

- No cóż... - westchnął - Było ciężko, ale wszystko się ustabilizowało. Pani ojciec jest pod dobrą opieką. Miał zawał.

- Czy mu coś grozi? - spytałam przez łzy, a po chwili zobaczyłam jak doszły do nas Ola i mama.

*

- Jak mogłaś? Czy ty w ogóle coś myślisz czy już mózg ci odebrał ten chłopak?!

Chciałam zniknąć. Po prostu wyparować. Widząc wściekłą twarz mojej matki nie dawałam rady i coraz bardziej brałam do siebie jej słowa. Byłam kretynką. Nie powinnam się tak zachowywać w stosunku do ojca. W dodatku wiedząc, że ma ogromne problemy z sercem. Drugi zawał to mimo wszystko nie są przelewki.

- Jeśli mu się coś stanie, to nigdy ci tego nie wybaczę. Obiecuje Ci to - wycedziła przez zęby, a ja poczułam ukłucie w serce. Zabolało. A już przecież nigdy nie miało. W dodatku przez matkę.

- Uspokój się mamo! - Ola mimo tego, że nie była przy tej rozmowie, jeśli można to tak nazwać, to wiedziała, że ona już sprawiła mi okropnie dużo bólu. Nieuleczalnego tak szybko.

- Obie jesteście siebie warte.

- Już, kochanie... Spokojnie - Gdy matka wyszła Ola wtuliła mnie w swoje ramię. Tyle musiało mi niestety na razie wystarczyć. Nie mogłam dostać tego, co teraz bardzo bym chciała. Piotrek.

//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz