- Mów samą prawdę. Nic nie dodawaj, bo się pogubisz, jasne?
Stojąc przed salą do rozpraw dostawałem kilka cennych rad od Wiktora. To jednak w ogóle mnie nie uspokajało, a w dodatku wdrażało w jeszcze gorszą atmosferę. Wiedziałem, że to będzie dla mnie bardzo trudne zadanie by przekonać sąd do czegoś, co działo się parę lat temu.
- Nie bój się. Jesteś niewinny. Bądź silny - rzucił na koniec, a ja delikatnie kiwnąłem głową. Po chwili obok pojawiła się Martyna, a mój humor nieco nabrał barw. Stała się dla mnie wszystkim. Prócz Banacha miałem tylko ją. Bardzo dużo wiedziała o mnie przez co rozumiała więcej niż inni. Nie musiałem jej nic mówić, a sama rozumiała, a więc nie musiałem ciągle walczyć z uczuciami, które wolałem mimo wszystko skryć gdzieś w głębi.
- Przepraszam, że tak późno, ale... - zanim dziewczyna dokończyła szybko złożyłem na jej ustach soczysty pocałunek. To bardzo dużo mi pomogło i poczułem niesamowitą chęć walki, która była mi niemożliwie potrzebna. Od niej zależało już chyba wszystko.
- Ważne, że jesteś.
*
Wchodząc na salę poczułem ogromną złość, gdy zobaczyłem siedzącego kilka metrów dalej mojego ojca. Wszystko wróciło. W mojej głowie pojawiło się tsunami wspomnień z nim związanych. Każdy mój oddech i krok do przodu przyprawiał mnie o nieprzyjemny dreszcz na plecach. Wiedziałem jednak że nie mogłem się dać pożreć emocjom i zrobić co w mojej siły by wyjść z tej sytuacji bez większych konsekwencji. Już nie chodziło o mnie, ale o Martynę. Wiedziałem, że jeśli coś nie pójdzie po mojej myśli to ją stracę. W końcu poważnie grozi mi kilka jak nie kilkanaście lat więzienia. Zatrzymując większość złych myśli usiadłem na swoim miejscu i gestem przywitałem się z moim adwokatem. Spojrzałem naprzód i od razu zobaczyłem srogi wyraz twarzy mojego ojca. Gdyby mógł to już dawno pożarł mnie swoim wzrokiem. Następnie obróciłem się i zauważyłem jak dużo osób jest obecnych. Jak dużo bliskich mi osób, które chciały bym czuł się choć trochę lepiej. Niestety to nie pomagało. Czułem się fatalnie. Moja spokojna przyszłość wisiała na włosku. Nagle z moich niespokojnych myśli wybudził mnie głos pewnej starszej kobiety, a ja zrozumiałem, że się zaczęło...
- Powstańcie. Sąd wchodzi.
Nie mogłem się kompletnie skupić. Cały byłem w stresie i nawet po kilku sekundach nie pamiętałem choć kawałka długiego wstępu sędziego. Przewodniczący kontynuował i dalej wyjaśniał jakie są nasze stanowiska i wyjaśniał poszczególne kwestie i wersję.
- Dostarczone zostało nam zaświadczenie, że w dniu robienia testu na narkotyki Piotra Strzeleckiego wynik był negatywny.
Tym sformułowaniem zakończył, a głos objął adwokat mojego ojca.
- Zdaniem Pana Pawła Strzeleckiego jego syn, obecny Piotr Strzelecki brał kilka lat temu natarczywie narkotyki i ze zmarłą Urszulą Strzelecką mieli w planach zapisać go na terapię uzależnieniową. Niestety nie zdążyli, gdyż stało się to co się stało. Mogło by być to niepewne i nie jasne, jednak mamy w posiadaniu Wysoki Sądzie papier z Ośrodka do leczenia uzależnień.
Słysząc to osłabłem i byłem w wielkim szoku. Moje obawy się w całości spełniły i wiedziałem, że muszę wymyśleć coś sensownego, aby przerzucić na swoją stronę Sędziego.
- Czy została sprawdzona legalność i odpowiednie papiery dotyczące prowadzenia tejże działalności?
- Niestety obecnie Ośrodek ten został zamknięty z około 3 lata temu, więc nie ma żadnych poświadczeń. Za czasów jednak istnienia tego ośrodka recenzje i opinie na jego temat były bardzo dobre, żeby nie powiedzieć że wzorowe.
- Dobrze. Poprosimy o dojście do głosu oskarżonego.
Słysząc to moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Nie byłem gotów na takie oskarżenie i zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć. Kompletnie mnie zatkało i jedyne czego chciałem to to by wyparować z tamtego miejsca. Mijały sekundy, a ja nie miałem pojęcia co powiedzieć. W tłumie zauważyłem zmartwioną twarz Martyny i wiedziałem że muszę postawić jakikolwiek krok.
- Nigdy nie zażywałem żadnych środków odurzających czy psychotropowych. Nie mam pojęcia jak się z tego wybronić, ale nie było żadnej takiej sytuacji. Możliwe, a raczej jestem pewien, że dokumenty te zostały sfałszowane.
Zakończyłem spokojnie. Sam siebie nie poznawałem. To był dopiero początek a ja już miałem dość. Pragnąłem ciszy i spokoju i wsparcia ze strony najważniejszej mi osoby. Definitywnie to by pomogło.
- Jak to mówią, brak dowodów równa się brak zmiany. Niestety nikt nie jest w stanie poświadczyć o nieprawdzie czy prawdzie przedstawionych obecnym nam dowodom. Moim zdaniem Wysoki Sadzie prócz tego dokumentu nie ma innych dowodów w tymże oskarżeniu. Jestem pewny i trzymam zdania mojego klienta, że to jego syn był winny śmierci matki. Obecny Paweł Strzelecki przez całe życie starał się robić jak najwięcej dla swojej rodziny. Co za to dostał? Brak szacunku i kilka straconych lat w więzieniu. Czy mężczyzna zdolny do zabicia swojej żony nie robił by problemów w więzieniu? Czy wieczory spędzał by w samotności wpatrując się w zdjęcie swojej rodziny? Nie. Sprawa jest jasna.
Słysząc kolejne perfidne kłamstwa opadłem z sił i usiadłem na swoim miejscu. Mój adwokat zaczął mnie wybraniać, jednak ja nie miałem siły tego wszystkiego słuchać. Ta chęć zemsty mojego ojca była bardzo bolesna.
- Co Pan miał w głowie Panie Strzelecki zabijając swoją matkę?
Nastała cisza. Nie miałem pojęcia jak się z wszystkiego wybronić, a wszystkie oczy były skierowane na mnie.
- Ja nic nie zrobiłem! Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił!
Emocje dały w siłę i wiedziałem już dobrze, że ciężko mi się będzie dało uspokoić.
- Przyznaj się synu. Wtedy będzie Ci grozić mniej lat w więzieniu.
Słysząc głos mojego ojca miałem ochotę wyjść. Mówiąc to mężczyznie rzekomo i specjalnie zaszkliły się oczy. Miał przygotowany świetny sposób manipulacji. Po tych słowach spojrzałem na niego z wyrzutem i już wiedziałem, że lecę na oparach. Nie miałem choć jednego dobrego argumentu popartego mocnymi dowodami. Po chwili spojrzałem w tłum i zauważyłem Wiktora i Martynę, których nie spokój był wymalowany na twarzy. Gdy nasze spojrzenia z Banachem się skrzyżowały gestem wskazałem, że nie mam szans. Jak zawsze dawał mi świetnie rady to teraz milczał, a jego twarz była kamienna. Nic nie dało się z niej wyczytać. Wiedziałem że to znaczy koniec. Definitywny koniec. Martyna... Jedyne co miałem teraz w głowie to tylko ją i konsekwencje jakie poniesie gdy trafię do więzienia. Zacząłem żałować automatycznie naszego wczorajszego wieczoru. To był ogromny błąd.
Z moich myśli wybudził mnie adwokat, który od kilku dobrych sekund zaczął mnie szarpać za ramię. Dobrze wiedział że sam tego nie ugra, jednak ja straciłem wszelkie nadzieję. Widząc mój stan a raczej brak stanu mężczyzna poprosił o kilka minut przerwy. Zmarnowany spojrzałem w stronę tłumu, z którego wybiegła Martyna. Moment później miałem ją w swoich ramionach.
- Skarbie wiem że ci ciężko, ale musisz dać radę. Wszystko w twoich rękach. Mów wszystko. Wiem że to okropne, ale musisz wyrzucić przed sąd wszystkie wspomnienia, które cię łączą z tym. człowiekiem. Zrób to dla mnie, proszę...
Nie mogłem się powstrzymać. Po moim policzku spłynęła łza, a ja czule wtuliłem dziewczynę do swojego torsu. Bardzo to przeżywała, a ja robiłem wszystko żebym został skazany. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem, że jestem dla kogoś aż tak bardzo ważny. Było to niesamowite uczycie, choć z drugiej strony nie byłem tego taki pewny.
**
Wesołych świąt kochani! Bardzo dawno mnie tu nie było ale jestem. Gdyby nie pewna osoba to rozdziału by nie było albo byłby w późniejszym terminie. Na pewno tu jesteś ❤️
CZYTASZ
//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek
CasualeMartyna - mądra, utalentowana dziewczyna próbująca zacząć nowe, samodzielne życie Piotrek - dobry ratownik, chłopak po przejściach zakręcający wokół siebie dziewczyny jak pozytywki