39. Tak jakby ktoś wyjawił jego największą tajemnice?

334 18 17
                                    

*

- No trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam - skomentował Banach widząc siedzącego Strzeleckiego - Piotr do cholery, to jest takie trudne? Leżeć? - dodał, a po chwili zjawił się obok bruneta i wydał mocne polecenie pospieszone rękoczynem - Leż i nie waż się ani drgnąć.

- Czuje się dobrze, naprawdę - chłopak spojrzał widocznie psychicznie zmęczony i przejechał po opatrunku na szyi.

- Tak? To dziwne, bo lekarz mi mówił coś zupełnie innego - lekarz ciągle nie zmieniał ciężkiego tonu głosu.

- O czym Pan mówi?

- Piotrek z twoim płucem jest źle, naprawdę. - przerwał na chwilę, a głos mu złagodniał - Wiesz o co mi chodzi, na pewno. Tylko dlaczego się nie stosujesz do moich oraz twojego lekarza uwag?

- Dobrze, spróbuję - brunet uśmiechnął się kpiaco i zaczął bawić się rurką od kroplówki

- Piotr, do cholery! Wiesz, że to nie przelewki. Jeśli nadal będziesz miał takie obojętne do tego podejście, to skończy się to tragicznie i nie dramatyzuje - znów zmienił głos na ten nieprzyjemny, a brunet spuścił głowę przerywając swoją dotychczasową czynność.

- Ach, przepraszam. Jestem beznadziejny. - kolejny gest przepraszający spowodował u Wiktora lekkie zakłopotanie, które próbował zamaskować patrząc przez okno, jednak po chwili gwałtownie się obrócił i usiadł na krześle.

- Piotr. Martwię się, naprawdę. Zachowujesz się tak, jakby Ci nie zależało na swoim zdrowiu czy nawet życiu - mężczyzna zakończył, a po chwili spojrzał łagodnie na chłopaka.

- Skąd Panu przyszło coś takiego do głowy? - zapytał, a Wiktor się zirytował jak nigdy.

- Naprawdę? - pokiwał desperacko głową - Na przykład nerka? - zmienił postawę na luźną, a Strzelecki spojrzał na niego zaskoczony.

- Skąd pan wie? - zapytał przerywając co chwilę. Jego głos zmienił się na drżący i trudny do rozszyfrowania. Tak jakby ktoś wyjawił jego największą tajemnice?

- Nie da się tego ukryć na wyniku rentgena. - podniósł się, a następnie nachylił nad chłopakiem - A więc?

- To nie Pana sprawa - wypalił cicho i ukrył twarz pod swoim ramieniem.

- Myślę, że należą mi się wyjaśnienia, nie sądzisz? - dodał, ale na marne, bo do sali weszła Martyna z promiennym uśmiechem. Rozmowa uciekła na dalszy termin.

Martyna

- Stało się coś? - zapytałam widząc nie zadowolone miny obecnych. Czułam, że zanim tu weszłam wydarzyła się pewna sytuacja, jednak o nic więcej nie pytałam tylko zbliżyłam się do łóżka.

- Lekarz ci pozwolił przyjść? - Piotrek zapytał próbując wymusić uśmiech, jednak coś go chamowało. Nie byłam pewna o co chodzi. Po chwili podniósł się, ale od razu został skarcony przez lekarza:

- Leż. Rozmawialiśmy o tym.

- Nie jestem małym dzieckiem. Niech pan stąd idzie. - wysyczał ze złością. Nie widziałam nigdy, aby tak się zachowywał. Nigdy nie wiedziałam takiego porywu nienawiści. Mężczyzna spojrzał ostatni raz na chłopaka, nabrał głośno powietrza, a po chwili wyszedł. Po prostu wyszedł zostawiając nas samych.

- Piotrek... - wyszeptałam, a on mimo zakazu podniósł się trochę i przyciągnął mnie delikatnie do siebie.

- A więc... Nie będziesz miała problemów, że tu przyszłaś? - zapytał ignorując zupełnie to co się przed chwilą stało, jednak ja widziałam. Dostrzegłam w nim dziwne rozstrzęsienie. Nie przeszło mu to łatwe.

- Wypuścili mnie - powiedziałam stanowczo dalej nie mogąc się przebudzić z zasistałej sytuacji. - Mogę zapytać co się stało? - zapytałam po chwili ciszy.

- A nic istotnego. Trochę się pokłóciliśmy. Te ciągłe nakazy, zakazy. Idzie zwariować - położył się powoli wstrzymując wdech. Czułam, że czuł się coraz gorzej. Środki przeciwbólowe musiały naprawdę przestawać działać.

- Martwi się - znów dodałam, a on spojrzał na mnie z bólem w oczach. Nie wiem czy był to ból mentalny, czy może fizyczny, ale sprawił na mnie i tak takie samo złe wrażenia. - Może próbuje ci w jakiś sposób zastąpić rodziców?

- Niepotrzebnie. - rzucił zimno, a ja poczułam dziwne ukłucie w sercu. Naprawdę go nie poznawałam. Zawsze był ciepły i delikatny, a teraz czułam jakby sam na moich oczach wbijał sobie nóż w serce. - A więc mówisz, że cię wypuścili? Jak się czujesz? - zapytał zmieniając ton na ciepły, a moje mięśnie delikatnie poluzowały i zdałam się na to, aby móc z nim normalnie rozmawiać.

- Dobrze, całkiem dobrze, a ty?

- Teraz cudownie - Czar prysł. Znowu poczułam się jak w snach. Tylko on umiał tak czarować i bajerować. Znów poczułam się bezpieczna, jakby objął mnie swoją ciepłą, napływającą aurą. Po chwili pociągnął mnie swymi zmysłami i moja twarz zjawiła się przy jego ustach. Chłopak nie dawał się długo prosić. Po prostu mnie pocałował, a następnie pogładził czule po policzku.

*

- Piotrek? Może Ci coś przywieźć? - zapytałam leżąc na ramieniu bruneta. On głaskał mnie delikatnie po skroni, co chwilę składając krótkie, lecz czułe pocałunki.

- Nie, nie trzeba. Wiktor coś mi przyniósł. Wystarczy, że mam ciebie - uśmiechnął się pokazując swoje całe uzębienie, a ja przejechałam delikatnie po jego szyi obok opatrunku.

- Tak się cieszę, że wszystko pomału się układa. Gdybyś, gdyby ciebie już nie było, to... To nie poradziłabym sobie. Pierwszy raz mam obok siebie kogoś, kto zawsze staje po mojej stronie.

- Ja też. Myślę tak samo. Dajesz mi taką energię. - uśmiechnął się i przejechał po czole. Ja syknęłam cicho z bólu. - Przepraszam... - wydał skruchę. Chciałam odpowiedzieć, że nic mi nie jest, ale on spokojnie i łagodnie pocałował mnie w miejsce bólu, a po chwili nachylił się nade mną i spojrzał prosto w oczy. Tak bardzo cię kocham - rzucił szybko i znowu nie dając mi dojść do słowa, czule pocałował.

*

Podniosłam się cicho i spojrzałam na chłopaka. Spał. A ja? Czułam się źle. Dziwnie. Moja głowa niepokojąco i ostro pulsowała z ogromnym bólem. Po chwili próbując zrobić choć jeden krok o mało co nie upadłam. Czułam, że muszę się położyć. W spokojnym i nie hałaśliwym miejscu. Tu nie mogłam. I ze względu na zasady, jak i na głośną klimatyzację i natarczywie pikające maszyny. Niespokojna wyszłam z sali. Na swoje szczęście zauważyłam śpiącego Wiktora. Gdyby nie ta czynność nie przeszłabym bez konsekwencji. Ruszyłam szybko przed siebie. I po chwili minęłam już recepcję i byłam na zewnątrz. Oparłam się o ławkę i nabrała kilka głębokich wdechów. Usiadłam i niedługi czas później zauważyłam Adama.

*

Minęła może godzina od odejścia Martyny. Na jej miejscu pojawił się jednak stały gospodarz. Mężczyzna usiadł na krześle i przetarł twarz dłońmi. Po chwili spojrzał na śpiącego chłopaka. Kilka sekund później jednak zirytowany podniósł się i wyłączył działające nadal nadmuchy. Następnie zjawiając się znów obok bruneta przejechał po jego skroni.

- Ty... Jesteś rozpalony. - po raz kolejny dotknął jego czoła, a chwilę później zniknął za drzwiami sali.

//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz