53. Przepraszam cię, ale jeśli nic więcej nie będzie, to nie powinniśmy tego...

205 7 6
                                    

- Mogłabyś przynajmniej raz pomyśleć o nim a nie ciągle o sobie! Dobrze wiesz jaka jest prawda. Zakochałaś się i na raz wszystko stało się nie ważne. Jak mogłaś tak zrobić?

Bez przerwy wyrzucała na mnie zarzuty, a ja już nie miałam najmniejszej siły aby się bronić. Zapłakana kręciłam tylko głową wyszukując na horyzoncie Oli, która miała wyjść tylko na chwilę. Ku mojemu nieszczęściu nie ujrzałam dziewczyny i zaczęłam się naprawdę pogrążać. Po mojej głowie zaczęły krążyć najgorsze myśli. Być może to naprawdę była moja wina, a ja na daremno próbuje się uniewinnić. Musiałam mimo wszystko przerwać powielanie łez, ponieważ poczułam jak zaczyna mi się kręcić w głowie i nie miałam siły ustać. Po chwili spokojnie oparłam się o ścianę nie widząc żadnego przedmiotu, na którym mogłabym usiąść.

- Żal mi ciebie, naprawdę. Myślisz, że on uwierzył ci w te twoje brednie?

Kontynuowała, a ja spojrzałam na nią i zauważyłam rozmytą twarz kobiety. Była wściekła. Chciała wyładować na mnie całą swoją złość. Nie wiedziałam i nigdy bym się nie spodziewała, że żyłam z kimś takim pod dachem.

- To ty wszystko zniszczyłaś. Jak mogłaś coś takiego zrobić? Myślałam, a wręcz byłam pewna, że pomagasz ludziom. Myliłam się. Zamieniasz ich życie w koszmar.

Mówiłam używając do tego resztek sił jakie mi zostały. Przerażona nie mogłam do siebie dopuścić myśli, że moja matka jest takim potworem. To co zrobiła Piotrowi na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Nigdy nie wybaczę sobie w głębi serca tego, że przyczyniłam się do jego cierpienia.

- Kochana. Myślałam, że jesteś mądrzejsza. Pamiętaj, wszystko złe zawsze, ale to zawsze obraca się przeciwko komuś. Tu masz odpowiedź. Tego nie dało się inaczej rozwiązać.

Przerwała mi moje myśli, a następnie chwyciła mnie za ramię. Po chwili poczułam jak jej paznokcie wbijają mi się w skórę. Poczułam ból. Ból, który był o wiele silniejszy od wszystkich. To był ból zadawany od rodzonej matki.

- Dosyć tego.

Usłyszałam za sobą jak przez mgłę niski głos mężczyzny. Mimo iż nie widziałam postaci bardzo się ucieszyłam. Nigdy bym nie zapomniała tego głosu.

- Czyli to ty? Nieźle jej nakręciłeś w głowie. W sumie czemu się dziwić...

- Przestań.

Przerwałam mamie chcąc zahamować jej słowa, które znowu mogłyby uderzyć w Piotrka, a następnie się delikatnie obróciłam w jego stronę.

- Martyna...

Zaczął spokojnie i pociągnął mnie delikatnie w swoją stronę. Chciał mnie stąd zabrać. Daleko od niej, co byłoby najlepsze, jednak się powstrzymałam.

- Nie. Muszę tu zostać. Tata miał zawał.

Wytłumaczyłam spokojnie, a on pokiwał głową na znak, że o wszystkim wie. Chłopak złapał mnie delikatnie za dłoń i pociągnął na bok.

- Wątpię, że ona chce iść. Ty już ją zostaw.

Mama pociągnęła mnie agresywnie za rękę, a ja tracąc orientację uderzyłam głową o ścianę. Miałam wszystkiego dość. Nie miałam najmniejszej ochoty się podnosić, co zaskutkowało tym, że rozpłakałam się w kącie jak małe dziecko. Byłam słaba, bardzo słaba. Ostatnie wydarzenia i bezsenne dni doprowadziły mnie do fatalnego stanu. Nie minęło kilka sekund, a ja poczułam na sobie ręce Piotrka. Tym razem się nie broniłam i oddałam swoje ciało temu cudownemu chłopakowi.

*

- Już jest dobrze. Naprawdę nie wiem co wpadło Oli do głowy, aby do ciebie dzwonić. Przepraszam Piotrek...

//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz