44. Moje załamanie wkraczało na coraz to większy poziom i bałam się, że...

296 14 3
                                    

Robiąc śniadanie myślałem o tym, co się wczoraj wydarzyło. Martyna przez cały powrót do domu milczała, a gdy pytałem co się dzieje zbijała mnie z tematu. Wiedziałem, że muszę z niej to wyciągnąć. Nie mogę przecież patrzyć jak moją ukochaną tak bardzo coś gryzie, a ja nie mogę jej pomóc. Myślcie co chcecie, ale jest to dla mnie najgorszy stan - stan niewiedzy. Zamyślony przeminąłem pukanie do drzwi i usłyszałem tylko kolejne już uderzanie i dzwonki. Otumaniony ruszyłem w stronę drzwi z ogromną nadzieją, że za progiem stoi Martyna, jednak myliłem się. Otwierając drzwi od razu rozpoznałem tę już bardzo znaną posture.

- Wygramoliłeś się z łóżka? Dłużej się nie dało? - zapytał Wiktor, a następnie podał mi dłoń. - Mogę?

- Tak, proszę - zaprosiłem go gestem dłoni, a po chwili zacząłem się tłumaczyć. - Zamyśliłem się - rzuciłem, ale po chwili zastanowienia stwierdziłem że to było bez sensu.

- Radzisz sobie? - zapytał

- A nie widać? - uśmiechnąłem się ironicznie, a on parschnął śmiechem.

- Coś ci się pali - nieświadomy pokiwałem głową na te słowa, jednak po chwili rzeczywistość do mnie doszła i poruszony pobiegłem ratować sytuację. Kilka minut później jednak wróciłem do gościa.

- To była jednorazowa sytuacja - usiadłem zrezygnowany, a po chwili nastąpiła cisza, którą postanowiłem przerwać. - Co pana tu sprowadza? Nie ma Pan dyżuru?

- Za godzinę zaczynam. Nie miałem i tak i tak co robić, więc pomyślałem, że wpadnę sprawdzić, czy jeszcze żyjesz. Nie odzywasz się nic, nie wiadomo czy coś się dzieje - mówił

- Szczerze to nawet nie wiem, jak minął czas. Było się tu, było się tam - wytłumaczyłem, a on spojrzał na mnie zniesmaczony.

- Yhym. Czyli na nic nasze starania, abyś siedział w domu? - zapytał uśmiechnięty, a ja zawstydzony i załamany tym, że się sam wydałem przejechałem po twarzy. - No dobra, a jak rana? Przeżyła ten aktywny czas?

- Tak. Jest dobrze. Jeszcze nigdy nie miałem takich mocnych szwów - spojrzałem kątem na mężczyznę, a gdy zauważyłem u niego ostry błysk w oku, który oznaczał ciche szczęście sam się uśmiechnąłem.

- A powiedz mi co z Martyną? Byłem u niej rano i mnie niewpuszczono - zmienił temat, a ja słysząc imię mojej ukochanej bez wahania zareagowałem impulsem i wpatrzylem się w mężczyznę. - Rozmawiałeś z nią może ostatnio? - dokończył niespodziewanie, a mi wróciły wszystkie wspomnienie z wczorajszego dnia, jednak po chwili się otrząsłem czując dłużącą się przerwę.

- Tak, wczoraj spędziłem z nią cały dzień, a wieczorem wróciła do siebie - uśmiechnąłem się, jednak po chwili stwierdzając, że nie to go tak naprawdę interesowało. - Myśli Pan, że sobie radzi? - zapytałem onieśmielony poważniejąc, a mężczyzna spojrzał na mnie nabierając głęboko powietrza.

- Miałem nadzieję, że ty coś wiesz - zrezygnowany objął twarz dłońmi, a po chwili wstał wkładając odzież wierzchnią. - Będę szedł. W końcu obowiązki wzywają - dodał po chwili kontynuując - Dzisiaj mam dyżur z Kubicką. Porozmawiam z nią. Może coś powie. zakończył podrapując się po po kilkudniowym zaroście, a po chwili zwrócił się już bezpośrednio do mnie. - A ty wiesz... - zaczął na nowo, jednak mu przerwalem irytacyjnym kiwnięciem głowy. - No tak zapomniałem, że jesteś inny - sapnął, w po chwili żegnając się wyszedł z mieszkania. Ja natomiast postanowiłem spożyć posiłek, a następnie chociaż raz przystosować się do porad otaczających mnie ludzi. W końcu musi być ten pierwszy raz.

Martyna

Obudziłam się o późnej godzinie. Wstając od razu poczułam otaczający mnie zapach kawy i świeżych drożdżówek. Wszystko bym oddała, żebym każdego dnia otrzymywała tak cudowny zapach i aromat. Po chwili poczułam na mojej szyi czułe całusy i ciche szepty.

- Piotrek... - szepnęłam, jednak obracając się odczułam ogromny szok. Szok ten był dla mnie jednym w swoim rodzaju - najgorszym. Niespodziewanie otoczyły mnie parne duszności i nie miałam pojęcia jak nad nimi zapanować. Nie czułam przez parę sekund nic. Widziałam jedynie jego ciemne oczy, które nie były dla mnie mile widziane.

Obok mnie leżał Rafał z namiętnym uśmiechem. Zniewolona patrzyłam na jego twarz, a on nadal nie po hamowanie wpatrywał się we mnie, jakby chciała zrobić wszystko, żeby na całe życie została mi w obrazie w mózgu skaza. I być może to była prawda.

Zdyszana i cała mokra przebudziłam się  praktycznie nic nie widząc przez zapłakane oczy. Nie dawałam rady. Każdy koszmar pojawiał się coraz częściej i coraz częściej był brutalny dla mojej psychiki. Czułam jak moja dusza się rozpada. Nie potrafiłam sobie poradzić. Niegdyś dawałam radę, hamowałam łzy i smutek i zaspokojałem je radością i szczęściem z życia, jednak teraz osłabiona przez ostatnie wydarzenia nie dawałam rady walczyć z tymi koszmarami. Bałam się, że znów może nastąpić ten przełomowy moment w moim życiu, którego doświadczyłam kilka lat temu. Czemu mnie to spotyka? Czemu poraz kolejny zostałam do tego wciągnięta? Nie mam pojęcia.

Zdezorientowana nie zauważyłam nawet, że jest ciemno. Słońce ledwo co wschodziło, a więc nie było więcej godzin niż piątej. Powoli uspakajając się opadłam na miękkie łóżko w celu jeszcze kilku godzin snu, jednak na nic. Pobudzony i rozdygotany organizm nie dawał za wygraną i nie pozwalał zamknąć mi skutecznie powiek. Zrozumiała otarłam twarz dłońmi, a następnie zabrałam się za poranną rutynę, jednak nie tego potrzebowałam. Potrzebowałam szerokich i ciepłych barek tego chłopaka, jednak na razie nie miałam na co liczyć.

Stojąc pod prysznicem zajmowałam ten czas okropnymi myślami. Już nawet nie doskwierały mi uczucia z dzisiejszego koszmaru, a sytuacja z wczorajszego dnia. Nie mogłam sobie od tak poradzić z tym, że ktokolwiek myśli o mnie w taki sposób. Tak bardzo przecież się starałam. Chciałam wypaść jak najlepiej. Chciałam po prostu zostać zaakceptowaną, a tu stało się to coś. Nie potrafiłam sobie wyobrazić argumentów, w których ta dziewczyna mogła mieć rację. Czym więcej myślałam mój organizm się coraz bardziej łamał, a po chwili poczułam, jak po moich policzkach, a następnie ciele, wraz z z wodą leciały łzy.

Moje załamanie wkraczało na coraz to większy poziom i bałam się, że zaraz dojdę do końca. Oficjalnego końca.

Piotrek

Miajała godzina za godziną, a ja nadal próbowałem nic nie robić, jednak nie udawało mi się to. Musiałem wyjść albo przynajmniej poczuć przy sobie ciepło, które tak zawsze jest mi nieogarniczalnie potrzebne. Już miałem wyjść, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałem, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie spodziewałem się gości, bo w końcu większość ma pracę czy inne obowiązki. Otwierając drzwi zobaczyłem co się święci. Coś tak bardzo nieoczywistego jednak jak widać możliwego.

- Grzesiek?

//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz