Witajcie. Jestem Martyna i mam dwadzieścia trzy lata. Właśnie tydzień temu wyprowadziłam się od moich rodziców i zaczynam swoje niezależne życie. Oczywiście moi rodzice wybrali mieszkanie, ale musiałam się na to zgodzić bez protestów. No cóż... Pomimo wielu drogich i niezbyt przydatnych mi rzeczy było piękne. Zawsze o takim marzyłam. W Warszawie znalazłam świetną pracę w stacji ratownictwa w Leśnej Górze. Są tam wspaniali ludzie i bardzo miło mnie przywitali pomimo jednej osoby, o której więcej w następnej części. Mieszkanie jest oddalone od roboty o pięć kilometrów, więc dotychczas, kiedy nie mam własnego samochodu będę musiała korzystać z komunikacji miejskiej. Ale taki chyba los nowicjuszki, prawda? Koniec użalania się nad sobą. Nowy etap zaczął się właśnie teraz. Ojciec nie był z tego zadowolony, jednak jestem pełnoletnia i mogę robić co mi się żywnie podoba. A wracając do pracy... Marzenie. Zawsze chciałam pomagać ludziom... Czuję, że mam to wrodzone, po prostu nie mogę przechodzić obojętnie obok osoby, która cierpi. Moim szefem obecnie jest starszy mężczyzna Wiktor Banach. Po kilku dniach jazdy z nim w karetce, zauważyłam, że jest bardzo doświadczony i profesjonalny. Śledzi każdy mój ruch, co mnie czasami irytuje, jednak takie są zasady. A tak po za wezwaniami jest bardzo miłym i sympatycznym mężczyzną. Na pierwszym spotkaniu powiedział... Cytuję : Czuje, że masz potencjał
Widzę, że we mnie wierzy i próbuje mnie nauczyć wielu nowych rzeczy. Kolejną przemiłą osobą z ogromnym poczuciem humoru jest Adam. Bardzo, ale to bardzo go lubię... Jest wspaniały, tylko ma żonę... Ale przecież przyjechałam się szkolić i zarabiać na życie, a nie szukać miłości. Jestem singielką i dobrze mi z tym. Miałam chłopaka... Niedawno, jednak okazał się dupkiem. Był zbyt nachalny. A kończąc... Polubiłam od razu Adama, no i jego żonę Basie, z którą zdążyłam się już zaprzyjaźnić. Artur Góra. No cóż... Specyficzny człowiek, jednak czasami mnie bawi. Nic dodać, nic ująć. Renata, nie jest zbyt przyjacielska... Raczej trzymamy się od siebie z dala. Nie wiem o co jej chodzi. Jest jeszcze paru ratowników. Utrzymuje z nimi dosyć dobre relacje. Ach... Prawie zapomniałam. No jest także Piotrek, ale o nim niewiele mogę powiedzieć... Jest taki irytujący... Na powitanie żadnego prostego słowa 'cześć', co ja mu zrobiłam? Patrzy się na mnie z pogardą i nie zwracamy na siebie zbytnio uwagi. Nie zauważyłabym nawet gdyby go nie było. Nie odzywa się praktycznie w ogóle. Przychodzi do pracy i z niej odchodzi, jednak gdzieś w środku czuje, że jest inny, tylko mi tego nie ukazuje. Ma taką dziwną aurę przyciągania i pomimo żadnych gestów zwracam na niego uwagę. Czemu? Nie mam pojęcia, ale koniec marudzenia. Siedzę w mieszkaniu w salonie i uczę się rodzajów nowotworów na jutro... No cóż... Myślałam, że już nigdy nie powrócę do czasów szkoły, a jednak... Po chwili dźwignęłam się do pozycji stojącej prostując plecy, a przy tym ziewając. Poruszyłam się swobodnym i chliwym krokiem w strone ogromnej wyspy kuchennej. Przygotowałam obiad, a raczej go podgrzałam. Mama oczywiście nie mogła swobodnie o mnie zapomnieć i przygotowała wszystko do jedzenia na cały tydzień. Miejmy nadzieję że tylko na tydzień. Po zjedzeniu przepysznych pierogów położyłam się do łóżka. Szczęście mnie rozpierało. Czułam, że świat jest o sto razy lepszy. Po chwili zasnełam. Mogłam sobie na to pozwolić, przed ciężkim dniem pracy.
CZYTASZ
//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek
De TodoMartyna - mądra, utalentowana dziewczyna próbująca zacząć nowe, samodzielne życie Piotrek - dobry ratownik, chłopak po przejściach zakręcający wokół siebie dziewczyny jak pozytywki