34. Jestem bezradny, przepraszam...

490 24 15
                                    

Gdy tutejsze drzwi się otworzyły byłam cała pochłonięta w nieobliczalnej panice. Bałam się, że to co się stało, może być jedynie małym prologiem do tego co ma się stać. Widziałam także, że Banach nie krył strachu, który dotychczas przy takich sytuacjach próbował izolować skupieniem i profesjonalizmem, którego mu strasznie zazdrościłam. Piotrek natomiast odpuścił i nie zwrócił na to uwagi... Najwidoczniej to dla niego było ostatnio normalną sytuację.

Po chwili do pomieszczenia wparował młody chłopak, który uczestniczył w porwaniu. Gdy wszedł od razu zdziwiony widokiem zaczął niespokojnie się ze sobą konsultować. To było pewne. Nie miał pojęcia co robić w takich sytuacjach.

- Co tu... Co tu się dzieje?! - zapytał po chwili próbując nie przepuścić szalki na zagubienie.

- Co ty tym chcesz osiągnąć, co? - odpowiedział pytaniem na pytanie Wiktor ogromnie mnie zaskakując swoim podejściem. Miałam jedynie nadzieję, że ma wszystko pod kontrolą i wie co robi.

- O co Panu... O co ci do cholery chodzi?! Stul pysk! - krzyknął na całe pomieszczenie, a moje ciało ogarnął niemiły dreszcz. Lekarz natomiast nietknięty jego słowami podniósł się wolno.

- Myślisz, że staniesz się mocniejszy walcząc słowami? - chłopak pokręcił głową, a gdy nadawca tych słów się do niego zbliżył na niebezpieczną odległość, on wyciągnął broń. - Po co ci to, co? Jesteś jeszcze młody... Całe życie przed tobą. Dlaczego niszczysz sobie przyszłość? Chcesz...

- Zamknij się... - wysyczał chłopak jednocześnie mu przerywając.

- Jesteś dla nich piątym kołem u wozu. Jak wszystko się skończy to cię zabiją tak samo jak nas... - Wiktor na koniec delikatnie się uśmiechnął, a następnie kpiąco parschnął śmiechem.

- Ty nic nie wiesz... - desperacyjnie zasalutował i nie ruszając się z miejsca podrapał się po głowie.

- Uwierz mi, że wiem... Widziałem już pełno osób takich jak ty. Chcą być docenieni, jednak im to nie wychodzi, dlatego dołączają do tych, co pokazują, że jest dla nich 'ważny' - zagestykulował rękoma w powietrzu i następnie łamiąc nieco granice bezpieczeństwa zbliżył się do chłopaka i bez jakiegokolwiek zawahania lufę broni skierował w dół

- To... Co ja mam zrobić? - chłopak się trochę uspokoił i spuszczając do końca broń spojrzał niechętnie na Wiktora.

- Na początku zadzwoń na policję, a następnie...

- Nie mogę! - krzyknął spanikowany i chwycił się za czoło, na którym widniała już rosa z potu. - Oni mnie zabiją...

- Jak już mówiłem... I tak to zrobią. Czują, że nie jesteś im do końca wierny...

- Przestań! Przestań... Ja... Nie mogę! - zaczął się wycofywać próbując przejść za granicę tego feralnego pomieszczenia, jednak Banach złapał go nie za delikatnie za ramiona.

- Jasna cholera! Jeśli tego nie zrobisz! On umrze, nie rozumiesz?! - krzyknął i w trakcie rozmowy wskazał na Piotrka, który był raczej pogrążony w bólu, który przechodził jego ciało.

- Kurwa! To nie miało tak wyglądać... Wszystko miało być inaczej...

- Miało tak być... Ty najwidoczniej znałeś tylko część tego jakże cudownego planu. W tobie nadzieja. Nie musisz być...

- Nie mogę! - krzyknął na koniec znów przerywając starszemu od niego mężczyźnie i zanim ktokolwiek się zorientował drzwi zostały ponownie zamknięte i po chłopaku nic nie zostało.

- Szlag! - Wiktor wydał grymas uderzając równocześnie o metalowe drzwi. Następnie spojrzał na mnie i zaptrzony w punkt umieszczony w moich oczach pozostał w bez ruchu.

*

Banach po kilku minutach wrócił na swoje miejsce. I przez może godzinę siedzieliśmy bez żadnego słowa śledząc po sobie wzrokiem. Każdy po tym incydencie stracił ostatni cień nadziei na to, że ucieczka, czy ratunek może wchodzić w jakąkolwiek grę.

Ja się bałam. Bałam się przeokropnie. O wszytsko... O to, że już nie zobaczę wsyzstko... Nie zobaczę rodziców, siostry, czy kogokolwiek z krewnych. Że już nigdy nie wtulę się w swoim domu w partnera... Że już nigdy go nie zobaczę... A to wszystko przeze mnie. I na tym się zatrzymajmy. Z Piotrem było coraz gorzej. To było widoczne, bardzo widoczne.

Chwilę później ręka Piotra znów chyba niekontrolowanie pobiegła w stronę szyi. Musiało go to w takim razie strasznie boleć. Ta bezradność. Nie mogłam uwierzyć, że będę postawiona kiedyś w takiej sytuacji. Że nie będę mogła pomóc. W jakikolwiek sposób.

- Nie dotykaj... - przytrzymał jego rękę Wiktor i spojrzał na mnie z lekkim, ale jakże widocznym zmęczeniem. Każdy z nas był wykończony, jednak bał się zasnąć. Bał się, że jak zaśnie i jak następnie się obudzi to coś się drastycznie zmieni. Może ktoś straci życie? A może ktoś zniknie? Tej niewiadomej bali się wszyscy. - Martyna... Choć bliżej mnie. Będzie Ci ciepłej, a poza tym musisz się przespać. - Banach najwyraźniej czytał mi w myślach. Nie protestowałam. Braki fizjologiczne dawały, jednak w kość. Ostatni raz spojrzałam z bliska na Piotrka i jego strach w oczach, a następnie przemieściłam się do lekarza.

- To wszystko jest tak chore i nierealne.... Przepraszam - zebrałam siły na te jedno słowo, które uważałam za prawidłowe, bo w końcu to wszystko stało się w najwyższym stopniu przeze mnie i przez moje powiązanie z tymi ludźmi.

- Co ty gadasz dziewczyno? - spojrzał na mnie skonsernowany. - Za nic nie musisz nikogo przepraszać. Nikt nie ma do ciebie żadnych pretensji... To nie twoja wina i nie chce, aby ta rozmowa została przez ciebie fałszywie rozciągnięta - na koniec się uśmiechnął, a ja oparłam delikatnie głowę o ścianę. - Jeśli on... nie przeżyje... To... - wyszeptałam cicho, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Tak, to było teraz wiadome. Największy strach w moim organizmie był właśnie o to, a raczej o niego.

- Nic mu nie będzie. Wyliże się, jest dzielny - przerwał mi także szepcząc. Widocznie zauważył, że chce, aby ta rozmowa pozostała dla nieświadomego Piotra tajemnicą. Ja natomiast nic jednak nie odpowiedziałam i chwilę później poczułam jak odpływam. Kraina Morfeusza ze mną współpracując przyjęła mnie do swojego królestwa.

*

- Martyna cię bardzo kocha. Ty chyba też, nieprawda? - Banach zwrócił się do bruneta leżącego ciągle w tej samej, niezmienionej od ponad kilku godzin, a może dni, pozycji. Chłopak jedynie ze względu na tymczasową niemość odpowiedział delikatnym pokiwaniem głową. - Nie pokazujesz przy Martynie... Potworny ból, co nie? - Chłopak zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią. Widocznie chciał dobrze przeanalizować konsekwencje swojej prawdziwej odpowiedzi. Zdobył się jednak po kilkudziesięciu sekundach na odpowiedź i pokiwal znów tak samo głową, jednak z większą niepewnością. - Zrobiłbym coś, ale nie mam najmniejszego pojęcia co... Jestem bezradny, przepraszam... - Brunet tym razem podniósł spokojnie głowę próbując cokolwiek powiedzieć, jednak to nie było możliwe. Jedyne na co sobie mógł pozwolić to na wymuszenie delikatnego zarysu uśmiechu. Po chwili jednak kończąc swoją 'wypowiedź' uścisnął dłoń rozmówcy.

*****************************************

Witam!

Na początku piraz kolejny przepraszam za moją nieobecność. Przepraszam, jednak są ogromne problemy ostatnio z moją weną. Ale myślę, że teraz już pomału, będę wracać do normy. A na razie do zobaczenia!

//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz