24. Bo w sumie wtedy tak było, ale podniosłam się i muszę

369 19 12
                                    

Martyna

Wychodząc z z samochodu mojego chłopaka zaczęłam rozmyślać nad słowami Banacha. Co miał na myśli mówiąc, abyśmy uważali? Czy to było związane z tą tajemniczą rozmową z Piotrkiem? Co jeśli coś nam naprawdę grozi? Na samą myśl o tym nabrałam głęboko powietrze. Nie będę się tym martwić. Znów przypomniało mi się wszystko... Moi rodzice... Muszę z nimi porozmawiać i wszystko wytłumaczyć. Nadal pomimo tego co zrobiła moja mama ich kocham i nic się nie zmieniło w tej kwestii. Tak bardzo boję się tej nepewnej rozmowy. Jak będzie wyglądać? Czy będzie ruszone współczucie i wzruszenie, czy może zacznie się pełna nienawiści i złości kłótnia? Tego nikt nie wie... Nie chciałabym, aby Piotrek przy tym ucierpiał... Aby rodzice go znienawidzili i wykreślili z listy mile widzianych w naszym domu. Boję się że ojciec, który nic nie wie o tym, że jesteśmy razem strasznie haotycznie zareaguje i mnie wyśmieje. Zdarzało się to już dość sporo razy. Na przykład wtedy, kiedy dowiedział się o tym, że chce być ratownikiem medycznym. Chwilę później byłam już przed drzwiami swojego mieszkania. Po ich otwarciu weszłam do środka idąc od razu na kanapę. Byłam padnięta, jak nigdy. Jak widać minusy takiej pracy zaczynają się pokazywać z każdym dniem coraz bardziej. No cóż mówić... Była to praca ciężka, ale jakże satysfakcjonująca. Świadomość, że coś małego zmieniasz w życiu innych jest przecudowna. Kocham ją i za żadne skarby nie pozwoliłabym sobie odebrać tej przyjemności. W pomieszczeniu miałam już totalną ciemnicę. W końcu czemu się dziwić? Jest około dwudziestej drugiej, jednak ja nie zamierzam się ruszyć. Jest mi dobrze, jednak sprzeciw pojawia się od razu po tym przemyśleniu. Otóż niespodziewanie słyszę natarczywy dzwonek do drzwi. Wstaje, jednak tak bardzo było to dla mnie uciążliwe. Moment później nabrałam, jednak sił, bo pomyślałam o tym, że może tym niespodziewanym gościem okaże się mi najbliższa osoba. Tak jednak nie było... Było natomiast zupełnie odwrotnie i niespodziewanie. Osoba ta wszedła do środka bez żadnych zawahań, a ja pogrążona w absolutnym zdziwieniu nie mogłam nawet zareagować i się postawić. Zamknęła drzwi i pomału obrocilam się w stronę krzesła na którym już siedział mężczyzna. Ten wzrok... Ten sam wzrok, który widziałam na rozprawie... Wszystko to samo. W mojej głowie poczułam ogromne toczone bójki dobrych ze złymi myślami.

- Witaj Kubicka... Dawno cie nie widziałem - usłyszałam przed chwilą głos tak bardzo podobny do tego sprzed roku. Czy to możliwe, aby ten koszmar znów powrócił i zaczął niszczyć mi całe życie?

- Czego chcesz? - wydukałam z rzekomą pewnością siebie. Wiedziałam, że gdybym pokazała się jako wrażliwa i delikatna, jaką jestem, to mężczyzna w najlepszym przypadku zaczął mi grozić. Choć w sumie to nie takie oczywiste.

- Ostra jesteś... Taka sama jak kiedyś... Tylko wtedy ci się udało omamić sąd, ale teraz to ja nim będę i zobaczysz... To co się stało nie przejdzie obok ciebie bez żadnych szkód... - zaczął zbliżać się do mnie. Z każdym jego krokiem moje ciało przechodził impuls strachu, który był tak mocny, że zaczęłam się odsuwać. Chwilę później dotknęłam plecami zimnej ściany, która uniemożliwiła mi jakikolwiek wariant ucieczki. Kilka nieświadomych sekund spowodowało, że groźny gość chwycił mnie jedną ręką za nadgarstek, a drugą za szyję.

- Proszę... Zostaw mnie... Proszę... - szepnęłam cicho zanim ten zdążył docisnąć mnie tak do ściany, że uniemożliwił mi normalne oddychanie.

- No co skarbie? Boli? Jego też bolało... - puścił mnie, a ja zaczęłam nabierać gwałtownie powietrze próbując uspokoić oddech - Zobaczysz... Zniszczę cię kochaniutka. Nic, ani nikt po tobie nie zostanie... Będą obecne tylko strzępki twojej duszy... - rzucił głośno i wyraźnie, abym to najwyraźniej przyswoiła z ogromną siłą. Jedyne co po nim zostało to głośny trzask drzwi, który i tak się po chwili się ulotnił. Nie mogłam dojść do siebie. Po uspokojeniu i powróceniu oddechu do normalności oparłam się o ścianę, a następnie po niej bezwiednie zjechałam pogrążając się w płaczu, których skutki - łzy - spływały bezsilnie po moich policzkach. Różne pytania dręczyły moje ciało. Tak bardzo się wystraszyłam. Nie były to halucynacje i naprawdę go widziałam w szpitalu. Musiał od tamtej pory mnie śledzić, bo jak inaczej by do mnie dotarł i jak by się dowiedział gdzie mieszkam? Kilkanaście minut później leżałam na łóżku z głową w poduszce. Szlochałam przypominając sobie o tej całej sytuacji, która przysporzyła mnie tak dużo cierpienia. Myślami także o tym, co się wydarzyło ponad rok temu... Wtedy, kiedy myślałam, że cały świat mi się zawalił... Bo w sumie wtedy tak było, ale podniosłam się i muszę wierzyć, że i tym razem mi się to uda...

//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz