18. Pomogę, jeśli mi na to pozwolisz

520 19 3
                                    

- Martyna?! Co ty ty robisz? - zaczął prawie podskakując

- Piotrek! Musisz zostać. - rzuciłam i podeszłam kilka kroków, jednak postanowiłam się zatrzymać i poczekać na dalszy rozwój akcji

- Martyna... Ja ci już mówiłem... - zaczął, jednak nie byłabym sobą, gdybym mu nie przerwała

- Wiem co mi mówiłeś, ale kocham cię, rozumiesz? Ja nie potrafię bez ciebie żyć i nie wybacze sobie nigdy jak wyjedziesz... - zakończyłam ocierając szybko spływającą po moim policzku łzę. On natomiast nic nie mówiąc odłożył na bok gitarę, którą od początku trzymał w ręku.

- Też cię kocham, ale nie potrafię tu zostać... Dla mnie teraz każde wyjście, choćby do sklepu będzie z presją... - zakończył, a ja do niego podeszłam

- Proszę, zostań... Ludzie po jakimś czasie zapomną

- Ale ile będzie trwał ten 'czas', co? Bo ja nie będę czekać całego życia...

- Przesadzasz... Zobaczysz, wszystko się ułoży. Pomogę, jeśli mi na to pozwolisz - on kiwał chwilę głową, a następnie mnie do siebie wtulił - Proszę, nie zostawiaj mnie... - zakończyłam, a z moich oczu zaczęły spływać nieograniczone ilości łez, które bezwinnie spadały na jego koszulkę.

- Ej, nie płacz, proszę... - wyszeptał mi swoim niskim głosikiem do ucha i zaczął gladzić po policzku. - Kocham cię i... - chwilę się namyślał nad wypowiedzianym kilka sekund później zdaniem - ... zostanę tu z tobą... - nie wiedząc co zrobić wtuliłam się w jego umięśnione ciało, a następnie złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku, który nie skończył się tak jak kilkadziesiąt minut wcześniej. Trwał i miałam świadomość, że będzie trwał. Staliśmy tak praktycznie nieruchomo. Byliśmy, ja byłam... Jedną z najszczęśliwszych osób na całym świecie. Czułam ogromne przechodzące przeze mnie długotrwałe dreszcze, które za żadne skarby nie chciały ustąpić. Chciały trwać i to było wiadome. Moje ciało potrzebowało tak namiętnej i czułej obecności. Nigdy bym nie pomyślała, że aż tak się zakocham. Że ten mężczyzna rozkocha w sobie całą moją niegdyś zranioną duszę.

~ kilka godzin później ~

Wspólnie z Piotrkiem rozpakowaliśmy wszystkie rzeczy, które były przygotowane do już nieaktualnego wyjazdu. Czułam się świetnie z uczuciem, że się udało i go zatrzymałam. Gdyby jednak się to nie udało... Byłabym ogromnie załamana. Ot przyjechałam do Leśnej Góry i wszystko namieszałam. Dosłownie wszystko... Dziwny jest ten fakt...

- Wiesz, muszę Ci coś jeszcze powiedzieć. Może to niepotrzebne, ale skoro już zacząłem... To dokończę... - z zamyśleń wyrwał mnie głos Piotrka. Podniosłam delikatnie głowę z jego klatki. Siedziałam na jego kolanach ciągle dotykając jego twarzy. Tak jakbym bała się, że może odejść

- Mhm? - mruknęłam

- Miałem narzeczoną... Nazywała się - zaczął, jednak nie pozwoliłam mu tego opowiedzieć. Wiedziałam, że to nie jest dla niego jeden z lepszych tematów.

- Wiem skarbie... Asia. Wiem co się stało... Wiem że była dla ciebie bardzo ważna...

- Banach? - spytał kładąc rękę na moim kolanie. Ja pokiwałam delikatnie głową, a on się do mnie uśmiechnął - Teraz jesteś ty - rzucił przejeżdżając drugą ręką po moich włosach - Strasznie cię kocham, wiesz? - już chciałam połączyć nasze usta, ale się nie udało. Dzwonek telefonu był zbyt bardzo drażniący, abym mogła go w jakiś magiczny sposób zniwelować. Piotrek, jednak nie dawał za wygraną, jednak udało się. Dosięgnęłam leżącego metr dalej telefonu i od razu odebrałam nie zastanawiając się nawet nad osobą, która mogła do mnie dzwonić.

- Halo... - zaczęłam i w sumie wtedy się zorientowałam, że nie wiem z kim rozmawiam

- Cześć Martyna, i co? Udało się? - spytał znajomy głos, którym okazał się Banach.

- Mhm... Zostaje - popatrzyłam prosto w oczy osobie, o której rozmawialiśmy.

- To dobrze... Chcesz, chcecie wolne? - zapytał, a Piotrek zaczął całować mnie po dekoldzie. Było to strasznie miłe, ale także w tym momencie koszmarnie wkurzające.

- Wolne? - spytałam mojego oprawce przyciskając telefon do piersi

- Od ciebie nigdy... - szepnął mi do ucha, a potem skradł z moich ust czerwoną szminkę

- Wolne? W pracy... - dodałam nie zważając uwagi na jego zachowanie.

- Nie, nie trzeba. - rzucił nie zwracając na te słowa uwagi i kontynuował takie swoje igraszki. Ja natomiast pokiwałam głową nabierając głęboko powietrze i przyłożyłam komórkę do ucha.

- Nie, dziękuję, nie trzeba

- No dobra, jak chcecie. To jutro macie dyżur, jasne? - nie zdążyłam wypowiedzieć choć jednego słowa, bo Piotrek zaczął mnie łaskotać - Halo, Martyna? - zdążyłam usłyszeć, zanim pewna osoba wyrwała mi z ręki telefon i rozłączyła rozmowę.

- Piotrek! - wyjąkałam leżąc na jego kolanach

- No co? - spytał oburzony obniżając powoli głowę

- Ach... - wzdychłam, a on zbliżył swoją twarz do mojej i zatopiliśmy się w delikatnym pocałunku. Piotr wziął mnie na ręce, ja oplotłam nogi w wokół jego pasa i po chwili znaleźliśmy się w kuchni, a ja dokładniej na blacie w kuchni. Piotrek wyjął z szafki butelkę wina i dwa kieliszki. Uzupełnił naczynia i po chwili 'zajadaliśmy' się słodkim, czerwonym winem.

- Kocham cię, wiesz? - uśmiechnęłam się pociągając go delikatnie za kołnierz od koszulki.

- Mhm... - mruknął wpatrując się w moją twarz, a następnie chwycił moje dłonie i delikatnie uścisnął, a po chwili zaczął całować mnie delikatnie i namiętnie po szyi. Nie mogło się to inaczej skończyć. Nasze energiczne ruchy spowodowały krótki, jednorazowy, drażniący dźwięk. Jeden z kieliszków rozkruszył się na drobniutkie kawałeczki. My jednak nie zwracaliśmy na to uwagi, bo nasza droga zaczęła zmierzać w stronę sypialni. A tam? Wiadomo co się wydarzyło.

//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz