5 ,, Tak, trudną sytuację mają te dzieciaki"

569 19 5
                                    

Rano obudziłam się dosyć wcześnie. Była godzina siódma. Dyżur miałam za godzinę, więc spokojnie się wyrobię. Posprzątałam porozrzucane po całej sypialni ciuchy, a następnie usiadłam do stołu, aby zjeść kanapki. Trudno było mi tak bardzo uwierzyć w to co wczoraj zrobiłam. Adamowi opowiadałam jak to nie lubię Piotra, a przede wszystkim jego zachowania, a wczoraj jak niby nigdy nic z nim rozmawiałam, o ile kilka zdań można nazwać rozmową... Moje niedowartościowane myśli przerwał dzwonek do drzwi. Bez wahania ociążale ruszyłam w stronę drzwi. Ku mojemu zdziwieniu za progiem stała moja matka. Weszła z pełną reklamówką do mieszkania.

- Mama? Co ty tu robisz? Mogłaś powiedzieć, że wpadniesz... Przygotowała bym się

- No właśnie o to mi nie chodziło... Chciałam zobaczyć jak moja córeczka sobie sama radzi... No i powiem Ci, że nie mam zarzuceń...

- A czy ty nie powinnaś być w pracy?

- Jasne, że tak, ale nie mam teraz żadnego pomysłu na temat, który zaciekawi ludzi... No cóż... Wolę siedzieć w domu lub odwiedzić swoją córkę, niż nudzić i zadręczać się w kancelarii... - Rzuciła siadając na krawędzi kanapy. Moja matka jest dziennikarką... Dosyć znaną, często nie było jej w domu, jak i również ojca, dlatego całe dzieciństwo spędziłam z opiekunką Marią. Po plotkach przy kawie, musiałam zbierać się do pracy. Po godzinie byłam już w bazie. Przyszłam odwrotnie, niż zawsze - pierwsza. Po przebraniu się, usiadłam na ławkę przed bazą. Podwinęłam pod szyję swoje nogi i oparłam delikatnie głowę o kolana. Po chwili pod szpital podjechał swoim czerwonym, stylowym samochodem Piotrek. Wczoraj nie zwróciłam uwagi na to. Byłam zafascynowana czymś innym, a raczej kimś. Po chwili wysiadł, a ja wyprostowałam się. Chciałem do niego podejść, po prostu normalnie porozmawiać, jednak uprzedziła mnie jakaś dziewczyna. No cóż... Była dosyć ładna.

- Cześć Piotruś. Czekałam na ciebie - rzuciła podchodząc do niego

- Tak? Dużo tak cierpiałaś? - zaczął z ironią chwytając ją w pasie, a następnie dając jej namiętnego całusa w usta

- Dla ciebie mogłabym nawet kilka lat...

- Tylko? - zaczął ją przedrzeźniać, jednak ona przerwała tą 'dziecinną kłótnią'

- Skarbie? Dzisiaj u mnie, prawda?

- Hmm... Jasne... Kocham cie - powiedział całując ją najwidoczniej na pożegnanie

- Do zobaczenia. Widzimy się wieczorem - Po chwili się rozdzielili. Piotrek przechodząc obok mnie oczywiście jak zawsze nie zareagował. Nie było nic znać po naszym wczorajszym spotkaniu, o ile spotkaniem można nazwać kilka słów. Ja, jednak zupełnie to olałam, ale ciągle myślałam o tej dziewczynie. Zapewne jego dziewczynie, a może nawet coś więcej. Po chwili weszłam do bazy, gdzie tętniło już życie. Jedni wyjeżdżali na wezwanie, a drudzy z niego wracali. Dopiero co udało mi się przebić przez mniejszą wersję tłumu, aby zaparzyć sobie kawę, a dyspozytorka ogłosiła nam wezwanie do małej dziewczyny niedaleko rzeki. Po kilku sekundach siedzieliśmy juz wszyscy, czyli ja, Piotrek i Adam, w karetce. Jeszcze nigdy nie byłam w takim zespole, więc cieszę się, że mogę poznać inne granicy tej roboty. Po kwadransie dojechaliśmy na miejsce. Było tam pięknie. Kwitnący sad rozbrzmiewał różnorodną przyrodą, natomiast ja musiałam się skupić na czymś zupełnie innym. Na potrzebującej. Leżała nieprzytomna na podłodze, a obok niej był spanikowany chłopak. Od razu podeszliśmy do głównych czynności. Piotrek prowadził wszystko, ponieważ nie mieliśmy w swoim zespole lekarza.

- Jak się nazywasz? - spytał Piotrek chłopca stojącego obok

- Leszek, zróbcie coś!!! To moja siostra!

- Musisz ze mną współpracować, dobrze? Uwierz, że jej pomożesz - kontynuował - Co jej się stało? Wpadła do rzeki?

- Ttak... Ona... Ja nie chciałem... Rozumie Pan? Ratujcie ją! - krzyknął oburzony chłopiec

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze... Nie jest w złym stanie... Adaś, Martyna bierzemy małą do szpitala. Po wsadzeniu Lenki, jak się dowiedzieliśmy, do karetki. Wstanęłam obok Piotra i chłopca.

- Gdzie są wasi rodzice, mały? - zaczęłam

- W pracy, ale błagam nie wzywajcie policji... Moi rodzice mają problemy finansowe i muszą więcej pracować, aby nas utrzymać... Oni nas zabiorą... Rozumiecie?

- Rozumiem to bardzo dobrze... - rzucił Piotr. Wiedziałam, że czasami musimy w tych sprawach kłamać, aby podtrzymać przy siłach psychicznych wielu ludzi - Nie wezwiemy policji, ale musisz powiedzieć mi, gdzie mieszkają twoi rodzice, dobrze?

- Dobrze, dziękuję wam bardzo...

- Teraz pojedziesz z nami - Uśmiechnęłam się biorąc chłopaka za rękę. Piotrek siadł na miejsce kierowcy, a ja wzięłam chłopca do środka karetki. Po chwili dojechaliśmy do szpitala. Mała trafiła od razu na salę obserwacji. Leszka zostawiliśmy w pokoju pielęgniarek, a sami ruszyliśmy na miejsce kolejnego wezwania. Ciągle myślałam o tej sytuacji. Z jednej strony byłam zadowolona, że tak postąpiliśmy, ale z drugiej myślałam o naszym obowiązku. Wiemy jakie są procedury i mogliśmy zapłacić swoją dobrodusznością potrąceniem z pensji. Po dyżurze od razu się przebraliśmy. Piotrek od razu wyszedł... W końcu miał randkę, jednak mnie ciągle nęciła ta sytuacja z dzieciakami, więc ruszyłam do szpitala. Ku mojemu zdziwieniu Piotrek także tam szedł.

- Idziesz do tego chłopca? - odważyłam się spytać

- Tak, trudną sytuację mają te dzieciaki - rzucił jak gdyby nigdy nic, a następnie otworzył mi drzwi do sali, w której powinni być maluchy. - Cześć Leszek...

- Kiedy ona się obudzi? - spytał nas chłopak, jednak moje spojrzenie ciągle było rutynowo skierowane na Piotrku... Co się ze mną dzieje?

//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz