54. Gdyby nie ty już dawno chciałabym być w jego obję...

214 7 4
                                    

- Twój ojciec niestety wyprowadził do nas kolejne pewne swoje dowody. Tym razem nie mamy jak ci pomóc. Będziesz musiał sam sobie poradzić, ale to już na rozprawie.

Poczułem strach. Nie mogłem uwierzyć, że ta sprawa nadal trwała. Myślałem, że wszystko się skończyło i wszystko ucichło, jednak jak widać wręcz przeciwnie.

- To...Co ja mam teraz zrobić? - zapytałem drżącym głosem, a on wzruszył ramionami.

- Najlepszym byłoby chyba wynajęcie dobrego prawnika.

- Jak to może się dla mnie skończyć?

- Nie mam pojęcia co ci powiedzieć. Niestety nie mogę oceniać czy ktoś moim zdaniem jest niewinny czy nie, ale myślę, że masz przed sobą trudne noce. Prokuratura nie organizowała by rozprawy, gdyby ktoś miał cienkie dowody.

W mojej głowie pojawiło się setki myśli. Czy to się naprawdę dzieje? Przecież jestem niewinny.

*

- Czy mógłbym wcześniej dostać wypłatę z tamtego miesiąca? Bardzo proszę. Jest mi to teraz bardzo potrzebne.

- Strzelecki... Wiesz jak teraz u nas wszystko działa. To potrwa. Gdybym się nawet postarał to czekania będzie z tydzień jak nie więcej.

*

- Co tu robisz?

W korytarzu zauważyłem Banacha. Byłem w nie najlepszym stanie. Nie miałem najmniejszego pojęcia co mogę teraz zrobić. Traciłem niestety ostatnie nadzieję i to powodowało u mnie fatalne emocje.

- Jestem tylko na chwilę. Przyszedłem do Góry w sprawach - uśmiechnąłem się delikatnie, jednak długo tak nie mogłem.

- Nie ściemniaj. Co jest?

- To nie koniec. W piątek mam rozprawę w sądzie. Uwierzyłby Pan? - parschnąłem, a on spojrzał na mnie pytając. Nie miałem ochoty o tym gadać, jednak musiałem. Co jak co, ale to była ostatnia osoba jaką mogłaby mi pomóc.

*

- Tato... Jak się czujesz? - zapytałam spokojnie trzymając delikatnie dłoń mężczyzny.

- Już lepiej córeczko...

- Przepraszam. Gdyby nie...

- Już, przestań, proszę... Nie masz prawa się obwiniać. Twoja matka zrobiła ci tyle złego... Przepraszam. Nic nie wiedziałem. Nawet nie podejrzewałem, że tak cierpisz...

Uspokojona wtuliłam się w klatkę piersiową ojca. Nie mogłam uwierzyć, że to tak się skończy. Myślałam, że zostanę tak samo znienawidzona jak przez matkę, a jednak...

*

- No i co? Jak było u Piotrka?

Ola pełna uśmiechu na twarzy wparowała do mojego mieszkania, a mnie znów ogarnął mrok. Bardzo dobrze wiedziałam, że muszę choć na chwilę o tym zapomnieć.

- No nic. Ola... Proszę cię, daj sobie spokój. Z tego już nic nie będzie, nie może być - powiedziałam niepewnie, a ona spojrzała na mnie z oburzeniem.

- No chyba zwariuje. Gdyby nie ty już dawno chciałabym być w jego objęciach. To jest wspaniały chłopak. Trochę pogadaliśmy i naprawdę nie wiem nad czym ty się zastanawiasz.

- Może tak byłoby lepiej. Może ty byś go uszczęśliwiła, bo ja jak na razie go tylko krzywdzę. - przerwałam na chwilę, jednak po chwili zastanowienia kontynuowałam - Wiesz co Olu... Ja myślę, a nawet wiem, że ostatnio on się poczuł jak zabawka do mnie. Zjawiałam się, całowałam, a dzień później się do niego nie odzywałam. Byłam okropna...

- On ciebie kocha. Bardzo dobrze o tym wiesz. Tylko nie wiem dlaczego ty mu nie chcesz tego powiedzieć. Powinnaś przestać słuchać się tego broń boże doktorka i wrócić do normalnego życia. Nie wiem czy ty też zauważyłaś, ale wydaje mi się, że jesteś w o wiele gorszym stanie niż sprzed terapii.

- Ja już nie wiem... Sama nie wiem... To mnie przerosło... Ola... Ja zaczęłam się ciąć...

Dziewczyna spojrzała na mnie przerażona, jednak uciekłam od jej kazań, ponieważ zadzwonił telefon z pracy.

*

- Ten policjant sam mówił, że moja sytuacja jest fatalna. Boję się, że niestety to będzie najgorszy dzień w moim życiu...

- Co ty mówisz... Co on może mieć skoro jesteś niewinny? Chyba że jakieś sfałszowane papiery czy coś w tym... - przerwał patrząc na mnie, a ja pokiwałem głową - Cholera

- Właśnie. Coś czuję, że pójdę siedzieć. Kilka miesięcy temu absurdalne, co?

- Piotr, uspokój się. Nie zachowuj się jak dziecko. Coś wymyślimy.

- Dziękuję. Myślałem, że po tym - przerwałem na chwilę czując jak powieki zaczynają przyprawiać mi ból. Nie mogłem kontynuować. Zamknąłem oczy i niekontrolowanie z moich oczu wypłynęły łzy. Otwierając powieki zauważyłem, jednak pewną osobę, którą z kilka dni temu bez skrupułów spławiłem. Patrzyła na mnie, a ja mimowolnie otarłem łzy, które doprowadzały mnie w ostatnim czasie do ogromnego szału.

- W porządku? - zapytała zupełnie niespodziewanie, a Banach, który nie wiedział o ostatnich sytuacjach wyszedł zostawiając nas samych. Bez sensu. Dziewczyna po chwili weszła do gabinetu Góry, a ja zostając sam po prostu opuściłem bazę mając ciutkę nadziei, że jeszcze kiedyś się tu znajdę.

*

Widziałam go i poważnie się zaniepokoiłam. Bałam się, że znów spowodowałam u Piotrka cierpienie. Musiałam, jednak myśleć pozytywnie, bo wiedziałam, że jeśli tak nie będzie po prostu znowu stracę kontrolę nad sobą. Zostawiłam go mimo, iż Wiktor zostawił nam wolną przestrzeń. Nie miałam pojęcia jak zacząć rozmowę, a on by tego na pewno nie zrobił.

*

- Martyna? Piotrek poszedł?

Wychodząc z gabinety Góry poczułam na sowim ramieniu czuły dotyk, a po chwili zauważyłam właściciela dłoni.

- Pewnie tak. Może mi Pan powiedzieć, co się stało Piotrkowi? Proszę.

- Powiem Ci chociaż miałem nadzieję, że sam Ci o tym powie.

- Wszystko się tak bardzo skomplikowało sama nie wiem co się stało, jednak wiem, że pomysł z psychologiem był kiepski.

Rzuciłam spokojnie, a po chwili zaczęłam się tłumaczyć widząc zaniepokojoną twarz mężczyzny.

- To on zasugerował rozstanie się z Piotrkiem i wszystkie rzeczy, które spowodowały, że w moim życiu na pierwszym planie pojawił się smutek.

- Czy ty jesteś pewna, że....?

- Tak. Myśli Pan, że zwariowałam? Nie. Zrozumiałam jak dużo straciłam i muszę to naprawić. Sprawiałam osobą obok bardzo dużo przykrości, a do tylko przez to, że słuchałam się jakiegoś dziada.

- Skoro tak to cię przepraszam. Myślałem, że jest to dobry specjalista.

- Nie, nie... Nie jest pan niczemu winien. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.

- Jeśli tak. W takim razie musisz pomoc trochę Piotrowi. Sam tego nie zrobię, a on potrzebuje najbardziej ciebie.

- Co się stało? - zapytałam zaniepokojona, a z mojej twarzy zniknął uśmiech. Coś się stało i wiedziałam dobrze, że to nie przelewki.

- Jego ojciec wyprowadził przed niego rozprawę sądową. Nazajutrz będzie w fatalnym położeniu. Mam nadzieję, że sprawisz, że poczuje się trochę lepiej.

- Sama nie wiem czy to jest dobry pomysł. Dużo się pomiędzy nami wydarzyło i chyba lepszym kampanem będzie Pan, naprawdę...

Niepewna swoich słów wzruszyłam ramionami, a widząc minę Wiktora na poważnie zaczęłam rozmyślać nad tym czy przypadkiem nie skorzystać z rady mężczyzny. Tak bardzo chciałam z nim być, a teraz gdy ten cholerny psycholog zniknął z mojego pola widzenia nareszcie mogłam to spełnić. Tylko dlaczego się waham?

//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz