37. Ponieważ chciał mi zabrać najważniejszą osobę w moim życiu

377 20 8
                                    

Następnego dnia czułam się o wiele lepiej mimo wszystko. Pomału zaczęłam zapominać o tym co się wydarzyło w tej sali. Wczoraj próbując zasnąć słyszałam jeszcze kłótnie moich rodziców. Pewnie ta kłótnia dotyczyła mnie w najważniejszej formie, jednak miałam to gdzieś. Chciałam po prostu zasnąć i obudzić się w mieszkaniu Piotra. Chciałam poczuć ten symboliczny zapach kawy, który mnie wtedy uniósł z łóżka. Były to jednak marzenia na razie niemożliwe. Był ranek. Jedyną osobą, o której sobie tylko pomyślałam był Piotrek. Tak bardzo chciałam go choć ujrzeć i zapewnić sobie menatlny spokój. Myśląc o tym nawet nie zauważyłam, gdy moje cialo zaczęło same wypełniać myśli. Uzależnienie? Być może. Po chwili byłam na głównym holu. Rozmyślałam gdzie się może teraz znajdować. Zanim to przemyślałam zauważyłam Banacha siedzącego przed jednym z pokoi. Chciałam się wycofać. Wiedziałam, że dostanę niezłe kazanie za opuszczanie sali w moim stanie. Ale przecież mi już nic nie było... No prawie nic. Nim się wycofałam Wiktor stał już obok i spojrzał na mnie z rezygnacją.

- Jesteś uparta jak Piotr - rzekł, a ja się delikatnie uśmiechnęłam. - Wszystko z nim dobrze. W nocy jeszcze zabrali go na badania, a teraz jest już na normalnej pojedynczej sali. - zanim zdążyłam się spytać Wiktor wypalił z wszystkimi wyjaśnieniami. Byłam szczęśliwa. Poczułam się poraz pierwszy od pewnego czasu szczęśliwa i pełna życia. - Pytał o ciebie. Jak już wstałaś to idź, ale niedługo, bo zdam relacje twojemu lekarzowi. - na koniec uśmiechnął się, a potem czekał na moje działania, jednak ja stanęłam w bez ruchu. Tak naprawdę w ogóle nie zastanawiałam się co powiedzieć jak wejdę do sali. Co mam zrobić? Rzucić mu się w ramiona czy wybuchnąć płaczem? Nie miałam najmniejszego pojęcia, jednak pospieszona przez wzrok rozmówcy ruszyłam w kierunku, z którego przyszedł Banach.

*

Otwierając drzwi poczułam stres, który na amen ścisnął mi gardło. Nie mogłam wydobyć, choć jednego małego dźwięku. Od razu wyłoniło się białe łóżko, a na nim leżał blady brunet, w którym się zakochałam. Na twarzy widniały jeszcze małe szramy i rany po wczorajszym dniu. Zauważyłam na jego twarzy oryginalny i ciepły spokój, który mnie tak bardzo przyciągał, jednak wszystkie moje kończyny odmówiły posłuszeństwa. Po chwili zza poręczy wyjawiła się w całej okazałości twarz bruneta, a ja myślałam że padne, gdy ten na mnie spojrzał. Jego wzrok tak bardzo rozczulał we mnie każdy zmysł. Czułam się jak największa szczęściara, która spotkało najbardziej możliwe szczęście.

- Martyna - błogą ciszę przerwał niski, ochrypły głos bruneta. Spojrzałam na niego namiętniej, a następnie ruszyłam w stronę łóżka. Wszystko mnie do niego ciągnęło i gdybym nawet nie mogła, to bym to zrobiła. Myślałem, że nie przyjdziesz - wyszeptał, a ja spojrzałam na niego z bólem w oczach. Jak miałam nie pokazywać, że to wszystko moja wina?

- Przepraszam... - udało mi się wydusić, a on zbliżył się do mnie, a następnie pociągnął moją twarz do siebie.

- To nie twoja wina, że to się stało. Czemu szukasz tam swojej winy? - zapytał, a ja poczułam jak się rozklejam. Jego dotyk działał na mnie, jak kawa pobudzająca do życia. Bałam się niemiłosiernie jego reakcji na to, co miał za chwilę usłyszeć.

- Bo to jest moja wina. Ty niczego nie rozumiesz... - wydałam bardziej jęk niż dźwięk, a następnie usiadłam na łóżku. - Piotrek... Ten mężczyzna to był brat mojego byłego... - wypowiedziałam na jednym tchu, a on podniósł się trochę, na co pozwoliły mu połamane żebra. - Przepraszam...

- Martyna, ale dlaczego...? - na chwilę przerwał chwytając ręką miejsce opatrunku na szyi. Chciałam zareagować, jednak on pokiwał przecząco głową - Dlaczego mnie, was porwał? - zapytał, a ja teraz na poważnie zaczęłam zastanawiać się czy mu to wyjawić. Czy wyjawić mu największą moją tajemnice?

- Popełnił samobójstwo w więzieniu... On mnie zgwałcił, Piotrek... - wyprostowałam się, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Na nowo sobie wszystko przypomniałam. Każdy dotyk, każdy jego ruch, który mnie krzywdzi. Tego nie da się zapomnieć i puścić w nieznane. Ciągle po tym wszystkim zostaje blizna. Kto jak kto, ale Piotrek powinien zrozumieć. I zrozumiał. Łagodnie przejechał po moim policzku, a następnie musnął moje usta swoimi.

- Nie wiedziałem, przepraszam... Ale co ja mam do tego? - zapytał, a ja przez łzy nabrałam dużo powietrza.

- Ponieważ chciał mi zabrać najważniejszą osobę w moim życiu - wypowiedziałam powoli, a po chwili uświadomiłam sobie jak bardzo go kocham. Nigdy nikogo nie darzyłam takim uczuciem. Jednak to prawda, że prawdziwa miłość zdarza się tylko raz i trzeba na nią poczekać. Tylko czy on podziela moje zdanie?

- Kocham cię, bardzo... - wyszeptał, a moment później złączył nasze usta i zatopił w namiętnym pocałunku. Był to pocałunek tak delikatny i łagodny, a i tak mimo wszystko zaspokajał moje wszystkie potrzeby. To było wiadome. Potrzebowałam go na dzień i noc.

*

- Jak się czujesz? - zapytałam po paru minutach. On spojrzał na mnie spokojnie, a po chwili się uśmiechnął.

- Dobrze. Bardzo dobrze. Jestem na silnych środkach przeciwbólowych. - uśmiechnął się po raz kolejny, a następnie przejechał po mojej dłoni. Po moim ciele w tym momencie rozprzestrzenił się przemiły i cudowny dreszcz, którego pragnęłam od wielu dni. Czułam się w tamtym momencie jak najszczęśliwsza osoba na świecie. Ciągle to wszystko do mnie nie docierało. Zaczynając od ratunku przed śmiercią po zdobytą miłość, obdarowała mnie niepowtarzalną radością. - Martyna... Przepraszam, że o to pytam, ale... Kiedy to się stało? Kiedy on ci to zrobił? - zapytał, a ja gwałtownie podniosłam głowę

- Rok temu... - wyszeptałam i tym razem nie zdążyłam zahamować łez. Cały solny roztwór, który zbierał się we mnie przez te wszystkie tragiczne dni wybuchnął i wypłynął na światło dzienne. Piotrek widząc to spontanicznie podniósł się trochę i przywarł moją głowę do swojej klatki piersiowej.

- Przepraszam, naprawdę przepraszam... - wymówił mi cichutko do ucha, a ja próbowałam się powstrzymać. Uspokoić i odpowiedzieć, jednak mi się nie udało. Ten ból, który na mnie spływał był zbyt wielki i zaczęłam naprawdę, na poważnie cierpieć. - Wiem, wiem, że to jest dla ciebie bardzo ciężkie... Uwierz, że to rozumiem. Nie będę już nigdy o tym wspominać, obiecuję... - kontynuował, a ja łagodnie podniosłam  twarz i przejechałam nią o policzek mężczyzny. Poczułam tak ogromne bezpieczeństwo, że nie mogłam przestać się w niego wtulać. On delikatnie gładził moje włosy i co chwilę składał na skroni dudowby pocałunek. Tak naprawdę pierwszy raz w życiu poczułam się kochana. Pierwszy raz poczułam się dla kogoś ważna. To było wspaniałe uczucie.

//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz