28. To było zsądzone na mój los, jednak czy naprawdę zasłużyłam?

366 21 11
                                    

W pudełku był zakrwawiony nóż. Jak te cholerstwo się tu znalazło?! Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i już nigdy więcej się z niej nie wydobyć... Miałam dość tego wszystkiego... Najpierw groźby, następnie rozstanie, a teraz te fanty... Feralne fanty, które przypuszczają w mojej głowie wszystkie najgorsze myśli... Kogo nóż? Kogo krew? Te pytania ciągle krążyły w mojej głowie i nie pozwalały mi myśleć choć trochę racjonalnie.

*

Siedziałam w kuchni obok pudełka z ostrym 'narzędziem' i nie wiedziałam co począć. Czy to ujawnić policji i spróbować choć trochę wariantu polegającego na uspokojeniu mózgu, czy może zaryzykować i zostawić to jedynie dla siebie? Bo w końcu osoba, która mi to tu przywlekła będzie chciała się zemścić... Z większą i bardziej dotykającą brutalnością... Nie wiem... Po prostu próbuje przedstawić to w świetle wszystkich możliwych poglądów i ich efektów... Ale czy to mi wychodzi? Sami oceńcie.

Krzyk. Ból. Cierpienie. Bezradność. Chęć zemsty. Krew. Czy to wszystko? Na pewno NIE.

Rano wstałam i od razu zaczęłam szykować się do pracy. Nie miałam ochoty jeść, ani uzupełnić swoich potrzeb fizjologicznych. Miałam to gdzieś. Jedne co mnie teraz trzymało przy siłach to, to że mam cudowną pracę, jednak czy to wystarczy do szczęścia? Piotrek dawał mi to poczucie do końca. Nie musiałam nic robić, a całe jego ciepło emitowało na mnie i zaspokojało moje spragnione serce, które potrzebowało jego zbliżenia i dotyku. Co jeśli już nigdy tego nie zastanę? Co jeśli już nigdy nie usłyszę jego niziutkiego głosiku szeptanego mi czule do ucha? Co jeśli już nigdy nie poczuje jego delikatnego i obdarowanego miłością dotyku? Co jeśli to już jest przesądzone i już nigdy tego nie doznam? Nie wiem... Jednak boję się, że taka jest prawda.

Nawet nie wiem, kiedy ale właśnie byłam już w budynku bazy w szatni. Od razu się przebrałam i czekałam na jakiekolwiek wezwanie, aby moje myśli wkroczyły w inny sektor... A nie sektor, który jest związany z Piotrkiem... Mam tego dość, wszystkiego na raz. A co gorsza z dnia na dzień coraz bardziej i bardziej przyswajam sobie słowa SMS, których ciągle nie usunęłam. Ciągle mam cień, mały cień rzeczywistości widzący taki obraz: To wszystko to była ściema i wielka pomyłka. Piotrek do mnie wróci, pocałuje i oznajmi, że mnie kocha. Grożący mi mężczyzna się odczepi i zostawi w spokoju, a całe moje życie znowu się uspokoi i zamieni się w największe życiowe możliwe szczęście.

Kogo ja próbuję oszukać? Nie ma możliwości, aby tak było... Musiałby się zdarzyć na prawdę ogromny cud, aby coś takiego mogło się wydarzyć. Na to, jednak się zupełnie nie zapowiadało.

- Martyna? - usłyszałam stanowczy głos Wiktora.

- Tak? - spytałam cicho zerkając w jego stronę

- Piotrek się nie odezwał? - zapytał, a ja pokiwałam przecząco głową, a moje oczy zaczęły wyrażać wszystkie emocje, jakie mieściły się w mojej głowie.

- Hej... Już, cś... - objął mnie ramieniem, a ja na niego spojrzałam

- On już nie wróci... Nie wróci do mnie... - uśmiechnełam się przez łzy, co było przełomem. Powiedziałam to tak, jakbym wszystko do końca zrozumiała i pogodziła się z tym faktem, jednak niezupełnie tak było. Niezupełnie... Niezupełnie?! To było zsądzone na mój los, jednak czy naprawdę zasłużyłam?

- Martyna... Musicie na spokojnie porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić... Jestem pewien, że cokolwiek się stało, to nie było to tak złe, aby Piotrek mógł z tobą zerwać - podniósł mój podbródek, a ja popatrzyłam na niego niepewnie

- Coś Pan sugeruje? - spytałam zaciekawiona jego słowami, jednak on pokiwał tylko głową i już miał wygłosić swoje zdanie na ten temat, gdy po pokoju socjalnym rozpowszechnił się głos Rudej z radia.

#23s

#23s zgłaszam

#Macie wezwanie na ulicę Jastrzębską 5. Nic więcej nie wiem. Rozmówca rozłączył się i nic więcej się nie dowiedziałam.

#Dobra, już jedziemy...

- Dobra, wołaj Adama i jedziemy. Rozmowę dokonczymy później, a no i głowa do góry dziewczyno

- Ale Adam chyba jeszcze nie przyszedł... - zaczęłam, bo nie widziałam jego ubrań w szatni

- Co ty mówisz? - mężczyzna zerknął na telefon - Do cholery...

- Co się stało? - zapytałam wstając i próbując cokolwiek się dowiedzieć

- Basia rodzi. Adam nie przyjdzie - rzucił drapiąc się po kilkudniowym zaroście i niespokojnie oglądając się dookoła - Jasna cholera. Mówiłem, aby Góra zatrudnił więcej kierowców

- To może... Pojedźmy z Renatą. Co prawda skończyła dyżur, ale może... - spojrzałam na malującą się w lustrze rudowłosą

*

Razem w trójkę ruszyliśmy do wezwania. Kobieta zgodziła się, jednak nałożyła na Górę pewne zwrotne. Można się domyślić o co chodzi, ale nie wnikałam w to bardziej. W końcu miałam własne problemy, które były dla mnie problemami, których nie da się zlikwidować na skutek klaśnięcia, czy pstryknięcia.

//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz