14 "Że znów straci ważną osobę..."

504 20 7
                                    

- No to nie traćmy czasu. Jedźmy do jego domu - rzuciłam poważnie z szerokim optymizmem

- Przykro mi, Martyna... Nie możemy zejść z dyżuru. Brakuje nam ratowników. Artur ma wolne, Adam ma urlop, a Piotr... Musimy zostać. Nie mamy wyboru... - zakończył spokojnie siadając na brzegu kanapy

- Mhm... - mruknęłam, a następnie usiadłam niespokojna na blat w kuchni. Nie mogłam sobie ciągle uświadomić co się stało... Że moja najbliższa osoba, była gotowa podjąć się takiego okropnego kroku. Życie bardzo zaskakuje, a jeszcze bardziej gdy nigdy nikt się nie spodziewał takiej sytuacji. Zakochałam się w nim, a po kilku dniach wszystko zniszczyłam. Jednak chyba nie dane mi jest mieć swoją drugą połówkę, z którą mogłabym stworzyć taką więź... Tak ogromną więź... Na śmierć i życie...

Godzina, dwie... Czas dłużył się nieubłagalnie... Ciągle zerkałam na zegarek, nawet na wezwaniach... Banach widział, że zupełnie nie mogę się skupić, jednak nie miał wyjścia... Nie mógł mnie zwolnić do domu, a raczej do Piotrka... Jednak wreszcie... Nastąpiła godzina dziewiętnasta, o której mogę się magicznie szybko przebrać i wyjść... Kilka minut później byłam wraz z Wiktorem pod blokiem Piotrka. Samochód Piotra ciągle stał nie ruszony, z wczorajszego dnia. Wyszliśmy na piętro, na którym mieszkał i od razu zauważyliśmy dwójkę ludzi z kamerą. Na prawdę? Czy te gnidy muszą być wszędzie?

-Dzień dobry. Czy znają państwo Pana Piotra Strzeleckiego? Mieszka tu. - wskazała na drzwi i podłożyła nam bezczelnie mikrofon - brzydko mówiąc - pod gębę

- Tak, ale nie ma go teraz w domu. Jest w barze na Polańskiej - odezwał się Wiktor. Widocznie miał to zaplanowane i spodziewał się takiej sytuacji

- Dobrze, dziękujemy za informację - rzucili na odchodnę szybko zbiegając po schodach. Życzę im, aby się po drodze wywalili... Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi spowodowany przez Wiktora. Chwilę czekaliśmy na otwarcie. Po chwili znów, tym razem ja powtórzyłam czynność. Nic.

- Najwidoczniej go nie ma... - obrócił się w przeciwną stroną i najwidoczniej zaczął myśleć nad jego aktualnym miejscem pobytu. Po chwili byliśmy w czynności schodzenia po schodach. - Gdzie on do cholery może być? - zapytał Wiktor, jednak chyba bezpośrednio do siebie

- Może pojechał do rodziny? - zapytałam, jednak po chwili zaczęłam żałować swoich słów - Znaczy do rodzeństwa? - próbowałam się szybko wyjaśnić

- Nie utrzymuje z braćmi żadnego kontaktu - schodził powoli kładąc nogę za nogę

- Myślałam, że po tym wszystkim... Że po tym wszystkim trzymają się razem... - szepnęłam znów się wyjaśniając. Cholera, tak naprawdę najwyraźniej nie miał się do kogo zwrócić. To było straszne uczucie. Nigdy czegoś takiego nie za stałam. Zawsze mogłam liczyć na siostrę, rodziców lub choćby na moją opiekunkę z dzieciństwa.

- Bo tak powinno być, jednak po tym wszystkim został obarczony o wszystko winą. Z ich strony, a raczej ze strony Grześka, to wszystko przez Piotra. - zakończył

- Straszne... - posmutniałam

- No straszne, straszne... Jednak jak widać możliwe... - po chwili byliśmy w samochodzie Banacha

- Mam jeszcze jedno miejsce, w którym może się podziewać nasza zguba

- No to jedźmy - uśmiechnęłam się na koniec i po chwili samochód ruszył - Nie jest dla Pana obojętny - rzuciłam patrząc w jeden punkt. To już dawno zauważyłam. Gdybym nie wiedziała tyle o jego ojcu to pomyślałabym, że ojcem Piotrka jest Wiktor. Napewno byłaby to lepsza możliwość niż teraz... O wiele lepsza...

- No prawda, prawda... Tak jakoś wyszło? No nie wiem... Od zawsze coś, jakieś dziwne napięcie nas łączyło. Traktuje go jak syna, tu nie ma nic do kwesionowania...

- Właśnie zauważyłam... Jest Pan z nim bardzo blisko. Wie Pan o nim bardzo dużo - zakończyłam obracając się w jego stronę i parschnęłam śmiechem

- Nie od początku tak było... Był bardzo trudny do rozwikłania... Kiedyś byłem w takiej samej sytuacji jak ty na początku waszego zapoznania. Był zamknięty w sobie? Ale jedynie w pracy... To było dziwne uczucie, jednak wszystko się jakoś ustabilizowało... Zaczęliśmy rozmawiać... Wszystko, może większość mi o sobie opowiedział... Po śmierci Asi się jeszcze bardziej w sobie zagłębiliśmy...

- Asi? - przerwałam mu

- To nie wiesz? - pokiwałam przecząco głową - Joasia to jego była narzeczona... Zmarła... - dokończył, a ja obróciłam się w stronę szyby. Nie rozumiałam jak można mieć tak ciężko w życie... Każda godzina dawała mu coraz więcej kłód pod nogi... Ja... Ja nie wiem jakbym to wytrzymała... - Popełniła samobójstwo - zakończył, a ja spojrzałam na niego z ogromnym smutkiem i zdziwieniem

- Dlaczego? - udało mi się wydusić

- Joasia była na wózku inwalidzkim... Od urodzenia... Piotrek zakochał się w niej bezgranicznie. Każdego dnia u niej przebywał... Poznał się z nią w czasie jednego wezwania. Byli naprawdę cudowną parą. Zakochany Piotruś ciągle próbował ją pocieszać. I właśnie tu przychodzili - na chwilę przerwał zatrzymując samochód. Najwidoczniej to było to miejsce, o którym mówił - Planowali ślub... Joanna także go kochała... Szalała za nim, jednak ciągle była zdania, że Piotr z nią nie będzie szczęśliwi ze względu na wózek... Piotrek, ani raz nie dopuszczał do siebie takich myśli... Pewnego dnia jednak Asia wybuchła no i stało się. Podcięła sobie żyły. Zginęła na miejscu... - zakończył na chwilę, a ja zupełnie oniemiałam. Co chwilę głośno przełykałam głośno ślinę. Myślałam że takie rzeczy dzieją się jedynie w filmach, a jednak się przeliczyłam. - No i amen. Piotrek się załamał. Dałem mu urlop, jednak nie chciał. Nie protestowałem, bo wiedziałem w jakim jest stanie. Świat stał się zupełnie dla niego nie ważny. Nie pogrążył się jednak w taki sposób, aby wejść w jakiś nałóg, za co go ogromnie podziwiam. Podziwiam go niezmiernie... No i właśnie w tamtych czasach nasza więź się powiększała i jakoś tak teraz jest... No i koniec... Tak się skończyła rzekomo dobra przysługa. Piotrek nienawidzi o tym mówić, dlatego nie dziwię się że jeszcze o tym nie wiesz... A zachowanie Piotra... Hmm.. Wydaje mi się że nie chce, a może się boi zakochać tak jak w Asi. Że znów straci ważną osobę... - skończył całą tę dramatyczną historie. Zapewne ta kobieta na zdjęciu w jego pokoju to Joanna. Nie mogłam w to uwierzyć. I co mi powiecie? Że to on? Niby ten Piotrek playboy miał narzeczoną? Planował z nią życie do śmierci?

//Nadzieja nie umiera\\ ~ Martyna i Piotrek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz