Zatracona nadzieja

14.1K 637 172
                                    

-Kacchan!- Krzyknąłem widząc jak Bakugou mierzy się z groźnym złoczyńcą. Myślałem, że all might go złapał, kiedy mnie uratował. Może to nie prawda, tylko zwidy, ale nie potrafię nie wierzyć swoim oczom. Czemu nikt mu nie pomaga? Wszyscy tylko patrzą, jak wielki przypominający błoto potwór próbuje go udusić. Ten sam potwór chciał mnie zabić! Po zaledwie kilku chwilach myślałem, że umrę, a on musi się mierzyć z nim sam.
- Nie dam się zabić takiemu ścierwu jak ty!- Krzyknął Kacchan próbując uniknąć otaczającego go złoczyńcy. To moja wina, on teraz cierpi przeze mnie. Przez moją głupotę, chęć wyżalenia się idolowi, to wszystko moja wina. Przeze mnie przeszły te myśli i słowa, które słyszałem od mamy,  Kachana, all mighta i wielu innych osób. Te przekonania, że nie będę bohaterem, przepływały mi przez głowę, jak powtarzający się koszmar. Odstąpiłem od myśli, by spojrzeć na Kacchana, a ten wyglądał jakby stracił wiarę i z prośbą o pomoc popatrzył mi prosto w załzawione oczy.

Nie pomyślałem racjonalnie i od razu rzuciłem się do biegu. Kacchan zmienił swoje spojrzenie i tak jakby chciał, żebym stanął i odpuścił. Tuż przed nieszczęściem w ułamku sekundy zatrzymałem się i odwróciłem wzrok z Kacchana na sąsiedni budynek, który w wyniku zapalenia eksplodował, a niektóre z kawałków leciały w moją stronę. Oberwałem kawałkiem gruzu w głowę i zrobiło mi się ciemno przed oczami.

-Udusił się, po 12 minutach walki...- Usłyszałem jednego z ratowników gdy wstałem. Bolała mnie głowa i nie zbyt wiem co się stało. Kilka ratowników podbiegło do mnie mi pomóc.
-Masz szczęście, że żyjesz. Od takiej eksplozji nie jednemu by się oberwało mocniej niż tobie.- Powiedział ratownik który wraz z dwoma innymi ratownikami, zaprowadził mnie do karetki gdzie usiadłem, aby mogli mnie opatrzeć.
-Jest 13 stu rannych łącznie z tobą i jedna ofiara śmiertelna.- Powiedział ratownik przykładający mi gazę do rany.
- Bakugou żyje?- Zapytałem przestraszony.
-Niestety nie, złoczyńcy udało się udusić chłopca, a sam złoczyńca uciekł.- Zaczął padać deszcz. Po usłyszeniu, że Kachan nie żyje, rozpłakałem się.
-To moja wina, że nie żyje. Mogłem go jeszcze uratować.- Zaniosłem się płaczem.
-To nie prawda, nikt nic nie mógł na to zaradzić, ale all might z pewnością mógł pomóc.- Te słowa otuchy na niewiele się zdały.
- Izuku!- Odwróciłem się w stronę głosu, widząc moją mamę pędzącą na rowerze. Gdy tylko była bliżej zacząłem biec w jej stronę zostawiając ratownika w tyle. Mama odstawiła rower i mocno mnie przytuliła.
-Gdy tylko zobaczyłam wiadomości od razu przyjechałam, tak mi przykro synku.- Moja mama zaniosła się płaczem tak jak ja. Odwróciłem wzrok dalej przytulając mamę i zobaczyłem jak all might stoi trzymając się latarni. Widząc mnie tylko spuścił głowę odwrócił się i poszedł. Widać było, że nic nie mógł zrobić

Gdyby było inaczej (bnha)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz