Bezstresowe wychowanie - 30

544 45 177
                                    

Okej.
Już chciałam przeprosić, że ten rozdział jest krótki, ale ma trzy tysiące dwieście słów xD
Miał być krótki, okej?

°°°

- Traf w końcu Coaster! Powoli kończą nam się arbuzy! - Wydarła się Miko, przez co skrzywiłam się nieco, ale posłusznie mocniej chwyciłam narzędzie w moich dłoniach.

- Hej! Nie macie pojęcia jakie one z mojej perspektywy są malutkie! I weź to traf!

- Bejsboliści jakoś trafiają w miniaturowych rozmiarów piłeczkę! - Udzielił się tym razem Jack, po raz kolejny próbując samodzielnie podnieść wielki owoc.

Przez chwilę gapiłam się na nich tępo. Następnie rozłożyłam ręce.
- Czy ja ci wyglądam na pieprzonego bejsbolistę!?

Oba dzieciaki przez chwilę patrzyły na mnie z góry, stojąc na całkiem wysokiej skale.

- Szczerze mówiąc to myślałem, że jako wielki kosmita - robot jesteś, aż ponad to - Odparł cicho Jack, a ja zachwiałam się odrobinę.

- Rozwal to! - Wiwatowała z kolei Miko, a ja w porę zorientowałam się, że kolejny arbuz został wyrzucony w powietrze.

Zgodnie zamachnęłam się kataną krojąc go prawie jak masło, a jego różowe wnętrzności rozbryzły się we wszystkich możliwych kierunkach.

- Fruit Ninja, edycja wielkich mechów z kosmosu. - Burknęłam pod nosem bez humoru, ignorując Miko i Jacka wrzeszczących z podniecenia.

Nie miałam najlepszego humoru. Z resztą kiedy ja ostatnio miałam dobry humor?

Tak czy inaczej przymuszenie mnie do opowiadania o mojej firmie, nie wpłynęła na mnie za dobrze. Pomijając w jaki sposób i okolicznościach zostało to zrobione, złapała mnie chwilowa apatia na myśl o tym jak tęskno mi za moją pracą.

W dodatku było mi nieco wstyd wracać do bazy. Sama do końca nie byłam pewna czy zrobiłam coś złego czy nie. W dodatku ze stresu rozbolała mnie głowa.

Zaraz po tym jak zamknęłam moich towarzyszy w pokoju przesłuchań, postanowiłam melancholijnie wyjechać z bazy. Moje wewnętrzne ja drwiło sobie ze mnie, że zachowuję się jak jakiś edgy - emo dzieciak, ale zwyczajnie zbyt łatwo można było dostać się do mojego pokoju co zaprezentowała mi Arcee.

Prywatność, pfff.

Dlatego właśnie pojechałam sobie na jeden z klifów, bo nikt mi przecież nie mógł tego zabronić.

Zdziwiłam się kiedy napotkałam się tam na Jacka, oraz Miko, którzy z wielką premedytacją rozwalali arbuzy o ziemię.

Po chwili niezręczności zaproponowali mi wspólną destrukcję owoców, a ja nawet nie pytając jak wleźli na ten klif, ani skąd mają do cholery tyle melonów po prostu postanowiłam zrobić użytek z miecza żaglogłowego.

W końcu wykorzystałam jego prawdziwy potencjał.

- Kolejny! - Ryknęła Miko, a ja już przygotowałam się na następny cios. Ta jednak zamiast wyrzucić go w powietrze nade mną, niechcący skierowała jego lot w prawo. Owoc zaraz potem zaczął spadać w dół urwiska.

Wszyscy w milczeniu obserwowaliśmy jak ten spada i spada, a kiedy w końcu dosięgnął ziemi, rozpadł się jak twarz matki Sylvestra Stallone po tysiącach operacji plastycznych.

- Nie marnuj ich! - Oburzył się w końcu Jack, na co tamta posłała mu urażone spojrzenie.

- Ah!? To ja ukradłam kartę kredytową mojej opiekunce, nie ty. Więc mogę robić z nimi co chcę! - Zachłysnęła się Koreanka. - A w dodatku to Coaster nie może trafić!

Pozytywna Postać | TF - Prime (2018) ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz