IX

2.8K 103 1
                                    

-I tyle?-zdziwiła się Jane- myślałam, że powiesz więcej o sobie Korni.

Każę powietrzu przydusić ją do ściany. Za dużo już powiedziała. 

-Tyle zdecydowanie wystarczy — dodaję.

 -I co teraz?-pytam się wszystkich.

 -Zjemy w końcu posiłek — mówi Adam, zastępca Marka Idziemy do jadalni. 

Znów siedzę u alfy na kolanach. Mam już tego dość. On wkłada mi truskawkę do ust. Chyba zapomniał, że ja nic nie jem. Wypluwam to na talerz. Moja obstawa zaczyna się śmiać. Wstaję z siedzenia. 

 -Teraz się zacznie — mówię sama do siebie.

 -Dowódco to nie tak jak myślisz, nie chciałam Ci obrazić, lecz twojego mate — próbuje jakoś mnie udobruchać. 

 -Ciesz się, że ojciec powiedział, że nie mam nikogo zabić — zaczynam się śmiać, po chwili moja przyjaciółka przyłącza się do mnie. A inni patrzą się na nas jak na wariatki. 

 -To co dziś robimy?-ponawiam pytanie. 

 -Odpoczywamy — odpowiada Justin.

 Idę do mojej sypialni. I tam siedzę przez dwa tygodnie. Nie licząc rad i walki nie widzę ani nie chcę się z nim spotykać. Więc go ignoruję. Gdy kończą się spotkania przywódców ostatnie w ciągu pięćdziesięciu lat. Spakowana wchodzę do salonu, by pożegnać się z innymi. Mojemu ukochanemu powiedziałam, że nigdzie z nim nie jadę. Zanim wychodzę na dwór. Zabieram kilka ubrań z moich walizek i poszłam do toalety. Przebrałam się w czarne skórzane spodnie z wysokim stanem, czarną zwiewną koszulę, którą zapięłam aż po ostatni guzik, do tego czarne botki na płaskiej powierzchni i skórzaną kurtkę. Na ręce nałożyłam ciężkie czarne rękawiczki, na oczy okulary przeciwsłoneczne, a dookoła szyi zasiadałam czarny szal w białą kratę. Niby na dworze jest gorąco, lecz ja nie chcę,  by ktoś zobaczył moją skórę, świecącą się w ciągu dnia. Wychodzę z toalety i co widzę zdziwione miny mężczyzn. Alf podchodzi do mnie, podnosi w stylu panny młodej i zanosi do jego samochodu. Swoim podwładnym każe spakować moje walizki. A sam zapina mnie pasami bezpieczeństwa. Ja się szarpnie i obrażam go od najgorszych. Samochód rusza na lotnisko. 

 Po pięciu godzinach jesteśmy na terytorium watahy. Gdy się zatrzymał. Mark otwiera mi drzwi i prowadzi do jakiejś sali, do której kazał telepatycznie przyjść wszystkim członkom  sfory. Jakie było zaskoczenie, gdy razem z władcą wilkołaków weszłam do tego pomieszczenia. Normalnie szok ze strony wilków. Ale się im nie dziwię. Rzadko kiedy wampir i wilkołak idą blisko siebie bez pokazania kłów. Zdziwienie szybko przeraziło się we wkurzanie. Wilki odsunęły swojego przywódcę ode mnie. I rzucają się na mnie.

WampirzycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz