40

125 11 0
                                    

Księga 11

Przemowa Willa na ślub Horace'a

- Cóż - odparł Will. - Chodzi o moją mowę na weselu.
- Na weselu Horace’a i Evanlyn? - upewnił się Halt.
Młody zwiadowca przytaknął.
- Jako drużba muszę wygłosić toast na cześć państwa młodych.
- Tak jak na naszym weselu. - Pauline uśmiechnęła się do tego wspomnienia.
- Właśnie. I chcę, żeby toast był niezwykły. Bo oboje to moi dobrzy przyjaciele.
- Mowa, którą wygłosiłeś na naszym weselu, była zdecydowanie niezwykła - stwierdził Halt. On też doskonale pamiętał każde słowo. Proste wyznanie miłości i przywiązania do obojga nowożeńców wywarło na starym zwiadowcy duże wrażenie i, co tu kryć, wzruszyło go. O czym najlepiej świadczyły powyższe słowa. Halt całe życie ukrywał uczucia przed światem. Rzadko pozwalał sobie na okazanie emocji, które nazywał ckliwością.
- Pracowałem nad mową - przyznał się Will. Jego dłoń nieświadomie powędrowała do wewnętrznej kieszeni. - Może zechcielibyście posłuchać, jak na razie brzmi?
Pytanie zawisło w powietrzu, a on spoglądał to na Pauline, to na Halta.
- Jak moglibyśmy odmówić? - odparła Pauline. Taki młody i taki poważny,
pomyślała.Halt zerknął na żonę. Zbyt późno próbował dać jej znak, żeby znalazła jakąś uprzejmą wymówkę. W końcu pracuje w służbie dyplomatycznej, pomyślał. Uprzejme wymówki to dla niej codzienność. Cicho westchnął. Will wygładzał już kilka kartek, wyciągniętych z kieszeni.
Podniósł wzrok, by sprawdzić, czy jego słuchacze są gotowi. Kobieta pochyliła się na krześle i zachęcająco skinęła głową. Halt wbił wzrok w sufit.
Will kilka razy odchrząknął, jeszcze parę razy wygładził kartki i przebiegł tekst oczami, starając się zapamiętać pierwsze linijki.
- Rozumie się - powiedział - że to tylko pierwszy szkic. W żadnym razie ostateczna wersja słów, które wypowiem w dniu ślubu. Być może będę to jeszcze przeglądał i to i owo
zmienię. To znaczy, z pewnością będę to jeszcze przeglądał i być może to i owo zmienię...
- Oczywiście - odrzekła kobieta i gestem pokazała mu, by czytał. Will znowu odchrząknął.
- Przeziębiłeś się? - spytał Halt z miną niewiniątka, a potem skrzywił się, gdy Pauline wymierzyła mu pod stołem kopniaka. Nawet w lekkich wieczornych kapciach umie mocno
przykopać, pomyślał, po czym nachylił się, by rozmasować łydkę.
Will z zarumienionymi policzkami podniósł spojrzenie znad pliku kartek.
- Nie - zaprzeczył. - Czemu pytasz?
- Nie zważaj na niego, mój drogi Willu - powiedziała Pauline. W jej głosie kryła się stalowa nuta, na którą młody zwiadowca nie zwrócił uwagi. Usłyszał ją jednak Halt. Znał tę
kobietę od wielu lat i stwierdził, że będzie dla niego najlepiej, jeśli przez najbliższych kilka minut zachowa milczenie.
- Dobrze... - odrzekł Will. Znowu odchrząknął. Wreszcie zaczął. - Z poczuciem najwyższego spełnienia w sercu...
- Hej! Hej! Ściągnij wodze! Z poczuciem czego w czym? - spytał z niedowierzaniem Halt, zapominając nagle, że miał nie zabierać głosu. Will podniósł na niego speszone
spojrzenie.
- Spełnienia w sercu - powtórzył. Potem jeszcze raz sprawdził tekst przed sobą. - Tak. Zgadza się. Spełnienia w sercu.
- A co to w ogóle znaczy „spełnienie w sercu”? - spytał Halt. Rzucił okiem na żonę i dostrzegł jej skrywany uśmiech.
Will wykonał prawą dłonią niepewny gest.
- No, to znaczy... wiesz... eee... spełnienie... w sercu.
Starszy zwiadowca dalej wpatrywał się w niego bez zrozumienia. Pokręcił głową, więc Will spróbował znowu. Pauline zauważyła, że jeszcze bardziej poczerwieniał. Policzki mu płonęły.
- To znaczy, że jestem szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy - wyjaśnił w końcu.
- To czemu nie powiesz: „jestem szczęśliwy, bardzo szczęśliwy”? - dociekał Halt.
Will poruszył się niespokojnie na krześle.
- No, to by było trochę... - szukał właściwego słowa i wreszcie znalazł - prozaiczne, prawda?
Brwi Halta powędrowały w górę.
- Prozaiczne? Najpierw poczucie zapełnienia...
- Spełnienia - poprawił Will przez lekko zaciśnięte zęby.
- A teraz prozaiczne. Niech mnie kozioł tryknie, jeśli wiem, co to znaczy!
- Nie koloryzuj, skarbie - wtrąciła Pauline. - To znaczy zwyczajne.
- Aha, czyli jestem zwyczajny, tak? - starszy mężczyzna zwrócił się do Willa. - A od kiedy zbrodnią jest używanie słów, które ludzie rozumieją?
- Już mówiłem, chcę, żeby to była pamiętna mowa. Halt oparł się na krześle.
- Będzie pamiętna, bez dwóch zdań - mruknął. - Latami wszyscy będą mówić:
„Pamiętasz tę mowę Willa, której nikt nie zrozumiał?" - A potem machnął ręką, dając znak, by młodzieniec czytał dalej. - Posłuchajmy jeszcze.
Will ponownie zaczął od początku.
- Z poczuciem najwyższego spełnienia w sercu...
- Już to słyszeliśmy.
- Halt... - ostrzegła Pauline.
- ...staję w waszej szacownej obecności przy tej najznamienitszej ze znamienitszych okazji, by oddać hołd i cześć dwojgu najwybitniejszym i najcenniejszym towarzyszom moich
młodzieńczych lat.
- Wielkie nieba - mruknął Halt i zarobił kolejnego mocnego kopniaka w łydkę.
- Byłoby z mojej strony wyrazem największej arogancji, gdybym w rzeczonych...
- Nie! Nie! Nie! - wykrzyknął starszy zwiadowca, wymachując rękami. - Dosyć! Ani słowa więcej!
- Jakiś problem? - spytał wyniośle Will.
Halt przewrócił oczami.
- Tak, jest problem! Mówisz, jakbyś połknął słownik, a potem go zwymiotował!
- Nie bądź takim gburem - pouczyła męża Pauline i siwobrody mężczyzna umilkł, choć nadal mruczał coś pod nosem. Will zwrócił się do kobiety.
- Co o tym myślisz? Ty dobrze sobie radzisz ze słowami.
Zawahała się. Kochała tego młodzieńca jak własnego syna i nigdy celowo nie zraniłaby jego uczuć. Nie mogła jednak pozwolić, by ciągnął ten nadęty nonsens.
- Czy sądzisz, że język jest nieco zbyt... kwiecisty? - spytał niepewnie Will.
Halt prychnął i odwrócił wzrok, wyglądając przez okno.
- Kwiecisty? Jest napuszony! - odparł. - Brzmi, jakby przemawiał baron Arald!
Will popatrzył na swego mistrza, wyraźnie wstrząśnięty.
- O, chyba nie jest aż tak źle?
Halt tylko spojrzał na wychowanka, uniósł brwi, a potem znowu się odwrócił.
- Will, mówiłeś tak pięknie na naszym weselu. Po prostu zrób to znowu - powiedziała Pauline.
Pokręcił jednak głową.
- Wszyscy tak twierdzą. Ale rzecz w tym, że wtedy nikt się tego po mnie nie spodziewał. Teraz będą mieli większe oczekiwania. Poza tym to królewskie wesele, więc mowa zostanie zapisana w annałach. Musi być szczególna.
- Na Gorloga! - rzucił Halt. Pauline odwróciła się do niego z zaciekawieniem.
- Kim właściwie jest Gorlog, skarbie? - spytała.
- To północny bóg. Pożyczyłem go od Skandian. Bardzo się przydaje, gdy chce się bluźnić, nikogo nie obrażając.
- Oprócz Skandian? - podsunęła, ale z uśmiechem pokręcił głową.
- Nie. Nie mają nic przeciwko temu. Nie przepadają za nim.

Zwiadowcy>>-------> Śmieszne MomĘty + TalksyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz