Anime: Akatsuki no Yona
Specjalnie dla Hanabi-Choi
Ciesz się kobieto, ciesz się! Umieram, mam dość, I'm dying.Ludzie ludzie, to mój rekord. Shot ma prawie cztery tysiące słów, więc przygotujcie się na sporo czytania hahahahah
Swoją drogą zastanawia mnie czy w ogóle ktoś to przeczyta do końca 🤔
[EDIT] mógłby mi ktoś powiedzieć czy wattpad nie zeżarł mi akapitów?
_________________________________________
Jechałam właśnie do sąsiedniej wioski, by przedyskutować pewne podpunkty naszego sojuszu, który miał się opierać na wzajemnej pomocy i wspólnym handlu. Owa osada nie była oddalona jakoś bardzo, więc wystarczyłaby mi godzina wolnego galopu, by tam dotrzeć. Mogłabym być tam o wiele wcześniej, ale nie chciałam piłować moje czarnego ogiera, którego mam już od przeszło dziesięciu lat.
Jadąc wzdłuż rzeki rozkoszowałam się świeżym powietrzem, które biło od krystalicznie czystej, wypływającej z gór wody. Przemykając pod zielonymi koronami drzew udało mi się zerwać z niższej gałęzi błyszczące, czerwone jabłko. Połowę zjadłam ja, a resztę oddałam mojemu rumakowi. Przejechałam przez most i znalazłam się na drodze, którą bezpośrednio dojadę do wioski. Kiedy miałam wjechać na odcinek leśny, zobaczyłam, że na brzegu rzeki ktoś leży. Szybko zawróciłam konia i podjechałam bliżej. Zsiadłam z konia i podbiegłam do tej osoby. Okazał się to być zielonowłosy mężczyzna. Leżał na brzuchu z lewym policzkiem wtulonym w piasek. Uklękłam przy nim i obróciłam na plecy jego bezwładne ciało, układając je w połowie na swoich kolanach. Spomiędzy rozchylonych warg wydobywał się słaby oddech, ale on sam nie był przytomny. Przynajmniej wiem, że żyje.
Postanowiłam przyjrzeć się jego ranom. Miał kilka zadrapań na twarzy i szyi. Jedną głęboką ranę na prawym ramieniu, prawdopodobnie zadaną przez strzałę. Na zewnętrznej części jego dłoni widniało kilka płytkich skaleczeń. Mogę przypuszczać, że starał się osłonić swoją głowę i twarz. Największa rana przechodziła przez część klatki piersiowej i brzucha. W dalszym ciągu sączyła się z niej krew, więc pewnie została zadana przez miecz lub ostry sztylet. Nie wiem jak długo tutaj leży, ale z pewnością czas działa na jego niekorzyść. Jego rany muszą być jak najszybciej opatrzone, inaczej umrze.
Nie mogę zostawić go tutaj na pewną śmierć. W życiu bym sobie tego nie wybaczyła. Natychmiast zrezygnowałam z dalszej podróży i zdecydowałam się zabrać go do swojej wioski. Zawołałam [Imię konia] i pociągnęłam lejce, by się odrobinę pochylił. Użyłam całej mojej siły, by wsadzić na konia zielonowłosego mężczyznę, przy czym starając się nie pogorszyć jego stanu. Kiedy mi się to udało i ja również zajęłam miejsce na grzbiecie rumaka, szarpnęłam za lejce, zmuszając konia do bardzo szybkiego cwału (pls niech to będzie ten dobry chód konia, bo naprawdę moja wiedza ogranicza się tylko do tego, że koń ma cztery nogi XD dop.aut).
Mój koń wbiegł pełnym pędem do wioski, unosząc przy tym cały kurz do góry. Moim celem była posesja mojego ojca - przywódcy Plemienia Natury. Wokół mnie zebrało się kilka kobiet, które zajmowały się domem. Widząc zamieszanie wybiegli również moi rodzice. Szybko wyjaśniłam ojcu zaistniałą sytuację i pomógł zdjąć zielonowłosego z konia. Jako że mój ojciec jest raczej postawnym człowiekiem przy kości, to wziął rannego na ręce tak, jak przeniósł moją matkę przez próg w dniu ślubu. Zdziwiło mnie, że bez żadnego "ale" gotów jest pomóc nieznajomemu człowiekowi. Ja odziedziczyłam dobroć po matce, może to jej zasługa, że teraz jest taki dobry. Od razu ruszyłam za nim. Służki, chociaż nie lubię tego określenia, już przygotowały odpowiednie pomieszczenie, gdzie czekali medycy z odpowiednimi bandażami i opatrunkami. Nie chciałam im przeszkadzać, więc razem z ojcem poszłam do jego gabinetu, żeby ze szczegółami wytłumaczyć mu to wszystko. Nie wydawał się zły. Zmierzył mnie tylko surowym spojrzeniem, ale również się uśmiechnął. Mama pochwaliła mnie i powiedziała, że dobrze zrobiłam. Tu wcale nie chodziło o pochwały. Po prostu nie potrafiłabym nie udzielić pomocy osobie, która jej potrzebuje.
Zanim wyszłam z jego gabinetu, ojciec polecił mi, abym to ja sprawowała opiekę nad zielonowłosym. Nie miałam nic przeciwko - w końcu i tak nie zamierzałam spuszczać z niego oczu.
Noc miała przesądzić o życiu zielonowłosego. Medycy i zielarze poinformowali mnie, że jego stan nie jest najlepszy, ale nie powinnam go skreślać. Tak jak przeczuwali, w nocy gorączka się podniosła. Kilka godzin, aż do świtu robiłam mu okłady. Oprócz tego mamrotał przez sen i wierzgał niespokojnie. Prawdopodobnie jego ciało zmagało się z infekcją, jaka wdała się przez otwarte rany. Na szczęście udało mi się zbić jego gorączkę. W porze śniadania przyszedł jeden z medyków, by sprawdzić jego stan. Uspokoił mnie i powiedział, że niebezpieczeństwo minęło, a jego rany zaczynają się goić. Kamień spadł mi z serca. Całonocne czuwanie nie poszło na marne. Zanim zaprzyjaźniony medyk wyszedł, polecił mi, żebym zmieniła jego opatrunki, co chwilę później zrobiłam.
Ku mojemu zdziwieniu w trakcie zmieniania bandaży na dłoniach, oczy zielonowłosego otworzyły się, spoglądając nieobecnie w sufit. Jego długie palce zcisnęły mój nadgarstek, ale nie był to uścisk, który mógłby zrobić mi krzywdę. Fioletowe tęczówki teraz skoncentrowane były na mnie. Lustrował mnie nimi uważnie, doszukując się niebezpieczeństwa. Po chwili uścisk zelżał, a jego dłoń opadła na materiał kołdry.

CZYTASZ
One Shots [Anime] PL ✏️
FanfictionOd jakiegoś czasu w głowie kłębi mi się wiele opowieści, których nigdy nie napiszę jako książkę. Postanowiłam, że gdzieś muszę to zapisywać i tak powstał pomysł na one-shoty z Anime. -Akagami no Shirayuki-hime -Akatsuki no Yona -Amnesia -Assassinat...