37. Krok do przodu

1.2K 75 18
                                    

Czy to nie byłoby śmieszne?
Człowiek, demon i strażnik w jedynym. Tak jak możliwe prawdopodobne istnienie hybrydy człowieka i demona lub człowieka i strażnika w miarę można zrozumieć, tak połączenie tych trzech gatunków wydaje się nadzwyczaj absurdalne. Powód jest wręcz banalny.
Natura demona ze strażnikiem zupełnie ze sobą nie współgra. Wzajemnie by siebie zabijali.
Współpraca tych dwóch gatunków jest niemożliwa. Któreś musiałoby w końcu ustąpić drugiemu. Wyglądałoby to trochę jak rozdwojenie osobowości, tylko w tym przypadku jedna osobowość pozbyłaby się tej słabszej. Tylko która by była tą słabszą?
Podobno dobro zawsze wygrywa, jednak często są to tylko pozory. Zło chowa się w ukryciu tylko po to, aby zebrać więcej sił.

A jaką siłę reprezentuje człowiek?

---------
- Za jakiś czas będzie już lepiej. Sen na pewno ci pomoże.

Zostałam położona na kanapie w motelu i szczelnie okryta kocem. Ciotka Susan siedziała obok przyglądając mi się z troską. Od poprzedniego incydentu minęły już 2 godziny. Czułam się lepiej, jednak nadal towarzyszyło mi uczucie podobne do grypy.

- Pewnie się cieszysz, że nie jestem strażnikiem.

- Tak, cieszę się.

Prychnełam rozbawiona i odwróciłam się do niej plecami. Uważałam, że to moja jedyna szansa na udowodnienie tego, że nie jestem czystym złem. Nie mogłabym być zła, skoro został wszczepiony we mnie pierwiastek obrońcy świata przed demonami. Miałabym szansę na uwolnienie ziemi od tych kreatur. Wliczając w to siebie.

- Wiesz, że to byłoby twoje samobójstwo.

- Skąd wiesz, która z moich stron byłaby dominujaca?! - Zerwałam się do siadu krzycząc jej w twarz. Nie chciałam okazywać swoich emocji,  jednak nie panowałam nad łzami pojawiającymi się w moich oczach.

- To nie miałoby prawa istnieć.

- Tak jak ja! Jestem zwykłym wynaturzeniem! Insektem, który tylko bierze nic nie dając poza zniszczeniem!

- Niczego nie niszczysz!

- Ale będę!

Zdziwiłam nawet samą siebie tym, co powiedziałam. Czyli tak czułam się wewnętrznie. Gdzieś w głębi czułam, że tak się stanie. Prędzej czy później. Żadna z nas nie wiedziała jak to skomentować jednak musiałam w końcu mieć wszystko jasne.

- Ty tylko zapobiegasz, nie lecząc bo dobrze wiesz, że jedynym lekarstwem jest śmierć.

- Nawet tak nie mów. Znajdziemy jakiś sposób.

- Przestań udawać. Nie ma żadnego innego leku, prawda?

- Tak.

Tym razem przestałam przejmować się łzami płynącymi już po policzkach. Nie miałam już na nic sił. Powiedziałam jej, że  już dawno pogodziłam się ze swoją śmiercią, Na co odpowiedziała mi ze łzami:

- Ale mamy szansę to załagadzić.

- Niby w jaki sposób? Zabiję mniej ludzi? Zniszczę mniej świata?

- Na pewno uda nam się jakoś nad tym zapanować.

- Nie chcę być zamkniętą w szkatule opętaną lalką.

- I wcale tak się nie stanie. Po to ściągnęłam  tutaj Ze-Min'a żeby ci pomógł.

Jak na zawołanie do pomieszczenia praktycznie bezszelestnie wkroczył mnich. Tym razem był ubrany jak normalny człowiek i gdyby nie to, że wiedziałam kim jest, mogłabym to uznać za tubylca. Stanął na przeciwko nas jednak wzrok miał skierowany na ścianę za nami.

- Lekcje zaczynamy od dzisiaj. Mimo wszystko mamy mało czasu. Jednak przed naszymi sesjami, jak i również w pozostałe dni, będziesz musiała pić specjalne ziółka.

SPECJALNE ziółka. Niech mi od razu powiedzą, że chcą mnie zjarać i zakopać żywcem niż bawią się w jakieś podchody.

- Ciocia kazała mówić nie, dilerom.

- Kaitlyn zachowuj się!

- Mam was wszystkich dosyć! Skoro nie mogę się zabić to chociaż zostawcie mnie w spokoju i dajcie mi żyć tak jak ja chcę !

- To nie mówisz teraz ty.

Spojrzałam na Lee jak na idiotę. Niby kto mógł to mówić jak nie ja? Byłam świadoma tego, co się wokół mnie dzieje. Czułam jak we mnie bulzuje i niewiele mi brakuje do przywalenia temu facetowi w twarz.

- Najpierw musimy ją związać.

- Myślisz, że to konieczne?

- Do wyłonienia się demona jest potrzebne morderstwo, więc o to nie musimy się martwić, jednak jego nastrój wpływa na Kaitlyn i może być agresywna.

Rozmawiali pomiędzy sobą kompletnie o mnie zapominając. Niby byłam ich głównym tematem, jednak byłam tam zbędna. Uznałam to za idealny moment do cichej ucieczki.
Zsunęłam się z łóżka i na czworaka podeszłam do drzwi. Chwyciłam za klamkę i przekręciłam.

- Są zamknięte. - Mnich podszedł do mnie i w ułamku sekundy przerzucił mnie sobie przez ramię. Nawet nie zdążyłam zareagować. Posadził mnie na fotelu i nie przejmując się moimi próbami wyrwania się, przywiązał mnie do niego używając liny leżącej na stole. No tak. Przezorny zawsze ubezpieczony. Oddalił się ode mnie o pół metra i przykucnął. - Zanim ci wszystko wyjaśnię musisz to wypić. - Ciotka podała mu do dłoni przezroczystą butelkę wypełnioną zielonym płynem.

- Co to jest?

- Powiem Ci, jak to wypijesz. Zapewniam Cię, że to nic złego.

Przez chwilę się jeszcze z nim wykłócałam jednak ostatecznie z jego pomocą wypiłam dziwny napój. Smakował jak zwykła ziołowa herbata. Kiedy skończyłam, czekałam aż mi w końcu powie.

- Melisa. Na uspokojenie.

- Nie można było tak od razu?

- Nie.

- No dobra, ale co dalej?

- Czekamy.

- Aż zacznie działać.

Prychnęłam słysząc jego słowa. W swoim życiu próbowałam już pić ją nie raz i nigdy mi nie pomogła. Tym razem nie mogło być inaczej. Kręcałam się próbując znaleźć wygodną pozycję do siedzenia na fotelu, jednak liny mi wszystko utrudniały. Nadal mnie nie chcieli odwiązać i bacznie się mnie przyglądali. Po paru minutach zaczęłam czuć się otępiale. Mój język mrowił a w głowie szumiło. Widziałam, że ciocia i Ze-Min o czymś rozmawiają, jednak mnie byłam w stanie do końca skupić się na tym co mówią. Łapałam tylko pojedyncze słowa.

- Działa.

Widziałam jak ciotka wychodzi z pokoju i zostawia nas samych. Moje ciało obejmowało dziwne uczucie, jednak do zniesienia. Mnich podszedł do mnie i rozwiązał linę.

- Musieliśmy stwarzać pozory jakbyśmy chcieli coś ci zrobić. Teraz możemy rozmawiać.

- Co to było? To co mi dałeś?

- Melisa, tylko z dodatkiem roślin pozwalających na tymczasowe ukrycie Cię przed innymi siłami nadprzyrodzonymi. Skutkiem ubocznym jest twoje osłabienie.

Oni rzeczywiście coś planowali. Ruszyliśmy do przodu. Pomyślałam, że dzięki temu będę mogła wrócić do wcześniejszego życia. Skutki uboczne nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Były to realne szanse na ucieczkę przed mrokiem.

- Skoro ktoś wkradł Ci się do głowy, było prawdopodobne, że Cię obserwuje. Nie może jednak dowiedzieć się o tym co planujemy.

- A co planujemy?

- Twój egzorcyzm.


------------
Tym razem krótko, jednak nie chciałam rozwijać następnego wątku. Jest to tylko rozdział przejściowy, ale mam nadzieję, że nie jest on taki zły...


Komentarze i gwiazdki zawsze miło widziane 🖤


UpadliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz