72. Cel, pal.

612 42 6
                                    

Zanim zaczniemy, oto jeden z powodów mojego spóźnienia :))

- Zdrajczyni!

Do pomieszczenia wpadł wysoki, umięśniony mężczyzna ze sztyletem w dłoni. Cofnęłyśmy się do tyłu wzrokiem szukając jakiejś drogi ucieczki, jednak niestety naszym jedynym wyjściem były drzwi. Lily starała się wytłumaczyć, że to nie ona i, że ktoś próbuje ją wrobić, jednak ten nie chciał tego słuchać. Kazał się nam poddać i oddać w ręce starszyzny. Oczywistym było to, że tego nie zrobimy i miałyśmy zamiar się bronić.

- Biegnij w stronę wyjścia. Już. - Szepnęła mi na ucho Lily.

- Co? - Nie rozumiałam dlaczego mam ją tu zostawić, skoro powinnam jej pomóc. Skoro uważali ją za zdrajczynię wiedziałam, że będą chcieli się jej pozbyć. Zdążyłam się już trochę nasłuchać o panującej tutaj polityce i wcale nie była ona na naszą korzyść. Mężczyzna nie czekając na naszą odpowiedź i nie chcąc już słuchać naszych "wymówek" przybił Lily do ziemi, która chciała tylko odwrócić ode mnie jego uwagę rzucając się na niego. Nie spodziewałam się, że będzie ona w stanie walczyć z nim jak równy z równym. Zarówno obrona jak i ciosy były u obu stron precyzyjne i ciężko było mi powiedzieć, kto tak naprawdę prowadził.

- Uciekaj! - Krzyknęła widząc moje wahanie. Nie chciałam jej porzucać. Nawet jeżeli przewidziałyśmy również i taką sytuację, w której się rozdzielamy, nie chciałam tego robić.

- Nie zostawię cię!

- Już!

Mężczyzna prawdopodobnie domyślił się, że to ja mogę być słabym punktem Lily, dlatego wykorzystał chwilę mojej nieuwagi i podciął mi nogi, w wyniku czego boleśnie uderzyłam w twardą podłogę. Podszedł do mnie i podnosząc moją głowę trzymając mnie za włosy, przyłożył do mojej szyi sztylet.

- Zostaw ją. - Powiedziała sztywno uważając na każdy swój krok powoli się do nas zbliżając. Próbowałam się jakoś uwolnić, jednak bezskutecznie. Broń jeszcze bardziej drażniła moją skórę raniąc ją, a pojedyncza stróżka krwi spłynęła w dół.

- A teraz grzecznie pójdziecie ze mną.

Zostałyśmy wyprowadzone na korytarz, gdzie czekało już na nas znacznie dużo strażników. Patrzyli na nas z pogardą, kiedy tylko ich mijaliśmy. Czułam się, jakbym to ja była źródłem wszystkich problemów i prawdopodobnie tak właśnie było. Nie byłyśmy przez nikogo trzymane, jednak tłum ludzi za nami skutecznie utrudniał nam jakąkolwiek akcję.
Lily zbliżyła się do mnie nieznacznie chcąc wyraźnie mi coś przekazać.

- Zaprowadzą nas do głównej auli. Po prawej stronie od wejścia jest przejście, które zaprowadzi Cię do wyjścia. Biegniesz cały czas prosto i nie odwracasz się za siebie. Ja odwrócę ich uwagę.

Krzyki i wyzwiska skierowane w naszą stronę skutecznie zagłuszały naszą rozmowę. Myślałam, że wcześniej wyraziłam się jasno, jednak Lily nadal trzymała się tego planu.

- Mówiłam już, że Cię nie zostawię! - Warknęłam zdenerwowana ciągle powtarzającą się kwestią.

- Spokojnie. Dopóki nie znajdą książki nie odważą się mnie zabić. - Zapewniła ze stoickim spokojem.

Właśnie przekraczałyśmy próg auli. Jej wielkość i wystrój wręcz przytłaczał. Pełno bogatych zdobień w postaci obrazów i złotych ram, trzy trony na piedestale i mnóstwo wrogich oczu. Czułam się, jakbym przeniosła się do jakiegoś pałacu, a tuż przede mną siedzieli król z królową i ich synem. W tym przypadku była to jednak trójka starców ubranych w długie złote szaty z kapturami na głowie. Bił od nich respekt i chłód.

- Na trzy.

Serce zaczęło mi bić jak szalone.

- Raz...

Rozglądałam się poszukując drogi mojej ucieczki.

- Dwa...

Ręce pociły mi się na samą myśl tego, co miałam zaraz zrobić.

- Trzy!

Biegiem ruszyłam przed siebie widząc wolną przestrzeń w drodze do wyjścia. Słyszałam odgłosy walki i uderzające o siebie białe bronie. Adrenalina rosła widząc za sobą walczącą dziewczynę. Miałam nadzieję, że nic jej się nie stanie. Obiecałam sobie, że sama znajdę sprawcę tego zamieszania i osobiście zaprowadzę go pod sąd. Nie mogłam pozwolić, aby coś stało się niewinnej osobie.
Wkrótce jeden strażnik zauważył mnie i ruszył w pogoń.
Chyba nigdy w życiu nie biegłam tak szybko. Miałam wrażenie, że jeżeli zwolnię chociaż odrobinę, dogonią mnie i będzie po wszystkim. Wtedy obydwie zostaniemy od razu stracone.
Płuca mnie paliły, a gardło bolało od ciągłej próby złapania oddechu. Strażnik będący za mną nie poddawał się i był coraz bliżej. Krzyczał krążąc mi się zatrzymać, jednak ja widząc już przed sobą upragnioną metę znalazłam dodatkowe pokłady energii i w przeciągu paru sekund byłam już przy wyjściu.

Zamknięte.

Szarpałam się z drzwiami coraz bardziej zdając sobie sprawę z tego, w jakie kłopoty wpadłam.

- Teraz już mi nie uciekniesz- zadrwił spokojnym krokiem zmniejszając naszą odległość.

Nie miałam gdzie uciec. Przypomniałam sobie jednak o identyfikatorze znajdującym się w kieszeni kombinezonu. Już miałam zamiar przyłożyć to do czytnika, jednak został mi on wyrwany z ręki, a ja zostałam przybita do ściany.

- Kim jesteś i co tutaj robisz? - wycedził przez zęby strażnik pilnując, abym nie wydostała się z jego uścisku. Trzymał moje ręce tuż nad moją głową, a kolano umieścił pomiędzy nogi.

- Puszczaj!

Próbowałam w jakikolwiek sposób się wyswobodzić, jednak było ciężko. Chwyt w żaden sposób się nie luzował, a wręcz zaciskał. Widział, że byłam przestraszona.

- Gadaj póki jestem miły.

Starałam się myśleć racjonalnie. Przez głowę przeleciał mi pewien obraz będący bardzo podobny do aktualnej sytuacji. Coś bliskiego temu obrazowi miało już miejsce. Postanowiłam więc to odtworzyć.
Podniosłam obie nogi do góry utrudniając dłuższe utrzymywanie mnie, w wyniku czego razem ze strażnikiem upadliśmy na podłogę. Zza jego pasa wysunęła się spluwa, którą szybko od niego przejęłam i wycelowałam w jego kierunku. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, jednak nawet kiedy mężczyzna próbował mnie uspokoić i kazał opuścić boń nie słuchałam. Nie miałam zamiaru strzelać. Chciałam tylko przedostać się za drzwi, jednak najwyraźniej nie wyglądałam jak potencjalne zagrożenie. W jednej dłoni trzymałam broń, natomiast drugą szukałam po omacku czytnika, dzięki któremu się wydostanę. Nie spuszczałam go z oczu.
On jednak się nie wycofywał.
Kiedy w końcu udało mi się otworzyć przejście odetchnęłam wewnętrznie z ulgą, jednak nie na długo. Strażnik natychmiastowo się na mnie rzucił próbując mnie powstrzymać. Leżał na mnie unieruchamiając mnie, a ja spanikowana przestałam myśleć i... przycisnęłam spust.

Sparaliżowana patrzyłam jak mężczyzna podnosi się trzymając się za brzuch.
Strach opanował całe moje ciało. Z przerażeniem odrzuciłam na bok trzymaną broń.

Ja nie chciałam tego zrobić.

To był wypadek.

Dopiero widząc biegnących w naszą stronę grupę ludzi zdołałam się ocknąć i uciec bojąc się zbliżających konsekwencji.

Jedyne co później za sobą słyszałam to szczekanie psów.









-----------------
W końcu się udało!!!
Sama już nie wiem czy to był problem z aplikacją czy z moim internetem...

Kolejny rozdział za tydzień we wtorek!

A co będzie się działo dalej...?👀🖤

UpadliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz