46. Herbatka

885 54 1
                                    

Okazało się, że ciotka Susan została ogłuszona znienacka w domu i na szczęście nic więcej jej nie groziło. Przeprosiła mnie za całą sytuację i obiecała, że już nigdy więcej nie zasięgnie po porady niesprawdzonych osób. Trochę mi ulżyło. Przez tą sytuację zdałyśmy sobie sprawę, że w moim przypadku nie możemy nikomu ufać. Został nam jedynie Waller, który jako jedyny wydawał się w miarę wyrozumiały, jednak ten po incydencie z Will'em dał wyraźny sygnał, że nie nie ma zamiaru się w to mieszać.
Byłyśmy w kropce.

- Posłuchaj... Może terapia coś ci jednak pomoże. Nie mówię, że jesteś jakąś wariatką, jednak to mogłoby Cię trochę uspokoić no i spowolnić proces... No wiesz przybajmniej do momentu, aż nie znajdziemy czegoś skutecznego. - Dodała szybko widząc moją rosnącą irytację.

- Nie sądzę, aby rozmowa ze zwykłym człowiekiem mogłaby coś pomóc.

Przecież to nie miało najmniejszego sensu. Terapia zmuszałaby mnie do przebywania z nim w jednym pomieszczeniu. A co jeżeli by mnie czymś zdenerwował i coś bym mu zrobiła? Nie ma mowy.

- Zapisałam Cię już na pierwszą wizytę.

- Że co zrobiłaś?! - Byłam w szoku, że zrobiła coś tak bardzo lekkomyślnego.

- Jutro rano będziesz wypisana, a po południu masz się z nim spotkać.

Złapałam się za głowę śmiejąc się nerwowo. Wariatka. W momencie, w którym powinnam być jak najdalej od ludzi, ona chce mnie zamknął z jednym w nich w jednym pokoju.

- Wiesz co się stało z resztą? - Zmieniła temat wiedząc, że ciągnięcie go nie ma żadnego sensu. W pierwszej sekundzie nie miałam pojęcia o co jej chodzi, jednak wspomnienia z wcześniejszego dnia szybko wróciły mi do głowy.

- Nie żyją.

- Jesteś tego pewna? - Pokiwałam głową patrząc na korytarz przez otwarte drzwi. Było jakieś zamieszanie. Lekarze biegali, a pielęgniarki szeptały coś po między sobą. - Przywieziono trzy niezidentyfikowane ciała. Dużo z nich nie zostało.

- Wiedzą, że tam byłam?

- Ty zostałaś znaleziona dziesięć kilometrów dalej. Jak to się stało?

Tego sama nie wiedziałam. Czyżby demon mnie przeniósł i zostawił na pastwę losu? Mówił, że nie może mnie zabić. Może chciał wykorzystać tą sytuację, która nie była spowodowana przez niego?

- Dobrze, że nic ci nie jest.

- Czy ja wiem, czy dobrze...

- Przestań. Pójdziesz na tą terapię jako osoba próbująca popełnić samobójstwo. Nie musisz mówić mu przecież całej prawdy.

Przecież tak się nie da. Myślałam, że takie spotkania mają się opierać na prawdomówności...
Chociaż może...

- Idziesz tam.

----------

Siedziałam na fotelu w poczekalni czekając na mojego psychiatrę. Była 16, a mężczyzny nadal nie było. Właściwie to nikogo tutaj nie było. Budynek ten należał do szpitala, jednak miał osobne wejścia. Spodziewałam się trochę większej liczby ludzi. Najwyraźniej byłam jedyną wariatką w tamtej chwili. Zaczęłam się nudzić, więc wyjęłam telefon i włączyłam jakąś grę, w której nawet nie wiedziałam o co chodzi.

- Kaytlin?

Przede mną zmaterializował się lekarz w dość codziennym wydaniu, czyli t-shircie z logo jakiegoś rockowego zespołu i jeansach. Przez pierwsze parę sekund próbował złapać oddech.

UpadliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz