86. Symbol

566 38 3
                                    

Podłoga w salonie była przyozdobiona pięcioma białymi świecami, oraz dużym kręgiem narysowanym kredą. W jego środku siedział po turecku Waller trzymając bransoletkę należącą niegdyś do Lily. Oczy miał mocno zamknięte wyraźnie skupiając się na celu tego zadania. Nam nakazał być cicho, ponieważ każdy szmer mógł go rozproszyć i  tyle by było z naszych poszukiwań duszy.

- Kaytlin podaj mi rękę. - Wyciągnął dłoń w moim kierunku czekając aż podam mu swoją. Nie było czasu na pytania, dlatego posłusznie to zrobiłam. Wystraszyłam się, kiedy poczułam przechodzący przeze mnie prąd. Nie było to bolesne, jednak strasznie zimne i nieprzyjemne. Miałam wrażenie jakby w pomieszczeniu zaczęło wiać, w wyniku czego na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
Wszystkie świeczki zgasły, a w salonie zapanowała głucha cisza.

- I jak? - Zapytała Susan, która dotychczas trzymała się na uboczu.

- Jest jakąś godzinę drogi stąd, także niedługo powinna tu być.

- Ale jak? Sama tu przyjdzie? - Nie chciało mi się wierzyć, że po tym wszystkim Lily spotkałaby się ze mną dobrowolnie. Nauczyciel wyjaśnił jednak w jaki sposób działa przyciąganie duszy.

- Nie będzie wiedziała do końca dlaczego coś ją ciągnie do tego miejsca, jednak nie powinna się temu opierać. Zostaje kwestia tego jak nakłonimy ją do odtworzenia tatuażu. To będzie musiała już zrobić dobrowolnie.

I to właśnie było najtrudniejszym zadaniem. Sama kwestia tego, że miała mi pomóc sprawiała już duże problemy, jednak poproszenie ją o złamanie kodeksu oraz ponowne narażenie życia wydawało się już czymś bardzo nie na miejscu. Obiecałam sobie, że to ostatni raz kiedy wplątuje ją w coś takiego. Po tym wydarzeniu miałam zamiar usunąć się w cień, a przynajmniej odsunąć się od Lily, która nie była niczemu winna. Kiedy jednak tutaj wejdzie, będę musiała być pierwszą, która z nią porozmawia. Były rzeczy, o których Richard i Susan nie mieli pojęcia i tak chciałam aby pozostało. Czekając na nią czułam się jakbym siedziała na szpilkach. Niecierpliwość mnie roznosiła, przez co nie umiałam długo usiedzieć w miejscu.

Zastanawiałam się również gdzie jest teraz Will. Waller milczał twierdząc tylko, że wszystko jest pod kontrolą i nikomu się nic nie stanie. 

- Jak ma się nikomu nic nie stać?! Wypuściłeś na zewnątrz wygłodniałego demona, którego jedynym źródłem pożywienia jest człowiek. 

- Albo mi się wydawało, albo ty nie wyglądałaś na kogoś, komu to przeszkadza. Wręcz przeciwnie, lgnęłaś go niego jak ćma do lampy!

Dźwięk uderzenia o stół rozniósł się po pomieszczeniu. Obydwoje skierowaliśmy głowy w stronę źródła dźwięku, którego powodem była pięść wściekłej Susan.

- Dość! Obydwoje! Kłótnią niczego nie załatwicie. Ty - wskazała palcem na mnie - Siadasz na kanapie. Ty natomiast do kuchni. Teraz.

Pociągnęła za sobą nauczyciela zostawiając mnie samą. O coś się kłócili, jednak robili to na tyle cicho, że nie byłam w stanie usłyszeć szczegółów. Z tego wszystkiego nie usłyszeli również cichego pukania do drzwi. Domyślając się kto to może być serce zaczęło szybciej bić. Denerwowałam się tym spotkaniem, ponieważ nie wiedziałam jak dziewczyna może zareagować. Ostatnim razem skończyło się jej odejściem. Powoli otworzyłam przed sobą drzwi zastając mocno zdziwioną Lily. Bez słowa wpuściłam ją do środka nie witając się nawet.

- Możesz mi wyjaśnić co ja tutaj takiego robię?

- To Waller cię tu wezwał. Jesteś nam potrzebna.

- Myślałam, że wyraziłam się jasno. Nie mam zamiaru współpracować z Upadł...

- Ciszej! - Zakryłam jej usta dłonią licząc na to, że nikt nas teraz nie usłyszał. - Waller i Susan o niczym nie wiedzą i chcę żeby tak pozostało.

UpadliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz