22. To Nie Ten Dzień

1.4K 79 3
                                    

Nie wiem jak znalazłam się w swoim łóżku. Niestety nadal byłam brudna od krwi, przez co poplamiłam pościel. Ostatnie co pamiętam to to, jak zamknął mnie w tamtym okropnym pomieszczeniu. Musiałam po czasie zemdleć. Nie wiedziałam, jak to wszystko miało mi pomóc w walce z lękiem. Było jeszcze gorzej niż wcześniej.

Za oknem już świtało, a ponieważ nie byłam już zmęczona, podniosłam się, ściągnęłam całą pościel i wraz z nią poszłam do łazienki. Czułam od siebie smród zaschniętej krwi, co powodowało u mnie odruchy wymiotne. Moje włosy na tamtą chwilę przybrały barwę głębokiej czerwieni i aby się tego pozbyć musiałam ją myć kilkukrotnie, co dotyczyło również reszty ciała. Musiałam się jednak później tłumaczyć, dlaczego o 5 rano chodzę po domu i robię pranie.

Bezsenność? Nagły atak okresu?

--------
Siedząc w ławce starałam jak najbardziej skupić się na lekcji. Z jakiegoś powodu nie było tego dnia Lili w szkole, więc siedziałam sama. W sumie było mi to na rękę. Coraz ciężej szło mi udawanie, że wszystko jest dobrze. Nikt tego dnia nie zmuszał mnie do rozmów. Siedziałam cicho i wcale nie było mi z tym źle.

Chciałam jednak jak najszybciej opuścić ten budynek. Miałam straszne zawroty główny. Wmawiałam sobie, że to przez małą ilość snu. Trudno się dziwić, skoro w nocy wybywam w różne dziwne miejsca, bez własnej woli.

Połknęłam czwartą już tabletkę przeciwbólową i popiłam wodą. Dźwięk dzwonka na przerwę był nie do zniesienia. Tak jakby ktoś uderzył w wielki dzwon, tuż obok mojej twarzy. Pozbierałam rzeczy z ławki i spakowałam do torby.

Zastanawiałam się nad wyjazdem. Skoro nie mogłam się zabić przyjemniej to było do zrobienia. Ukrycie przed światem to zawsze jakieś wyjście. Jedynym powodem dla którego jednak zostałam była ciotka Susan. Nie mogła zostać sama. Naraziła bym ją tylko na niebezpieczeństwo. Musiałam znaleźć zatem inny sposób by być wystarczająco blisko, ale daleko.
Unikanie było chyba najlepsze.

Moje leki przestały mi pomagać, więc poszłam do pielęgniarka po jakieś inne. Nie przyznałam się jednak, że to już moja 8 tabletka od rana. Migrena dawała o sobie znać. Każdy odgłos był dla mnie tysiąc razy głośniejszy, a światła paliły oczy. Byłam święcie przekonana, że będę chora. Zrywanie się z lekcji nie wchodziło jednak w grę. Nie dałabym rady chodzić po mieście, a do domu też nie chciałam wracać.

Po 6 godzinie lekcyjnej było jednak trochę lepiej.
Lepiej to znaczy, że szłam prosto.
Kolejną godzinę miałam z Waller'em, co niezbyt mi się uśmiechało. Nie lubił mnie z wiadomych przyczyn, przez co nie był dla mnie zbyt miły. Kiedy nie widział kogo zapytać, pytał mnie. Pewnie dlatego z chemii miałam ledwie 3.

Tym razem trafiłam na jego zły dzień dla mnie.

Siedziałam na krześle i przepisywałam notatkę z podręcznika. Po pewnym czasie czytanie z książki było prawie nie do wykonania. Obraz się rozmazywał, a ręce trzęsły, przez co upuściłam długopis.

- Panno More proszę do mnie.

Wstałam podpierając się ławki i podeszłam do nauczyciela. W drodze jednak ponownie mną zachwiało.

- Może wytłumaczysz nam, dlaczego przeszkadzasz w prowadzeniu lekcji?
- Upadł mi tylko długopis.
- Wywołałaś zamieszanie w klasie i zabrałaś nam parę cennych minut.
- To tylko długopis.

Czułam jak moje ciśnienie rośnie. Widziałam, że robi to celowo, aby mnie tylko zbesztać przed klasą, jednak nie miałam już na to siły.

- Źle site czuję. Mogę wyjść do toalety?
- Nie skończyłem. Cała klasa zostaje na przerwie. Podziękujcie koleżance.

W sali można było usłyszeć złość i zdegustowanie. Wszyscy mieli już dosyć, a on nigdy nie odpuszczał. Kiedy jednak zaczęło robić mi się duszno wyszłam z klasy, nie zwracając uwagi na nawoływanie nauczyciela.

Wbiegłam do łazienki i oparłam się o umywalkę. Twarz zmoczyłam wodą, a okno szeroko otworzyłam. Czułam się okropnie. Dowiedziałam się, że jest naprawdę źle, kiedy spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.

Tym razem moje oczy były inne niżej poprzednio. Kolor tęczowek został, jednak białka były kompletnie czarne. Wyglądały okropnie i strasznie. Przecierałam je i płukałam twarz, jednak one nie znikały. Przestraszyłam się myśli, że ktoś może mnie zauważyć.

- Kaitlyn.

Do środka wszedł Waller. Rozpoznałam go po głosie, nie podnosząc głowy.

- Już lepiej. Zaraz wrócę do klasy.
- Najpierw na mnie spójrz.

Nie chciałam tego zrobić, jednak jego magiczne coś mnie do tego zmusiło. Uciekałam wzrokiem na boli, jednak on już to zauważył.

- Wracasz co domu.
- Nigdzie nie idę.
- Nie masz wyjścia.
- Zaraz będzie lepiej.
- Dzwonię po Susan.
- Nie! Czego kurwa nie rozumiesz w zdaniu zaraz będzie lepiej?!

Ból głowy wrócił z podwojoną siłą zmuszając mnie do kucnięcia przy kaloryferze.

- Daj mi spokój człowieku. Zaraz mi przejdzie.
- Nie będzie. Zabieram cię stąd.

Chwycił mnie pod ramię i podniósł. Ciągnął mnie na siłę przez korytarz w stronę wyjścia.
Zdenerwowałam go jednak, kiedy uderzyłam go z kolana w brzuch, czego po chwili bardzo żałowałam. Poczułam tylko szapnięcie, ukłucie w szyję i obraz znikł.

Susan P.O.V.

Gotowałam obiad, kiedy dostałam telefon od Richard'a. Przez sekundę zastanawiałam się skąd ma mój numer, jednak możliwe było, że zdobył je z sekretariatu szkolnego. Wytłumaczył mi zaistniałą sytuację powodując u mnie szybsze bicie serca.
Myślałam, że rytuał zadziałał, jednak był on tylko tymczasowy.

Nie zamykając nawet domu, ruszyłam do samochodu. Wiedziałam, że będę musiała zmusić Rich'a do kolejnej przysługi.

----------
Przepraszam, że troszeczkę dłużej mnie nie było i tak krótki rozdział, ale jest to tak jakby wprowadzenie do jakiejś akcji i w tym momencie wolałam skończyć. Z powodu wyjazdu nie mogłam wcześniej dodać, ale od teraz powinnam wrócić do jednego rozdziału tygodniowo, który będzie się pojawiać w każdą niedzielę, także buźka i do następnego 😊













P.S. Zostaw coś od siebie ❤️

UpadliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz