54. Nie tak

808 50 3
                                    

Sytuacja w pomieszczeniu była dość napięta. Bałam się dalszego przebiegu zdarzeń i ich skutków. Nie chciałam wplątywać w to wszystko Lily. Z początku zamierzałam przejść przez to wszystko sama, jednak im dłużej to wszystko trwało, tym bardziej wiedziałam, że potrzebuję pomocy. Tylko Lily mogła zabić Ogara. Nie było już innego wyjścia. Czas nieubłaganie się skracał, a ja zaczynałam coraz dotkliwiej odczuwać skutki skażenia.
Do spotkania zostały nam 2 godziny.
Bojąc się o życie Lucas'a odmówiłam mu przyjowania jego krwi. On jednak był uparty, dlatego idąc na kompromis piłam co pół godziny herbatę, którą już wcześniej mi podawał. W ten sposób miałam pewność, że przy takiej niewielkiej utracie krwi nic mu się nie stanie. Nie mieliśmy jednak pewności, czy to wystarczy do ukrycia mnie.

- Załóż okulary. - Powiedział Lucas dając mi je do ręki.

- Po co?

- Masz strasznie przekrwione oczy. Chyba nie chcesz nikogo przestraszyć...Dobrze w ogóle widzisz?

- Ujdzie, ale cholernie pieką.

- Poczekaj tu, zaraz przyniosę Ci jakieś krople do oczu.

Już zaczął się oddalać, ale od dłuższego czasu męczyła mnie jedna kwestia.

- Zaczekaj. Nie rozumiem Twojego zachowania. Dlaczego raz zachowujesz się jak prawdziwy psychopata, a chwilę później chcesz mi pomagać? Tu jest coś nie tak.

- Jak ze wszystkim. Każdy ma swoje ukryte cele. - Uśmiechnął się delikatnie i wyszedł. W tym uśmiechu było coś szalonego, ale również smutnego. Tak jakby żyły w nim dwie osoby na raz.

---------

Chwilę przed planowanym wyjściem, w mieszkaniu pojawił się Demon, aby omówić ze mną wszystkie szczegóły. Moim jedynym zadaniem było zagadywanie Lily, a w chwili, w której pojawi się Ogar, udawanie, że to nie widzę. Wydawało się to proste, jednak ciężko jest przeoczyć takie wielkie bydle. Musiałam jednak pamiętać, że zwykli ludzi ich nie widzą. Nie mogłam więc spotkać się z nimi bezpośrednio. Lily nie mogła wiedzieć do kogo przyszła bestia, w przeciwnym razie zaczęłaby być jeszcze bardziej podejrzliwa. W tym czasie Demon miał obserwować nas z ukrycia i w razie potrzeby interweniować. Jedynie Lucas siedział cicho i nie udzielał się w naszej rozmowie. Jego rolą było zawiezienie mnie tylko na miejsce. Tam mieliśmy się rozstać.
Dziesięć minut przed umówionym czasem czekałam już na Lily. Byłam niemal pewna, że spóźni się jak zazwyczaj, jednak o dziwo tym razem była punktualnie. Nie wiedzieliśmy jak się przywitać, w końcu byłyśmy tak jakby pokłócone, dlatego zadowoliłyśmy się zwykłym, cześć. Przez chwilę szłyśmy przed siebie w zupełnej ciszy, tak , jakbyśmy zapomniał po co się spotkałyśmy. Co jakiś czas rzucałyśmy tylko na siebie ukradkowe spojrzenia.

- Może wejdziemy do jakiejś kawiarni? - Zapytała cicho Lily. Już chciałam się zgodzić, jednak szybko przypomniałam sobie o tym, że stale musimy być w tłumie ludzi, którego dzisiaj nie brakowało.

- Wiesz... Jak chodzę to mi się lepiej rozmawia.

- Jak uważasz.

- Chciałam Cię przeprosić za to, jak zareagowałam podczas naszej ostatniej rozmowy. Wiem, że się o mnie martwisz, ale naprawdę nie masz do tego powodu. Wszystko jest dobrze.

- Też chciałam Cię przeprosić. Może za bardzo wszystko nadinterpretuję. Jestem w tym nowa i możliwe, że na siłę szukam problemów tam , gdzie ich nie ma.

Gdyby tylko wiedziała...

Kolejne pół godziny spędziłyśmy tak, jak robiłyśmy to przed tymi wszystkimi problemami śmiejąc się z sytuacji, które kiedyś nam się przytrafiły. Przez jakiś czas było tak jak kiedyś.

- Po co ci w ogóle te okulary? Przecież nie ma już słońca. - Powiedziała sięgając do mojej twarzy, jednak szybko się odsunęłam.

- Pasują mi do dzisiejszego outfit'u. - Podsumowałam chcąc uniknąć dalszych pytań.

Czułam jak z każdą chwilą w moją głowę wbijają się coraz głębiej niewidzialne igły, jednak starałam się stwarzać pozory, że tego nie czuję. Za którymś razem jednak nie wytrzymałam i usiadłam na ławce próbując oddechem złagodzić ból.

- Wszystko dobrze?

- Tak, tylko łapie mnie migrena, a dookoła jest tak głośno...

- To może wiedźmy...

- Nie!- Przetrwałam zrywając się z miejsca. - Za chwilę mi przejdzie, na prawdę.

Myślałam, że nic się jednak dzisiaj nie stanie, jednak z każdą minutą ból się nasilał, a za plecami słyszałam coraz wyraźniejszy warkot. Zimny pot spływał po całym moim ciele, jednak musiałam udawać, że wszystko gra. Nie mogłam tylko spojrzeć za siebie. Lily również zdążyła go usłyszeć. Jej głową co chwilę się odwracała i analizowała sytuację.
Chwyciła mnie za nadgarstek i przyspieszyła kroku.

- Zapomniałam, że muszę pójść odwołać wizytę u fryzjerki.

- Nie możesz tego zrobić telefonicznie?

- Nie trzeba. Stąd jest bardzo blisko. To zajmie tylko chwilę. Albo poczekaj. - Zatrzymałyśmy się. Lily trzymając moje ramiona odwróciła mnie. - Widzisz coś?

Oprócz wielkiej, wręcz gnijącej bestii z wyszczerzonymi w moją stronę zębami? Nic.

- No...Ludzie?

Widziałam jak dziewczyna z ulgą wypuszcza powietrze, po czym wraca do dalszego, szybkiego marszu.

- Możesz mi nie wierzyć, ale na tej ulicy stoi wielki Ogar.

- Oga...co?

- Ogar. Ciekawe tylko po kogo przyszedł.
Nie było czasu na wyjaśnienia, których w sumie nie potrzebowałam. Lily kazała mi wejść do budynku salonu fryzjerskiego i czekać na nią, aż nie wróci. Plan przebiegał tak jak to z góry założyliśmy. Nikt jednak nie przewidział jednej sytuacji.
Przed oczami zobaczyłam ulicę czerwoną od krwi i martwą bestię na niej. Była tam też Lily. Cała czerwona klęczała nad kimś próbując zatamować jego krwawienie. Tą osobą był

- Lucas!

Nie mogłam pozwolić mu umrzeć. Wybiegłam z salonu od razu szukając znajomej twarzy. Nikt nie przejmował się widokiem Ogara atakującego strażniczkę. Nikt przecież tego nie widział. Nikt poza mną, Demonem, Lily i Lucas'em. Ale gdzie był Lucas?

Sparaliżowana stanęłam widząc przez  potworem starającego się uspokoić go chłopaka.

- Lucas uważaj!

To był zaledwie ułamek sekundy. Usłyszałam tylko warkot i pisk konającej bestii.

- Nie, nie, nie.... - Mówiłam do siebie nie mogąc uwierzyć w to co się przede mną stało. Miałam go przecież zdążyć uratować...
Podbiegłam do klęczącej już Lily i natychmiast odsunęłam ją od ciała.

- Lucas? Lucas, błagam nie rób mi tego. Nie możesz mi tu umrzeć, słyszysz?

Do oczu napływały mi łzy, a szloch utrudniał oddychanie.

Dlaczego nikt jeszcze nie zadzwonił po karetkę?

- Widziałaś go... - Usłyszałam gdzieś Lily, jednak nie odpowiedziałam.

- Dzwoń po karetkę.

- On może...

- DZWOŃ PO KARETKĘ!

Spojrzałam na nią swoimi czerwonymi oczami nie przyjmując odmowy. Lily wyciągnęła telefon, a ja w tym czasie przejęłam od mniej bluzkę, którą najwyraźniej zdążyła wcześniej z siebie zdjąć i uciskała nią ranę na brzuchu.

Nie mogłam pozwolić mu umrzeć.






-------------------------
Troszeczkę później ale jest...

Jak tam z waszymi teoriami?

Motywacja się przyda ⭐⭐⭐

Następny rozdział : niedziela 24.11.19 godz.20.00

UpadliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz