12. Ostrze

1.8K 84 3
                                    

- Skąd znasz mojego nauczycieli od chemii? - zapytałam zaciekawiona w samochodzie
- Stary znajomy - odpowiedziała chłodnym tonem nie racząc nawet na mnie spojrzeć
- Tylko tyle?
- To ja powinnam zadawać ci pytania.
Dopiero, kiedy zatrzymałyśmy się na czerwonym świetne, odwróciła się w moją stronę - Co ty sobie myślałaś?! Robisz awanturę w domu, wychodzisz nie informując mnie o tym i nie odbierasz telefonu. Gdzie ty w ogóle byłaś?!
- Poszłam do koleżanki.
- Mogłaś mnie chociaż o tym poinformować.
- Ty też miałaś mnie poinformować o paru sprawach.- powiedziałam bardziej do siebie i odwróciłam się w przeciwną stronę.
Dalszą drogę pokonałyśmy w ciszy, nie chcąc ponownie się kłócić, chociaż byłoby o co.
Wchodzących do domu bez słowa weszłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Chciałam ją zapytać o wiele rzeczy, jednak jeżeli to co się działo naprawdę było prawdą, nie mogłam tego zrobić. O godzinie 16 ciocia wychodziła do pracy, a ja postanowiłam rozejrzeć się po domu i poszperać po szufladach. Byłam pewna, że musi coś przede mną ukrywać. Kiedy usłyszałam zamykaniu siebie drzwi wyjściowych i upewniłam siebie, że napewno jej nie ma, udałam się do jej pokoju. Nie lubię naruszać cudzej przestrzeni, jednak nie miałam innego wyjścia. Na pierwszy rzut oka nic nadzwyczajnego. Popielate ściany, łóżko na środku pokoju, biurko do pracy i parę szafek. Myślałam, że to ja jestem bałaganiarą, jednak widząc stertę porozrzucanych papierów, zwątpiłam. Były one w całym pokoju. Po doszłam bliżej i przyjrzałam się im. Były to dokumenty kupna tego domu. Najwyraźniej miała jeszcze parę spraw do załatwienia w tym kierunku. Kiedy nic ciekawego nie znalazłam postanowiłam pójść na strych. Tam zawsze  znajduje się coś dziwnego. Klapa wejściowa znajdowała się na suficie na górze domu. Musiałam wspomóc się drabiną. W środku było ciemno. Ręką znalazłam jakiś włącznik i dopiero po chwili było wszystko widoczne. Na strychu znajdował się tylko brud, mnóstwo kartonów i nieprzyjemnym zapach staroci. Westchnęłam zdając sobie sprawę z tego ile czeka mnie roboty. Chwyciłam za pierwszy lepszy karton i usiadłam z nim na ziemi. W środku znalazłam książki od fizyki i angielskiego. Musiały kiedyś należeć do cioci, jednak po cholerę jej one teraz?
Rzuciłam zeszyty za siebie i ruszyłam do dalszych poszukiwań. Zabrałam się za resztę. W jednym z nich znalazłam coś, od czego zaszkliły mi się oczy. Zdjęcia mamy. Dlaczego nikt wcześniej mi ich nie chciał pokazać? Na fotografii były trzy osoby. Susan, mama i babcia. Wszystkie siedziały przy palącym kominku i pozowały do zdjęcia.
-Piękna - szepnęłam do siebie przyglądając się mamie
Długie, ciemne, lekko falowane włosy, zielone oczy i rumiane policzki. Wszyscy byli tam tak uśmiechnięci. Zastanawiałam się czy ona naprawdę mnie nienawidziła. Byłam dla niej potworem? Nie przypominała osoby, która mogłaby zabić jakiegokolwiek człowieka.
No tak. Przecież ja nim nie jestem.
Łzy spłynęły mi na samą myśl o tym wszystkim. Przetarłam rękawem oczy i dołożyłam wszystko na bok. Potrzebowałam przerwy i już miałam schodzić, kiedy moją uwagę przykuł srebrny przedmiot wśród sterty śmieci. Podeszłam bliżej i podniosłam go. Trzymając go w dłoni poczułam dziwne mrowienie i ciepło. Wyglądał jak stare, lekko wygięte ostrze z czerwonymi zdobieniami na rękojeści. Na niej było także napisane  athame. Gdzieś już to wcześniej widziałam, więc zapisałam to słowo na telefonie i ze sztyletem w ręce zeszłam do salonu gdzie zostawiłam wcześniej laptopa. Zegar na ścianie wskazywał 22.41. Nawet się nie zorientowałam ile czasu już minęło. Nie zapalając świata chwyciłam urządzenie i go włączyłam. W Google wpisałam hasło athame i weszłam na pierwszą stronę.

ATHAME-Obnosieczny nóż czarownicy zarną rękojeścią, o obustronnym ostrzu i o długości ostrza równej długości dłoni posiadacza.Słowo "athame" wymawia się na kilka sposobów.Athame jest magicznym nożem, używanym tylko w kręgu, i bardzo osobistym narzędziem. Stosowany do manipulacji energią.

Super. Najpierw demony, teraz czarownice. Nie rozumiałam jaki to może mieć związek z moją rodziną. Chwilę później usłyszałam za sobą stukot obcasów, a kiedy się odwróciłam zauważyłam zdziwioną i lekko przestraszoną ciocię Susan. Podążyłam za jej wzrokiem, który wypalał mi wręcz dziurę w dłoni. W dłoni, w której trzymałam sztylet.
---
Moja wena jest bardzo zawodna. Raz jest, a raz jej nie ma. Na szczęście udało mi się coś naskrobać, jednak z małym oporem. Postaram się wrzucić kolejny rozdział w sobotę ✌️❤️

UpadliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz