69. Demony przeszłości

692 43 5
                                    

Lily POV

Całe życie wpajano mi do głowy co jest dobre, a co złe.
To Rada miała zawsze rację.
Ja miałam spełniać ich polecenia i być gotowa poświęcić dla nich swoje życie. Zgodziłam się na to, ponieważ tak mi kazano.
Na początku obwiniałam za to wszystko swoją babcię.
Która sześciolatka chce czytać o metodach zabijania?
Teraz jednak wiem, że chciała mnie bronić przed złem, ponieważ tylko Rada mogła mnie ochronić.
Treningi z innymi strażnikami nie należały do moich ulubionych. Wszyscy zachowywali się z wyższością w stosunku do osób słabszych, dla których nie było tam miejsca. Tytuowali się bohaterami, jednak dla nich ważniejsze było ich ego. Szczycili się tym co robią idąc po trupach. Do grona strażników zostajemy przyjęci stosunkowo wcześnie bo już w wieku 13 lat, jednak w wyniku moich licznych buntów i różnic światopoglądowych ja zostałam przyjęta stosunkowo niedawno. Wiedząc, że będąc poza zgromadzeniem nie będę w stanie nic zdziałać musiałam się obejść z moją dumą i zaakceptować ich warunki. Nigdy nie czułam się ich częścią. O naszym życiu decydowało trzech starców i to im byliśmy poddani. Oni, jako "święci" mieli wyższe cele i nie mogli zginąć w polu walki, która zbliżała się wielkimi krokami.

- Dlaczego nie można jej zabić? - Zapytałam jadąc z nauczycielem do miejsca pobytu Kaytlin.

- Ponieważ tylko ona może zatrzymać szatana w piekle i nie pozwolić mu zejść na ziemię. - Odparł nie odwracając wzroku od drogi

- A to właśnie nie ona jest naczyniem?

- Jest, ale tu sprawy się komplikują. Tylko ona ma możliwość zgromadzenia takiej ilości mocy, która pozwoli raz na zawsze zamknąć Lucyfera w jego własnym więzieniu. Wiesz co mam na myśli. - Spojrzał na mnie sugestywnie, jednak ja dopiero po chwili zrozumiałam o co właściwie  chodzi.
Zgromadzenie mocy.

- Nie bądź śmieszny. Żeby to zrobić musiałaby...

- Przewyższyć go siłą. - Dokończył

- Czy wy jesteście poważni?!- Krzyknęłam tracąc już kontrolę nad swoimi emocjami. To był najgłupszy plan jaki kiedykolwiek wymyślono. Nikt nawet nie wiedział jak może to się dla nas wszystkich skończyć. To było zbiorowe samobójstwo. - Nikomu w historii całego wszechświata nie udało się tego dokonać. Takich jak Kaytlin było setki. Myślicie, że ona jest pierwsza?! To jest z góry skazane na klęskę! Zabijecie nas wszystkich!

Mężczyzna westchnął zrezygnowany najwyraźniej spodziewając się tego co o tym myślę. Jak on w takiej sytuacji mógł być w ogóle spokojny?

- Dlatego to się nigdy nie udało.

- Co? - Zapytałam wyrwana z kontekstu. Czy czegoś nie usłyszałam?

- Naczynia zawsze były zabijane przed osiągnięciem jakichkolwiek możliwości. Nie mieli nawet prawa wypowiedzenia się, ponieważ nikt nie chciał ich słuchać. Ego strażników i ich poczucie sprawiedliwości było tak wielkie, że nie zauważali rozwiązania, które mieli pod nosem.

- Nie bez powodu pozbywano się ich. Stanowili realne zagrożenie. Człowiek nie jest w stanie kontrolować tak dużej mocy. Kiedy dojdzie co do czego, zniszczą siebie i wszystko dookoła.

Richard zaśmiał się, jakbym powiedziała coś bardzo śmiesznego. Nie rozumiałam go. Sam wiedział jak bardzo to jest lekkomyślne i niebezpieczne a mimo to, chciał to zrobić. Po tym co mi powiedział jeszcze bardziej utwierdził mnie w moich przekonaniach.

- Daleko jeszcze? - Zapytałam przerywając długą ciszę. Obydwoje musieliśmy wszystko przemyśleć.

- Nie myślałem, że Rada zdążyła już wyprać ci mózg. Kto jak kto, ale po tobie się tego nie spodziewałem. Myślałem, że będziesz bardziej asertywna.

- Nikt mi mózgu nie wygrał. W tej sytuacji to z Tobą jest coś nie tak. Pytałam, kiedy będziemy na miejscu. - Ucięłam nie chcąc dłużej się z nim kłócić.

- Nie zabiorę Cię do Kaytlin wiedząc, że możesz ją zabić.

Pozbycie się Kaytlin było jedynym słusznym wyjściem. Nikt na dobra sprawę nie wiedział, czy kiedy uda jej się zdobyć tą moc nie odwróci się przeciwko nam, albo czy Szatan nie zdąży czasami wykorzystać jej w swoich celach. W obu przypadkach jesteśmy martwi. Czasem lepiej poświęcić jedną jednostkę dla dobra ogółu niż ryzykować wszystko co udało nam się osiągnąć.

- Jeżeli teraz ją zabijecie, za kilkadziesiąt, kilkaset lat pojawi się jej zastępca, a historia zatoczy koło. Zamiast pozbyć się źródła problemu poświęcacie życie waszych ludzi pozbywając się tylko marionetki?

Miał rację. Pozbycie się naczynia nie było takie proste. W naszej historii ginęło tysiące strażników sprzedających pozostałości po zwiastunach świadczących o końcu świata. I tak bez końca.

- Sama wiesz jak bardzo system Rady jest przestarzały. Trzymają się zasad ustanowionych tysiące lat temu, a świat się przecież zmienia! Wiem, że gdzieś tam wewnętrznie się ze mną zgadzasz. Poza tym to nadal ta sama Kaytlin, którą poznałaś parę miesięcy temu i, z którą się zaprzyjaźniłaś. Tylko ty możesz jej pomóc.

-------

Nie spodziewałam się, że za miejsce kryjówki może służyć piękny domek letniskowy. Spodziewałam się czegoś bardziej w stylu opuszczonego domu, chociaż nie powinno mnie już nic dziwić. Największe koszmary mogą chować się pośród pięknych bajek.
Kwiecisty ogród, drogi samochód na posesji. Właściwie, mogłam się tego spodziewać. W końcu to bogate rodziny najlepiej potrafią chować wszystkie brudy.
Weszłam do środka starając się nie robić żadnego hałasu, co było kompletnie bezsensowne ponieważ spodziewano się mnie.
Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła i podskoczyłam w miejscu. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo zdenerwowana jestem tym spotkaniem. Serce waliło mi jak szalone, natomast gardło było boleśnie ściśnięte. Razem z Waller'em weszłam do dużego, nowoczesnego  salonu. Źródłem hałasu okazała się Kaytlin, która klęczała na podłodze z rozbitym szkłem w dłoniach. Wiedziałam, że mnie nie widzi. Przez jakiś czas stałam i przypatrywałam się. Wyglądała na chorą. Miała siną cerę, potargane włosy i brudną od krwi twarz.

- Jeden niewłaściwy ruch. - Szepnął mi do ucha z znikąd pojawiający się Will.
Przełknęłam ślinę i zrobiłam parę kroków w przód.

- Will? - Zapytała zdezorientowana Kaytlin słysząc to jak się przemieszczam. Wiedziałam, że Will bacznie mnie obserwuje. Był gotowy interwieniować kiedy tylko zrobię coś nieodpowiedniego, jednak ja nie chciałam nic takiego zrobić. Mieli rację. Pora to zakończyć.

- N-nie to ja Lily.

Na dźwięk mojego imienia cofnęła się wbijając sobie przypadkowo leżące dookoła szkło.
No tak.
Nie pamiętała mnie, a jeżeli już to tylko jako przyjaciółkę, która chciała ją zabić.

- Spokojnie ja...przyszłam ci pomóc.

Nadal się jej bałam. Dotykając jej twarz starałam się znaleźć człowieka, jednak nie byłam w stanie. To było za wcześnie. Byłam na siebie zła. To nie jej wina, że jest czym jest. Nie była zła, a to powinno być dla mnie najważniejsze, ale patrzenie na nią było trudne i bolesne. Przywoływała tylko te najgorsze wspomnienia.

Czyż to nie było właśnie zadaniem demonów?

------------------------------
Witam w ten niedzielny wieczór!
Staram się walczyć z domowym brakiem motywacji i weny twórczej, ale czasami jest to trudniejsze...

Jeżeli chcecie mi w jakikolwiek sposób dokończyć książkę to zostawcie coś po sobie!
Ostatnio aktywność coś bardzo spadła...

Widzimy się za tydzień w niedzielę o 20.00

UpadliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz