Po półgodzinnym spacerze do domu Dean, zatrzymał się przed drzwiami by wygrzebać klucze z plecaka. Kiedy już mu się to udało, otworzył drzwi i wszedł do środka, rzucił buty gdzieś w kąt i udał się do kuchni, ponieważ po tych ośmiu godzinach bez śniadania strasznie zgłodniał. Ledwie przekroczył próg i stanął jak wryty. — Niespodzianka. — krzykneli wszyscy, czyli jego tata, Sammy, Charlie i Castiel. Stali koło stołu, na którym stał ogromny tort czekoladowy z napisem „Wszystkiego najlepszego Dean!”
Winchester poczuł jak łzy szczęścia spływają mu po policzkach, pierwsza zareagowała Charlie podbiegajac do przyjaciela i tuląc go z całej siły. — Przepraszma, że ignorowaliśmy cię przez cały dzień, ale to na potrzeby niespodzianki.
Dean uśmiechnął się i przetarł załzawione policzki. — W takim razie jestem w stanie wam wybaczyć, a teraz chodźmy jeść jestem bardzo głodny.
Po zjedzeniu tortu, John zamówił burgery, które jego syn uwielbiał. Dawnej jego żona robiła takie na każdą imprezę, niestety on nie posiadał zbyt wielkich zdolności kulinarnych, więc postanowił zdać się na najlepszy bar w okolicy. — Dobra, czas na prezenty. — powiedział Sammy. — Ja pierwszy! — podszedł do brata i wręczył mu małą torebeczkę. Dean zajrzał do środka, a następnie wyciągnął z niej jakiś wisiorek. Sam od razu pospieszył z wyjaśnieniami. — To na szczęście, zasługujesz na to, żeby być szczęśliwym, Dean. A ten amulet będzie Ci pomagał. — starszy przytulił młodszego i wyszeptał. — Mając tak wspaniałego brata, zawsze będę szczęśliwy.
Charlie krzyknęła. — Teraz moja kolej!
Dean przyjął prezent od przyjaciółki i zdarł papier ozdobny spod, którego wyłoniła się etykietka z napisem "Tytanic". Dean zaśmiał się widząc to. — Nie wierzę, zasnąłem na tym filmie, więc dałaś mi go na płycie, żebym nadrobił. Serio, tylko ty mogłaś wymyślić coś takiego.
— Tak. — zaśmiała się. — Nie no żartuje to tylko opakowanie w środku jest coś lepszego.
Chłopak kiwnął głową i otworzył pudełko. — O Boże, kocham cię!
— Wystarczy Charlie. — w środku znajdowała się płyta ze skejką ulubionych kawałków Deana.
Kiedy Winchester skończył ściska swoja przyjaciółkę podszedł do niego Castiel i wręczył mu trochę większe pudeleczko niż rudowłosa. — No mi raczej nie powiesz, że mnie kochasz, ale mam nadzieję, że ci się spodoba. — puścił mu oczko na, co Dean oczywiście się zarumienił, po zdarciu opakowania nie wiedział po raz kolejny, co ma powiedzieć. — Cas, nie musiałeś, naprawdę. — w środku znajdowały się nowiutkie słuchawki. Charlie trochę pomogła Castielowi mówiąc mu, że jakiś czas temu słuchawki Deana się zniszczyły, a raczej Balthazar je zniszczył, więc ten postanowił mu kupić nowe, które miały odczepiany kabel i mogły łączyć się przez bluetooth.
— Aj tam, nie musiałem. Wystarczy, że mnie też przytulisz. — Dean wstał po raz kolejny z miejsca i dość nie zgrabnie przytulił Novaka.
— Dobra dzieciaki, wystarczy tego. Teraz moja kolej. — powiedział John, Castiel odsunął się od Dean. — Dobra synu zamknin oczy i wystaw dłoń. — Dean trochę zdziwił się proźbą ojca, ale zrobił to, co ten mu kazał. Po chwili na jego dłoni wylądowało coś zimnego i metalowego. Otworzył oczy i nie potrafił mrugnąć, bojąc się, że to, co leży na jego dłoni może zniknąć. — To kluczyki. Tato, czy to są kluczli od Impali? — zapytał, chociaż dobrze wiedział, że to one.
Spojrzał na ojca, który potakujaco kiwnął głową. — Może przewieziesz przyjaciół?
Dean nadal był w szoku, już miał popędzić do garażu, ale zawrócił i przytulił ojca. — Chodźcie! — krzyknął.
Kilka minut później całą czwórką siedzieli w czarnym Chevrolecie. Dean za kierownicą, Charlie z przodu, a Sam i Cas z tyłu. Ten najmłodszy ciągle posyłał nieufne spojrzenia brunetowi. Mimo całej sytuacji nadal mu nie ufał. Pojeździli trochę po mieście i wrócilu akurat w momencie, kiedy dostawca przyniósł burgery. Popołudnie zleciało bardzo szybko, obejrzeli kilka filmów, powygupiali się, słuchali muzyki w Impali, zajadali się słodyczami, oczywiście w samochodzie nie mógł zostać ani jeden okruszeka. Na koniec John ustawił aparat i zrobił im wszystkim wspólne zdjęcie przed domem z prezentami.
Koło godziny 21, kiedy zaczynało robić się ciemno Dean postanowił odwieźć swoich przyjaciół do domu. Najpierw odstwil Charlie, a później miał jechać do Castiela, ale ten zmienił nieco jego plan. — A moglibyśmy zajechać w jeszcze jedno miejsce?
Dean będąc nadal pod wpływem emocji zgodził się i dziesięć minut później brunet kazał wjechać mu na jakąś łąke. Dean zatrzymał się na poboczu, a Cas wysiadł z auta, blondyn nie wiedząc o co chodzi zrobił to samo. Następnie obaj usiedli na trawie, oglądali gwiazdy i słuchali ciszy, którą przerwał Castiel. — Dean? Ja, chciałbym czegoś spróbować, mam nadzieję, że nie będziesz zły.
Winchester już miał zapytać się o co chodzi, ale wtedy poczuł wargi brunetka na tych swoich. Na początku, był w szoku, ale chwile później zaczął oddawać pocałunek. Położył rękę na twarzy Castiela, a ten zaś swoją na kolanie Deana. Oderwali się od siebie by zaczerpnąć powietrza. — Nie jestem zły. — zapewnił. Castiel uśmiechnął się szerzej i znowu naparł ustami na te Deana, tym razem pogłębiając pocałunek. Kiedy ponownie się od siebie oderwali Dean odchrząknął. — Chyba, powinniśmy już jechać.
— Tak, chyba tak. — powiedział Castiel i wrócili do Impali. Dean odwiózł Novaka pod jego dom, a następnie wrócił do siebie. Obaj nie mogli zasnąć wspominając to, co wydarzyło się na łące. Dean miał nadzieję, że to nie był ostatni raz, a Castiel zastanawiał się czy nie popełnił błędu, którym mógłby zranić chłopaka, w końcu obiecał Balthazarowi, że pomoże mu go zniszczyć, a tak naprawdę chyba się nim zauroczył.
Dobra jest minuta po północy, myślę, że nie tylko Dean zasługuje na niespodzianki ;D
A teraz dobranoc, spać też trzeba, w końcu muszę mieć siłę, żeby dla was pisać.
CZYTASZ
Dlaczego mnie nienawidzisz? |Destiel| ZAKOŃCZONE
FanfictionDean mieszka z ojcem i młodszym bratem w Kansas, gdzie chodzi także do szkoły. Jego mama od 10 lat jest w śpiączce i nie wiadomo czy kiedyś się obudzi. Chłopak musi radzić sobie z opieką nad młodszym bratem i wieloma innymi obowiązkami. Co się stan...