Tydzień później...
Vivian
Dziś jest mój dobry dzień. Wręcz cudowny. Jestem tego pewna. Co prawda sprawa ze mną i Lukiem jeszcze nie do końca ucichła, o czym przekonałam się dziś w szkole, ale jest dużo lepiej. Bell też przestała drążyć temat. Zadaje mniej pytań i coraz częściej spotyka się z Liamem. W sumie myślałam, że jest zwykłym podrywaczem tak jak reszta chłopaków z drużyny, ale się pomyliłam i to grubo jest świetnym chłopakiem, który jest zakochany w mojej siostrze do szaleństwa.
Tak. Przyznał się wczoraj, kiedy Bell poszła dorobić popcorn do filmu, ale to było oczywiste. Później chciało mi się śmiać z tego co do mnie powiedział "tylko nic jej nie mów, sam powiem w swoim czasie" jakbym słyszała Belle. Mówi dokładnie to samo.
Ehh, zakochani...
Z Mikiem też jest super. Codziennie przychodzi po mnie i chodzimy razem z Bobem na spacery. Długie spacery. Tylko my, pies i szumiący las. Mike jest cudownym chłopkiem. Bell cały czas mnie przed nim ostrzega, bo twierdzi, że nie wierzy w jego zmianę. Okazało się, że należał on do paczki Luka, ale od paru dni nikt nie widział ich razem. Każdy twierdzi, że się pokłócili, ale nie wiadomo dlaczego. Może zabrzmi to dziwnie, ale cieszę się, że już się nie kolegują. Kompletnie do siebie nie pasowali. Dlatego też do tej pory jestem w szoku, że Mike i Luke mogli być przyjaciółmi.
Mamy dalej nie ma. Dzwoniła do nas przedwczoraj, że ciotka co rusz czuję się lepie to wymyśla nowe choroby. Co gorsza, kiedy mama powiedziała jej że wszystko z nią w porządku i wraca do domu, ta wpadła w szał i stwierdziła, że mama zostawia ją samą w chorobie, jest bez serca i wszystkim o tym powie. Czy to jest w ogóle normalne? Zresztą nie ważne.
Teraz szykuje się na spotkanie z Lucy. W tym tygodniu bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Ma przyjechać po mnie o szesnastej. Czyli tak naprawdę zaraz. Opuściła nawet imprezę u jakiegoś tam Roberta, czy coś. Ogólnie to dowiedziałam się, że co piątek każdy członek drużyny robi huczne domówki. Wracając do tematu, mamy pójść do galerii na kawę z czego się bardzo cieszę.
Nim się spostrzegłam Lucy była już pod moim domem. Chwyciłam torebkę i wyszłam z domu, wcześniej zamykając drzwi.
—Hej.–przywitałam się, kiedy wsiadłam do jej małego, czarnego garbusa.
—Cześć.–powiedziała i dała mi buziaka w policzek.
W sumie jak tak teraz myślę to, warto byłoby pójść na kurs i zrobić w końcu prawo jazdy. Każdy z mojego niewielkiego grona znajomych ma już swój samochód, a ja co?
—Nie widziałam cię dziś w szkole, gdzie się podziewałaś?–zapytała.
—Ohh. Dziś siedziałam długo z Mikiem na przerwie. Przepraszam.–odparłam skruszona.
—No coś ty! Nie musisz przepraszać.–powiedziała i złapała mnie za rękę.—Najważniejsze jest twoje szczęście.–dodała.
Boże taka przyjaciółka to skarb.
Chyba mogę ją tak nazwać?
—Dzięki.–uśmiechnęłam się.—Nie szkoda ci tej imprezy?–zapytałam, kiedy ruszyłyśmy.
—Nieee. Przeżyje bez niej jakoś.–zaśmiała się.
—To dobrze. Już się bałam, że staje ci na drodze.–odparłam.
—Nie, spoko. Przecież sama zaproponowałam to wyjście.–chrząknęła.
—Zresztą Rob mnie nie interesuję.–odparła skręcając w prawo.
CZYTASZ
Jesteś (nie) tylko zakładem
Teen Fiction*Fragment* *** -Okej. Skoro żadna ci się nie oprze... załóżmy się.-powiedział pijany Matt. -Dobra.-zgodziłem się, nie wiedząc jak bardzo będę tego żałować. *** Vivian Clark to cich...