42

3.5K 139 111
                                    


Maraton 2❤️
____________________________________

Vivian

-Co tu się dzieje?-do środka weszła moja mama.

-Dzień dobry pani Clark.-Luke podniósł się z miejsca i wystawił w jej kierunku rękę.

Moja rodzicielka tylko spojrzała na niego, jak na największego intruza dziejów i podeszła do łóżka szpitalnego, na którym leżałam. Kompletnie zignorowała bruneta, jak mogła tak postąpić?

Chyba pierwszy raz w życiu jest mi wstyd za własną mamę.

-Vivian...pytam co się tutaj dzieje?-ponowiła pytanie.

-A co ma się dziać?-odbiłam piłeczkę.

-Miałaś się z nim nie spotykać.-upomniała mnie i wymierzyła swój wzrok w Luke'a, który nie wiedział o co chodzi.

-Nie mamo. Nie masz prawa decydować za mnie.-odpowiedziałam.

-Ależ mam. Viv nie bądź naiwna, on nie jest chłopakiem z którym powinnaś się zadawać. Co on sobą reprezentuję?-pytała, a ja nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.

-Jak możesz...-spojrzałam na nią z niedowierzaniem.- Mówić takie rzeczy przy Luku.-dodałam.

-A jakim prawem on tu jest? Przecież nie jest nawet rodziną, kto go tu wpuścił?-zaczęła wymachiwać rękami.

-Pani Clark, ale...-do rozmowy próbował wtrącić się Luke, jednak moja mama nie dawała za wygraną i przerwała mu w pół zdania.

-Nie ma żadnego, ale...zostaw moją córkę w spokoju, nie życzę sobie żebyś się koło niej kręcił.-zażądała.

-Tak właśnie myślałem.-odparł Luke.

-Co niby sobie myślałeś?-zapytała go moja mama.

-Że jest pani idealnym przykładem rodzica, którego nie obchodzi własne dziecko i jego szczęście.-prychnął brunet.

-Jak śmiesz ty gówniarzu...-moja mama podeszła bliżej niego.

Czy to wszystko dzieje się na prawdę?

-Zależy mi na Vivian i czy z pani pozwoleniem czy nie, dalej będę się z nią spotykał. Życie to nie koncert życzeń i musi to pani wreszcie zrozumieć. Viv jest już dorosła i może decydować sama o sobie. Niech pani zobaczy do czego doszło, wchodząc do tej sali nie zapytała pani nawet jak się czuje Vivian.-wygłosił brązowooki.

Moja mama spóściła głowę w dół i wzięła głęboki oddech, po czym powiedziała zmęczonym głosem:

-Wyjdź.

-Nie, zostaje. Luke zostań.-poprosiłam chłopaka.

-Nie, spokojnie. Poczekam przed drzwiami, tyle ile będzie trzeba.-uśmiechnął się do mnie i wyszedł.

Kiedy tylko drzwi zamknęły się za brunetem moja mama od razu przysiadła na brzegu łóżka, na którym teraz leżałam.

-Córciu... proszę cię. Wiesz, że chce dla ciebie jak najlepiej.-wyznała skruszona.

-Wiem, ale nie możesz tak traktować bliskich mi osób.-powiedziałam, a z mojego oka wypłynęła pojedyncza łza.

-Viv, on nie jest dla ciebie. Skrzywdzi cię...a nie chcę, żebyś przez niego cierpiała.-ztarła krople z mojego policzka.

-Nie mamo. Znam go już wystarczająco długo i wiem, że pod maską złego chłopca kryje się wrażliwy chłopka, który dużo przeszedł. Nie możesz go oceniać, nawet go nie znając. Nie zdajesz sobie sprawy ile Luke dla mnie zrobił. Dużo mu zawdzięczam.-odparłam.

Jesteś (nie) tylko zakłademOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz