13

5.4K 174 159
                                    

Vivian

Siedziałam tam prawie do końca przerwy, moja mina jednak wyrażała cały czas to samo. Jedno i to samo uczucie: rozczarowanie. Zaufałam mu, gdy powiedział mi, że nie ma nic wspólnego z Jakiem. Jednak grubo się pomyliłam.

-Ekhm. Przepraszam, ale zaraz koniec przerwy.-podeszła do mnie bibliotekarka.

-Yyy, słucham?-zapytałam, choć dobrze wiedziałam co powiedziała stojąca przede mną kobieta.

-Zaraz będzie dzwonek złotko, leć bo się spóźnisz.-powtórzyła.

-Ah tak oczywiście, przepraszam już wychodzę. Dowodzenia.-pozegnałam się i szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia.

Nie mogę po prostu nie mogę w to uwierzyć, naprawdę. Dalej to do mnie nie dociera. Wiedziałam od początku, że Luke nie należy do tych grzecznych chłopców, którzy do domu wracają przed dziesiąta, ale nie spodziewałam się, że może brać udział w wyścigach do tego nielegalnych. Mam wrażenie, że poznałam fałszywego chłopaka. Cały czas wciskał mi kity, co tak naprawdę jest prawda, a co kłamstwem? Sama już nie wiem. Chcę od tego wszystkiego odpocząć.

Uhh. Dobra weź się w garść i idź na lekcję Vivian.

W mojej kieszeni rozbrzmiał dzwonek przychodzącej wiadomości. Wyciągnęłam telefon i nie powiem przeraziłam się.

Lucy:
Gdzie ty do kurwy nędzy jesteś? Natychmiast przyjdź na stołówkę.

O co chodzi? Czy grozi jej jakieś nie bezpieczeństwo?

Zaalarmowana tą niepokojąca wiadomością przyspieszyłam kroku.

Nim zdążyłam schować telefon z powrotem do kieszeni, przyszła kolejna wiadomość.

Lucy:
Viv, błagam. Pomóż! Przecież oni się pozabijają. Szybko, nikt nie potrafi ich rozdzielić. Dobry Boże, gdzie ty jesteś???

Zdenerwowana już nie wiedziałam kogo dziewczyna ma na myśli.

Odpowiedź poznałam, kiedy tuż obok mnie na schodach przebiegło dwóch podekscytowanych pierwszoklasistów, którzy krzyczeli:

-Roberts i Mike się napierdalają, chodźcie zobaczyć!

Co? O Mój Boże!

Teraz to już biegłam. Na stołówkę dotarłam w mgnieniu oka, a to co tam zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Luke siedział okrakiem na Miku i z całej siły walił go pięścią w twarz. Biedny Mike nawet nie miał się jak obronić, gdyż Luke uwięził jego ręce na głową.

Kiedy nareszcie udało mi się ocknąć z tego szoku podbiegłam pędem do bijących się chłopców. Nie za bardzo wiedziałam jak mogę pomóc, dlatego złapałam Luke za koszulkę, on zdezorientowany odwrócił głowę w moja stronę, co skutecznie wykorzystał Mike. Chłopcy przetoczyli się na bok. Teraz to Luke został uwięziony. Nie mogłam na to patrzeć.

-Jezu Luke, Mike! Proszę pomóżcie mi!-błagałam, lecz nikt nie chciał mi pomóc, gdzieś w tłumie dostrzegłam Lucy, która jak większość patrzyła na wszystko z przerażeniem w oczach.

Schylilam się do Mike i złapałam z całej swojej siły za jego tors. Nie przewidziałam jednak tego, że próbuje rozdzielić dwoch, starszych, silniejszych i większych od siebie chłopaków, którzy byli w jakimś amoku. Celowo czy nie dostałam z łokcia w twarz, a dokładniej w oko. Od razu mówię, że nie jest to miłe uczucie. Z impetem odlecialam w bok i upadłam na posadzkę. Dotknęłam ręką twarzy i poczułam jak z nosa zaczyna wypływać mi krew. A może jednak dostałam w niego, a oko jestem całe? Na całej stołówce zapadła cisza. Chłopcy przestali się bić, inni przestali ich dopingować, a może tylko mi się wydawało, że zapanował spokój.

Jesteś (nie) tylko zakłademOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz