11

6.8K 187 87
                                    

Vivian

***

-Nie potrzebnie tu przechodziłaś.-powiedział Eliot i uderzył mnie w twarz, tak mocno, że odsunęłam się na ziemię z głośnym łomotem. Bolało jak nie wiem.

-Zostaw mnie.-prosiłam, lecz na nic zdawały się moje prośby.

-Cicho siedź suko.-zadał mi kolejny cios tym razem w brzuch. Krzyknęłam.

-Jake, proszę.-spojrzałam na przyjaciela, lecz ten nawet nie drgnął.

Dlaczego to robi? Czemu mi nie pomaga?

-Pozegnaj się z życiem skarbie.-rzekł mój oprawca.

-Jakeeee!

***

-Nieee.-krzyknęłam.

Złapałam się za czoło i starałam kropelki potu. Rozejrzałam się w około i ujrzałam swoje biurko, szafe, balkon. Jestem w domu.

Mój oddech niekontrolowanie przyspieszył.

Spokojnie Vivian jesteś u siebie. Nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczna. To tylko sen.

Nie to nie prawda nic nie jest dobrze. On wrócił. Jest tu. Wie, że ja też tu jestem. Z moich oczu ciurkiem wyleciały łzy. To nie jest sen. Mój największy koszmar właśnie powraca.

Nie wiem co mną kierowało, ale sięgnęłam po telefon leżący na szafce nocnej i wykręciłam numer Luka.

Odebrał nie mal od razu.

-Halo? Vivian?-usłyszałam jego głos.

-Luke, proszę cię przyjedź.-powiedziałam łamiącym się głosem.

-Co się stało?- zapytał spanikowany.

-Nic, po prostu znowu miałam sen. Nie dam rady... Boje się.-łzy znów napłynęły mi do oczu.

-Oczywiscie, jestem za dziesięć minut.-powiedział i się rozłączył.

Jezu czy ja właśnie zadzwoniłam do Luka i prosiłam sama z siebie żeby tu przyjechał. Ja chyba upadłam na głowę.

Nie wiem już co gorsze. Moje sny, czy to, że robię z siebie ofiarę.

***

Po nie całych dziesięciu minutach usłyszałam silnik samochodu. Przez moment zastanawiałam się czy wyjść drzwiami czy może jednak oknem, ale tym razem wybrałam opcje numer jeden. Jeszcze tak bardzo nie znienormalniałam.

Zeszłam po cichu na dół i otworzyłam drzwi, które na moje szczęście nie wydały z siebie żadnego dźwięku.

Luke stał oparty o maskę swojego auta. Nie za bardzo wiedziałam co z sobą zrobić. Było mi strasznie głupio, że kazałam mu tu przyjeżdżać tak wcześnie rano. Była zaledwie czwarta.

Podeszłam do niego wolnym krokiem.

Jezu czy on zawsze musi tak dobrze wyglądać, ja przy nim jestem jakimś strachem na wróble. Co? Nieważne...

-Wsiadaj. Nie będzimy tak stać.-odparł i usiadł za kierownicą.

Z początku zastanawiałam się czy faktycznie gdzieś z nim jechać, patrząc na to jak jeszcze parę godzin temu również to zrobiłam i nie skończyło się to dobrze miałam spore wątpliwości.

Jednak coś mnie do niego ciągnęło, nie potrafiłam inaczej. Podeszłam do drzwi od strony pasażera, otworzyłam je i wyślizgnęłam się do środka.

Jesteś (nie) tylko zakłademOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz