Maraton 8❤️
___________________________________________
Luke
Wczorajszy dzień na długo pozostanie w moje pamięci. Wygrałem chyba najważniejszy mecz w moim życiu, Vivian idzie że mną na bal absolwentów... Jestem z tego tak bardzo szczęśliwy, że aż nie wiem co powiedzieć. Ognisko też było niczego sobie, ale nie zmieniłem co do tego zadania, że wolałbym spędzić resztę dnia z Viv. Nie mogę jednak powiedzieć, że wszystko było takie idealne...
Wczoraj byłem również bardzo blisko wyznania miłości Viv, ale niestety skończyło się to tak jak ostatnim. Tylko że tym razem przeszkodziła nam pijana w trzy dupy Lucy.
Oprócz tego Tom. Ten to kurwa umie namieszać. Nie mam pojęcia jakie miał zamiary, ale nie miał prawa jej tknąć.
Vivian jest MOJA!
Jeszcze się policzę z tym gnojem. Jak wczoraj zobaczyłem, że trzyma moją kochaną za tą rękę myślałem, że go zabiję. Przysięgam... Miałem to przed oczami, jednak nie mogłem zrobić nic więcej, bo patrzyła na to Viv.
Najbardziej ze wszystkiego cieszy mnie fakt, że Vivian czuje się już dobrze. Naprawdę promienieje, kiedy ona jest szczęśliwa moje serce rośnie. To najlepszy widok na świecie...
Nagle, idąc korytarzem szkolnym usłyszałem wołanie.
Odwróciłem automatycznie głowę i ujrzałem mojego trenera. Zatrzymałem się w miejscu, dając mężczyźnie szansę na dogonienie mnie.
-Luke. Dobrze, że cię widzę. Mam dla ciebie dobrą wiadomość.-zaczął.
-Tak, jaką?-zmarszczyłem czoło.
-Wiesz, że na meczu byli obserwatorzy z collegu, do którego chcesz się dostać?-zapytał, na co przytaknęłam. Doskonale o tym wiedziałem, chciałem wypaść przed nimi jak najlepiej. -No właśnie, chcą cię zaprosić na rozmowę. Zainteresowałeś ich, spodobała im się twoja technika gry i chętnie pozyskali by taka osobę w swojej drużynie.-wyznał, a mnie szczęka opadła w dół.
-Słucham? Czy może pan powtórzyć?-poprosiłem w niemałym szoku.
-Powiedziałem, że drużyna o której myślałeś, jest zainteresowana takim zawodnikiem jak ty.-powtórzył.
-O kurwa!-krzyknąłem i z wrażenia uścisnąłem trenera.
-No już, już. Idź zarażać swoim wykwintnym słownictwem kolegów, mi już wystarczy.-mężczyzna machnął ręką i odszedł bez słowa.
O Matko! Nie wierzę, marzyłem o tym odkąd
stanąłem na własne nogi! Chcą mnie w drużynie.Szybkim krokiem ruszyłem przed siebie. Muszę znaleźć Liama i mu o tym powiedzieć. Teraz matematykę, czyli musi być pod salą. Raczej nigdzie nie powinien odchodzić.
Kiedy byłem już pod salą, ku mojemu zadowoleniu ujrzałem zajętego przeglądaniem telefonu, Liama. Podszedłem bliżej niego i powiedziałem:
-Stary... Chcą mnie w Los Angeles, chcą mnie w drużynie. Rozumiesz?!-spytałem, a blondyn uniósł zdziwiony głowę w górę.
-Naprawdę?-podniósł się z ziemi.- No to gratuluje brachu.-powiedział i klepnął mnie w plecy.
-Dzięki. Nie wierzę... Z tego wszystkie nie zapytałem nawet trenera, kiedy mam zjawić się na wstępnej rozmowie.-złapałem się za głowę i spojrzałem na mojego przyjaciela, który wyglądał jakby nad czymś intensywnie się zastanawiał.
CZYTASZ
Jesteś (nie) tylko zakładem
Teen Fiction*Fragment* *** -Okej. Skoro żadna ci się nie oprze... załóżmy się.-powiedział pijany Matt. -Dobra.-zgodziłem się, nie wiedząc jak bardzo będę tego żałować. *** Vivian Clark to cich...