Prolog

1.5K 56 6
                                    

Moment, w którym dostrzegłem go po raz pierwszy. Nie umiem sobie przypomnieć kiedy dokładnie to się stało, ale wiem, że zmieniło moje życie. Owładnął moim umysłem. Jak trucizna powoli rozprzestrzeniał się w zwojach mojego mózgu, niszcząc drobne impulsy nerwowe, które odpowiadały za zdrowe funkcjonowanie. Pojawił się. Zobaczyłem. A potem nie mogłem go wyrzucić z głowy. Sposób w jaki się uśmiechał. Przyciągał uwagę. Przede wszystkim oczy - bezkresne, stalowe, pełne chłodnej rezerwy, chyba najpiękniejsze jakie widziałem. Może rysy? Ostre, bardzo wyraziste, ale z ciekawą dozą anielskiej posągowości. I uśmiech. Tak, ten uśmiech zdecydowanie owładnął moim sercem. Kusił zwodząc, niszczył pieszcząc. I wszystko to okrojone jakby znajomym dreszczem niepokoju powiązanym z dziwnymi emocjami drzemiącymi gdzieś wewnątrz. Kiedy? Kiedy pozwoliłem się zniewolić? Kiedy skuł mnie brutalnymi kajdanami demonicznej erotyczności? Kiedy straciłem resztki trzeźwego funkcjonowania na rzecz tak prostej istoty? Istotnie prostej. Aż nazbyt. Na rzecz człowieka pełnym bezwstydnej żądzy. Wabiącym innych jak najdroższe perfumy. Drogiego klejnotu, wśród miliona takich, którzy mieli się za wyjątkowych. Nie rozumiałem kiedy, ani gdzie. Ale miał coś w sobie. Zastanawiam się, czy może było to dnia, kiedy pijany wsiadał do auta jakiegoś bogatego, starego bufona? Nic się nie liczyło. Tylko sposób w jaki się poruszał... Nawet pod wpływem alkoholu! Był zdeterminowany, pewny siebie, pełen gracji. Zupełnie jakby był dzikim, nieuchwytnym stworzeniem, a nie łatwym nabytkiem bogatych grubasów. Nęcił frywolnym ruchem bioder i obscenicznym strojem. Praktycznie nie ukrywaną nagością. Jednocześnie był w tym tak bardzo subtelny. Jakby doskonale znał i pysznił się swoją wartością. Nie pasował do tamtego świata. Nie wiem jak... Zdecydowanie... A może wtedy, kiedy w jednej z tych małych, zacisznych pubów na rogu Savile Row zgrywał zwykłego barmana czy też kelnerzynę? Beztroskiego, niewinnego i tak nieziemsko pięknego. W niemal dziewiczej, prostej koszuli i ciemnych, zupełnie zwyczajnych jeansach. Ze szczerym uśmiechem i grzecznym tonem. Takiego idealnego chłopca z dobrego domu. Wstydliwego, skromnego, z nienaganną postawą. Ale nawet wtedy była w nim pewna doza mroku. Coś głęboko skrywanego w środku. Boleśnie popieprzonego. Pewien błysk, który sprawiał, że nie można było go zignorować. Wymagał uwagi. Karmił się spojrzeniami. Podobało mu się to. Jednak nie wtedy zapadł mi w pamięć. Już wcześniej go widziałem. Swawolny uśmiech, gdy tańczył w jednej z klatek drogiego klubu ze striptizem dla gejów nadal echem obija się w mojej głowie. Jakby wyrył się w moich wspomnieniach niepokojącą raną sięgającą aż do samego serca. Ale to nie był on. Ten ostry makijaż i złote, skórzane bokserki. Strój nic nie znaczący i obrzydliwie odpychający. Do tego czarne, magiczne łańcuchy oplatające jego ciało jak jadowity wąż czy też trujący bluszcz. Tylko, że... Zamykał oczy, uchylał usta i wyglądał jakby się z nimi kochał. Albo to one pieprzyły jego. Wiem, że zatracał się w swoim uwodzicielskim tańcu, tak nieziemsko sensualny. A ja zatracałem się w jego osobie. W ruchach ciała i szybkim oddechu. Zupełnie zapominając, że nie powinienem aż tak się nim przejmować. To nie był zwykły występ. Prosty taniec, za który zgarnia wynagrodzenie. Nie. To było jego życie. Był na swoim miejscu. Na piedestale. W centrum własnego wszechświata. Mimo obłędnego spojrzenia. Mimo jawnego odurzenia. Jest różnica w tonięciu, a byciu podtapianym. On tonął, podtapiając mnie. Ale... Nie mogłem oderwać spojrzenia. Pragnąłem go. Potrzebowałem go. Błagałem go o coś mi nieznanego. A gdy to otrzymałem, niemal nie spadłem ze stołka. Zapomniałem jak się oddycha, gdy ogarnęła mnie jego wewnętrzna ciemność. Tylko, że już wtedy wydawał mi się znajomy. Ale nie potrafiłem przywołać tego jednego dnia. I teraz nadal nie potrafię. Jedyne o czym myślę to te chłodne oczy, idealnie odbijające biel skrzących zasp śnieżnych. Tak, tego dnia na pewno padał śnieg. Chyba wiem, co wtedy pomyślałem.

- Wygląda jak perła...

***

Wszystko co o nim wiem, to garstka bezsensownych informacji. Nie znam imienia ani nazwiska. Nie wiem skąd pochodzi, ani ile ma lat. Właściwie jedyne co wiem, to pseudonimy. A przybiera ich mnóstwo. Zwą go Perełką wśród bogatej klienteli, którą obsługuje tylko za wyznaczoną cenę. Dragonem przez współpracowników na rogu i w kelnerowym półświatku. Blondie natomiast nazywają go tancerze i szefostwo w klubie. Może być kim chce, zmieniając ubranie, makijaż, włosy czy też twarz. Wydaje mi się, że powinienem coś o nim wiedzieć. Nie mam pojęcia skąd. Mam wrażenie, że to nie ma żadnego związku z naszymi dotychczasowymi spotkaniami. Jakby siedział gdzieś głębiej w mojej podświadomości i czekał aż go stamtąd wyrwę. Jakby wołał mój umysł o jedno wspomnienie. Ale mimo moich usilnych prób, nie jestem w stanie. A raczej nie byłem, dotychczas... To dziwne, że nie dostrzegłem jak bardzo jest mi znajomy. Teraz już widzę. Mimo zaklęć, alkoholu, prochów, bezwstydności... rozpoznam go wszędzie.

Nikomu nie chciałam przerywać wgłębiania się w prolog, więc grzecznie usunęłam się na sam koniec. Tym razem również stosuję mieszaną narrację, to jest trzecioosobową razem z pierwszoosobową. Jednak postanowiłam nie katować was przeżyciami Draco i robimy opowiadanie z punktu widzenia Harry'ego. A jako, że nie znoszę Pottera za przeproszeniem cip... znaczy ciotki, to nadal pastwimy się nad moim blondaskiem. Cieszycie się? Wierzę w to, że opowiadanie jest już wielokrotnie przemyślane i tym razem nic nie spierdzielę go jakąś słodkopierdzącą bzdurą, ze względu na nagłe widzimisię. Ogólnie to równie trudny temat, znaczy tak mi się wydaje. Staczający się chłopak wchodzący w prawdziwą, brutalną dorosłość. Ale wierzę, że mi to wybaczycie, bo bardzo lubię klimaty problemów społecznych i głęboko siedzących wewnątrz demonów psychologicznych. Wiecie, ten moment, gdy sytuacja popycha nas do pewnych zachować, mimo, że mogliśmy szukać innego rozwiązania, ale to wydawało się najłatwiejsze. No i potem brniemy po kolana w gównie, bo nasz umysł tego nie ogarnia. Ufff! Ale się rozgadałam :/ W każdym razie, proszę was o komentarze jeżeli tylko macie taką ochotę, lubię z wami dzielić opinie i myśl, że przeżywacie to razem ze mną. Ogólnie też lepiej mi się to pisze, gdy ktoś na to reaguje, ale pewnie nie tylko mi. Tylko błagam, nie linczujcie mnie za historię. Ona jest ustalona od początku do końca, tym razem zostanę przy swoim zakończeniu, wybaczcie. Oby wam się podobało i hejcia, do następnego :)

PS: Ja wiem, obiecałam coś po drodze, ale mam z tym taki kryzys w pisaniu, nie wiem co się dzieje. Wypalił mi się ten pomysł, ale zawsze dotrzymuję słowa, więc czekajcie cierpliwie :)

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz