Rozdział 53

195 15 2
                                    

Dolina Godryka Gryffindora, Dom Pottera, 18 marca 2002 r., godzina 19:47

To już koniec. Zbyt długo zwlekałem i pozwoliłem nam się oddalić. Pozwoliłem mu być zagubionym, nie wiedząc jak powinienem się teraz zachować. Wiem, że jeżeli nie wyrażę tego co czuję eksploduję, albo znaczące "my" się skończy. Nie mogę pozwolić sobie na ponowną utratę kogoś mi tak bliskiego. Wiele zawdzięczam temu, co razem stworzyliśmy. Na początku nie sądziłem, że wyrośnie z tego coś większego. Gdyby nie przypadkowe spotkanie na lotnisku, wszystko potoczyłoby się inaczej. Moglibyśmy więcej się nie widzieć. Dotąd nie wierzyłem w przypadki, ale najwidoczniej właśnie jeden z nich ukształtował całe moje życie. Podświadomie go potrzebowałem. Chciałem coś zmienić, a on mnie do tego popchnął. Dzięki niemu znów ruszyłem do przodu. Może sięgało to jeszcze dalej niżbym przypuszczał. Może jeszcze będąc nastolatkiem coś do niego miałem? W końcu cały ten czas krążyliśmy wokół siebie, nie potrafiąc się zgodzić. Nie wierzę, że to co się wydarzyło, nie było odgórnie zapisane. Na początku miała to być niewinna próba ratowania kogoś, kogo znałem. Z czasem ewoluowało to w szacunek i chęć zbliżenia za wszelką cenę. A gdy wreszcie mogłem trzymać go w ramionach, zrozumiałem, że to coś, co na wieczność pozostanie moim największym błędem i prawdziwym pragnieniem. Nie mogę pozwolić mu odejść. Wiem, że oszalałbym bez niego. Wiem, że odchodziłem od zmysłów, nie wiedząc co się z nim dzieje. Nie mogę nigdy więcej pozwolić sobie na stracenie go z oczu. Nigdy dotąd nie czułem by przy kimś tak mocno waliło min serce. Wszelkie miłosne uniesienia mogę uznać za nic, przy tym, co czuję wobec niego. Jakby od samego początku był mi przeznaczony. 
Ile już tak stoję? Ile czasu wpatruję się w te drzwi, zastanawiając się co powinienem dalej zrobić? Jak długo mam zamiar pozostawać tchórzem, pozwalając mu nienawidzić nas coraz bardziej? Ktoś kiedyś powiedział, że miłość od nienawiści dzieli naprawdę cienka linia. Jeżeli przez większość naszego życia się nienawidziliśmy, to czy teraz, pałając do siebie uczuciem, znów moglibyśmy do tego wrócić? Czy naprawdę aż tak łatwo jest zniszczyć wszystko, co się stworzyło? Nie mogę na to pozwolić. Nie mogę wiecznie się wycofywać. To nie pomaga. Muszę zerwać ze wszystkim, czego do tej pory nauczyłem się o życiu i zapomnieć o takcie. Coś co uznawałem za sensowne przy nim całkowicie staje na głowie. Jeżeli mamy dalej istnieć, muszę przerwać naszą stagnację i zamienić ją w coś wielkiego. Coś, o czym zapomnieliśmy. Muszę postarać sobie to wyobrazić, a potem przemienić w rzeczywistość. Wystarczy wyciągnąć dłoń i znów złapać w nią swój los. Nie pozwolę mu odejść!

- Mafloy! - wrzeszczę srogo od progu, z impetem otwierając drzwi do sypialni. Blondyn podskakuje w miejscu, marszcząc brwi w konsternacji. Powoli unosi się do siadu, przykrywając kołdrą po nos. Zawstydzony spoglądam na jego drżące dłonie i zaspane oczy. Czuję wstyd, wiedząc, że najpewniej go obudziłem i do tego przestraszyłem. Jednocześnie nie mogę się nadziwić, jak bardzo jest uroczy gdy półprzytomny pociąga cicho nosem. 

- Harry, czego ode mnie chcesz? Czemu mnie budzisz? - pyta, pocierając rękawem szarego swetra swoje lewe oko. Uśmiecham się, nie mogąc przestać widzieć w nim uosobienia swoich snów. Kiedy zrozumiałem, że jest mi kimś więcej niż znajomym, o którego się troszczę? To właśnie przez taki widok poczułem do niego coś wyjątkowego. Przez sposób w jaki oblizuje usta, poprawianie włosów opadających niesfornie na lewe oko i zabawne poruszanie nosem. Uwiódł mnie drobnymi gestami, a nie nieskazitelnym wyglądem. Dla mnie stał się kimś więcej niż powszechnie znaną i przechodzoną Perełką. Pokochałem go za bycie sobą. Za to, że miał miliony oblicz i każdego dnia mogłem uczyć się go na nowo. Za bycie niejednobarwnym. 

- Przepraszam, ja... - jąkam się, spoglądając na niego z czułością. Wzdycha, przybierając swoją wypracowaną, znudzoną minę. Wydaje się doskonale znać powód mojej wizyty, jednocześnie nie ma zamiaru powiedzieć czegokolwiek. Pozostawia mi wielkie pole do popisu, podczas gdy z mojej głowy całkowicie wyparowuje przebieg rozmowy, który tak misternie układałem jakiś czas temu. Czuję się jak dziecko we mgle, poruszając mechanicznie do przodu. Dyskretnie zamykam za sobą drzwi, po czym siadam na fotelu tuż obok niego. Czuję jak mój mózg zaczyna parować. Jakbym nagle zapomniał kim jestem i skąd pochodzę. To przez niego. Tracę kontrolę, zaledwie patrząc. - Jak się czujesz? - dukam zakłopotany, splatając nerwowo palce swoich dłoni na kolanie. Milczy, spoglądając na mnie spod linii długich rzęs. Piękny.

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz