Rozdział 31

220 16 0
                                    

Londyn, Old Burlington Street, 3 marca 2002 r., godzina 21:07

Spędzamy kilka interesujących godzin w towarzystwie Pansy. Draco cały ten czas przekonuje ją, jak wielki błąd popełnia, nawet nie próbując usprawiedliwiać Blaise'a. Mam wrażenie, że zupełnie spisał go zupełnie na straty. Z każdym jego słowem, czuję, że popieram go w stu procentach. Mimo, że nie mam prawa się odezwać. Ani razu nie wspomina o Ginny, dlatego też milczę, pozwalając im to rozważyć. Nie mam prawa w to ingerować, nigdy nie było mnie w ich życiu, bym mógł zrozumieć wszystko w jedną noc. Bacznie obserwuję jak oddzielają się ode mnie szklaną bańką ich wzajemnego wsparcia. Śledzę ich z lekkim półuśmiechem, doceniając to jak są sobie bliscy. Mimo to swoją uwagę skupiam głównie na nim. Nie wyrażam swojego zdania. Wolę przyglądać się jego spokojnej postawie i nieustępliwości w dążeniu do celu. Chłonąć jego ruchy, mimikę i opanowanie, mimo targających nim silnych emocji. Dziewczyna załamuje się z minuty na minutę coraz bardziej, a na jej twarzy zjawia się prawdziwa niepewność. Wspiera ją, jednocześnie domagając podjęcia przez nią jakiejś decyzji. Jest potężny w swoich słowach, które są wielkie i dające porządnie do myślenia. Nie krzyczy, a wręcz przeciwnie. Cały czas szepcze, troskliwie gładząc ją po włosach. Podkreśla jej niezależność i swoją obecność w jej życiu. Szanuję to, jak łatwo przychodzi mu ochrona tej kobiety. Wydają się sobie bliżsi niż ktokolwiek inny na świecie. Nie wiem nawet, czy w ostatnim czasie mógłbym być aż takim wsparciem dla własnych przyjaciół. Spokojnie popijają czerwone wino, mimo tego nietypowego napięcia między nimi. Gdy trwam tak harmonijnie, otaczany blaskiem jego cierpliwości i powagi, dostrzegam zmianę jego pozycji. Malfoy odpręża się delikatnie, mocząc pełne wargi w alkoholu. Dopiero po chwili zauważam, że wokół zapanowała cisza, a on wbija we mnie podejrzliwe, szare spojrzenie, ukryte za jasną grzywką.  

- Cały czas tylko patrzysz. Nie masz żadnego zdania? - prycha wyniośle, układając nogę na nodze. Udo na udzie. Zagryzam dolną wargę, gdy charakterystyczny dźwięk pocieranego materiału dobiega moich uszu. 

- Draco! - upomina go brunetka. Może nawet zbyt ostro. - Nie pomyślałeś, że nie chce się wtrącać? - ostrzega go, kiedy to mroczne spojrzenie, dociera wprost na moje usta. Po jego niewinności nie pozostaje nawet ślad. Przede mną siedzi idealne uosobienie silnego, wyrachowanego mężczyzny, znającego swoje miejsce w świecie. Wydaje się być perfekcyjnie zimny. Jego samokontrola jest godna powagi. A gdy splata ręce na karku, mam wrażenie, że nie jest mężczyzną, a panem i królem samego siebie. Oblizuje się leniwie, przyglądając mojej twarzy. Podoba mi się sposób w jaki na mnie patrzy, mimo tej frywolnej pozycji.

- Jasne. Po prostu stał się miękki i nie ma odwagi źle wyrazić się o byłej kobiecie. Kim ty tak właściwie jesteś, żeby patrzeć na nas tak oceniającym spojrzeniem, podszytym tym fałszywym uśmiechem? - rzuca oschle, wychylając się w moją stronę. Nasze oczy spotykają się na ułamek sekundy. Mrużę powieki, nie mogąc spuścić z niego wzroku. Temperatura w salonie wzrasta o kilka stopni, a jego policzki oblewają się pierwszym rumieńcem niepokoju pod wpływem mojego wzroku. Siłę zastępuje zwątpienie. Znów zamienia się w bezbronnego kociaka. Wzruszam ramionami melancholijnie, nie reagując na jego prowokację. Mimo niepewności, nadal pozostaje piękny.

- Opanuj się kretynie, jest zmęczony! Nie widzisz?! - podnosi głos Parkinson, ocierając dotąd zaszklone oczy. Od razu nabiera dziwnie matczynej postawy, pociągając go za ramię. 

- Wystarczy powiedzieć. Jeżeli chce wrócić, to...

- Moje wakacje się już skończyły. Czas wracać do pracy, dlatego rozważałem powrót do domu - wtrącam się, posyłając mu tajemniczy uśmiech. W tej jednej chwili blondyn sztywnieje, wzruszając ramionami z udawaną impertynencją. Próbuje zatuszować swoją niechęć do mojej nieobecności w domu. Do tej pory miał mnie tylko dla siebie. Czy aż tak trudno pogodzić mu się z faktem, że to już koniec naszego burzliwego tygodnia? To w pewien sposób mnie ożywia. Wstaję, przenosząc się z fotela na kanapę tuż obok niego. Niezadowolony robi mi miejsce, odsuwając się ode mnie na kilka centymetrów. To zabawne, jak za próbą ukrycia swojej chęci bycia blisko mnie, chowa się czyste pragnienie bycia uwielbianym i dotykanym. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenie z brunetką, która wydaje się żywo zaintrygowana jego reakcją. Przyciągam go do swojego boku, owiewając ciepłym oddechem jego kark. Skręca się pod wpływem delikatnego łaskotania, ale zaraz niemal rozpływa się w moich palcach. - To na razie tylko kilka godzin, muszę się wdrożyć i...

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz