Rozdział 28

227 16 0
                                    

3 marca 2002 r., godzina 2:14

Kiedy Ronald Weasley powrócił do swojego domu, jego żona już na niego czekała. Mimo zmęczenia, zmuszony był wysłuchać jej autorytarnego wywodu, na temat swojej nieodpowiedzialności i niekompetencji. Ronald Weasley zdecydowanie miał dość swojej żony w stanie błogosławionym, dlatego wprost nie mógł się doczekać aż wreszcie wypchnie ich potomka i przestanie się nad nim znęcać. Mimo tego, jakoś nie potrafił pozbyć się z podświadomości myśli, że pojawienie się dziecka, okaże się wręcz pogorszyć ich pożycie, niżby polepszyć. Nie mógł powstrzymać się od obaw, w obliczu musztry, którą wprowadziła kobieta zaraz po ogłoszeniu tej wspaniałej nowiny. Wtedy nawet nie wyobrażał sobie, jak źle może być. Ostatecznie czuł się lepiej w pracy, niż w domu. A mianowicie, wolał być narażony na gniew szefa, zamiast Hermiony. Z cierpiętniczą miną więc przyjął do wiadomości, że z samego rana musi pobiec do swojego przyjaciela i ogłosić mu, jakież to niebezpieczeństwo sprowadził na niego pewien blondwłosy jegomość, którego wpuścił do domu. Gdy tylko obrażona kobieta ziewnęła ze zmęczenia, Ron błyskawicznie zjawił się za nią, by objąć ją ramieniem i grzecznie odprowadzić do ich wspólnego łóżka. Jeszcze długo przewracał się w nocy z boku na bok, rozmyślając nad tym, czy Draco Malfoy faktycznie jest aż takim niebezpieczeństwem dla Harry'ego. I gdy tak sięgał myślami do ich wzajemnego wsparcia, wyczuł, że najlepiej byłoby pozwolić sprawie toczyć się swoim rytmem. Miał jednak nieodparte wrażenie, że taka wiadomość, zupełnie nie zachwyciłaby jego żony. A wręcz przeciwnie, doprowadziłaby ją do szału. Wzdychając ciężko, oddał się błogiemu snu, który nadszedł zupełnie niespodziewanie. Z samego rana, spychany stopą przez swoją ciężarną partnerkę, zwlókł się z łóżka, narzekając pod nosem na niesprawiedliwość świata. Gdy spoglądał na zegarek, wskazywał on morderczą godzinę ósmą czternaście, dlatego też tak ciężko było mu się z tym pogodzić. Tak więc Ronald Weasley, wchodzi do kominka, ubrany w swój zwyczajowy, burgundowy szlafrok i puchate kapcie. Okazale ziewając, od razu wkracza do opustoszałego mieszkania przyjaciela, w pełni świadom tego, że Harry Potter, mimo zapewnień Hermiony najpewniej smacznie śpi. Z nieopisanym ukłuciem zazdrości wdrapuje się po schodach, marząc o powrocie do łóżka. Narzekając na tak wczesne wstawanie w dzień wolny od pracy, łapie za klamkę od sypialni Pottera i... zamiera. Na wielkim łożu, pośród pościeli, widzi swojego najlepszego przyjaciela, przyciśniętego do łóżka drobnym ciałem jego najgorszej, szkolnej zmory. Draco Malfoy śpi zupełnie nagi, z policzkiem na piersi Harry'ego. Zaciska kurczowo dłoń na koszulce czarnowłosego, wtulając twarz w ciepłą skórę nieco ponad jego żebrem. Zrezygnowany i lekko zdegustowany rudzielec, puka ostentacyjnie w otwarte już drzwi sypialni. Wybraniec błyskawicznie zrywa się do siadu, chwytając za różdżkę. W ten sposób zrzuca z siebie zaspanego jasnowłosego, który mlaska sennie, rozglądając się nieprzytomnie wokół.

- Czemu za każdym razem on na tobie śpi? - wzdycha rudy, bezceremonialnie siadając na fotelu tuż przy łóżku. Ledwie przytomny Potter, sięga na oślep po okulary, nie do końca rozumiejąc, co się właściwie dzieje. Zerka na zegar ścienny, wskazujący w pół do dziewiątej, wydając z siebie jęk niezadowolenia. Opada ponownie na poduszkę, zasłaniając oczy kołdrą. Śpiący na siedząco Draco, zostaje przyciągnięty ponownie do boku czarnowłosego, ku zgorszeniu rudzielca. 

Widzisz nas tak pierwszy raz - burczy niezadowolony Potter, zasłaniając oczy dłonią przed rażącym go światłem. Malfoy wciska zmarznięty nos w ramię Harry'ego, ignorując zupełnie otaczający go gwar. 

- Ginny coś tam wspominała. I czy on nie może się ubrać? - oświadcza zjadliwie Ron, rozkładając się wygodnie w fotelu. Wybraniec uśmiecha się całkowicie rozczulony śpiącym przy jego boku blondynem i nakrywa go kołdrą.

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz