Rozdział 32

235 15 1
                                    

Dolina Godryka Gryffindora, Dom Pottera, 4 marca 2002 r., godzina 00:03

Właściwie to wydaje mi się nadzwyczaj relaksujący. Jak dobrze znana melodia, albo ulubiony zapach. Przy nim, nie zauważam kiedy wygodna cisza zamienia się w sen. Wciśnięty w moje ramiona wydaje się być taki spokojny, jakby właśnie to było jego miejscem. Nic dziwnego, że tak szybko zasnęliśmy. On głaskał moją twarz, podczas gdy ja dotykałem tych miękkich włosów. Czułem się tak dobrze, a i on wydawał się być naturalny. Budzę się w nocy, czując jak drży z zimna. Przez chwilę przyglądam się jego grymasowi, kiedy muskam palcami jego usta. Ufnie przekłada się na plecy, a jego bluza podwija się, ukazując jasną skórę brzucha. Wzdycham, składając delikatny pocałunek pod jego żebrem.

- Draco... - szepczę delikatnie, próbując go wybudzić. Nie reaguje, marszczy tylko brwi, ignorując moją obecność. - Draco wstań - proszę, patrząc jak marudzi pod nosem, kiedy moje usta muskają jego biodro. Jasna grzywka opada na oko, kiedy odwraca głowę, wypinając się zachęcająco tyłkiem w moją stronę. Wzdycham znużony, zgarniając kosmyki z jego twarzy. Zrywa się błyskawicznie, oddychając szybciej niż dotąd. - Przeziębisz się, chodź - szepczę, ciągnąc go do pionu. Jęczy niezadowolony, a jego ciężkie powieki opadają raz za razem. Opiera czoło na moim ramieniu, dysząc w półśnie. Mam wrażenie, że gdy zasypia, nawet stado buchorożców nie byłoby w stanie go wybudzić. Owija ramiona wokół mojej szyi, próbując ściągnąć mnie ponownie na łóżko. Parskam cichym śmiechem, gładząc go po plecach. - O nie, idziemy do łóżka! - oświadczam stanowczo, podciągając go w górę. Nic. Opada jak kukiełka na materac, zwijając się w rozkoszny kłębek. Uśmiecham się, biorąc go w ramiona. Chwilę chwieję się na nogach, zanim odzyskam równowagę. Układam dłoń pod jego kolanami, a on oplata się wokół mojego ciała. Nie otwiera oczu, a już po chwili odchyla smętnie głowę w tył, zasypiając w tej niekomfortowej dla mnie pozycji. Sposób w jaki go niosę, nie jest w stanie zmącić jego kamiennego snu. Wydaje się naprawdę odprężony, z ufnością oddając się mojemu uściskowi. Podtrzymuje go uważnie, by nie wymknął się z moich rąk. Jest nad wyraz lekki, praktycznie nie czuję jego ciężaru.  - Na Merlina, kim ty jesteś? - śmieję się pod nosem, wiedząc, że mógłbym wynieść go z domu, a on nawet by nie zauważył. Przenoszę go przez próg swojej sypialni jak księżniczkę. Zsuwam kołdrę, a potem układam ostrożnie na prześcieradle. Chwilę męczę się z jego spodniami, aż udaje mi się ich pozbyć. Wierci się, mrucząc coś pod nosem. Prycham, próbując ściągnąć jego bluzę. Przykłada ujmująco palce do ust, oblizując je przez sen. 

- Harry... - jęczy cicho, nabierając niezdrowych rumieńców. Drgam zaskoczony, przerywając na chwilę siłowanie się z jego ubraniem. Wbijam w niego zaciekawione spojrzenie, od razu rozszyfrowując co chodzi mu po głowie. Patrzę jak wypycha biodra w przód, a wszystkie jego mięśnie brzucha spinają się z rozkoszy.  - Proszę... - szepcze przez sen, obracając głowę w bok. Obserwuję jak zaciska rozpaczliwie dłoń na prześcieradle, próbując powstrzymać senne marzenie. Jego czoło i skroń lśnią od potu, a skóra brzucha staje się nietypowo gorąca. Przesuwam po niej palcem, dostrzegając gęsią skórę, którą po sobie pozostawiam. Jestem szczerze zaintrygowany tą reakcją, przez co nie mogę odmówić sobie nieprzyzwoitych myśli. Siadam na łóżku, przecierając oczy. Ukradkiem spoglądam na wijącego się w pościeli chłopaka, a potem niemal błyskawicznie nakrywam go kołdrą, zanim się na niego rzucę. Oddycham coraz ciężej, przysłuchując się jego cichym jękom. To, że powtarza moje imię, daje mi jednoznaczną odpowiedź. Wzdychając zsuwam spodnie, a potem układam się obok niego. Właściwie jak najdalej od jego rozgrzanego ciała. Próbuję udawać, że nie słyszę jak śni o mnie właśnie w taki sposób. Czy dawałem mu powody? Być może, jednak... Nakładam poduszkę na głowę, z nadzieją, że wreszcie zamilknie. Albo ja zasnę. Ale jak mógłbym, skoro leży obok mnie taki piękny i nieprzyzwoity?! Mam ochotę go pożreć. Nie opuszcza mnie też dziwne wrażenie, że nie miałby z tym zupełnie żadnego problemu. Najgorsze, że nie mogę spać. Wiem, że następnego dnia czekają mnie godziny pracy, a mimo to... - Harry! - wykrzykuje gwałtownie, wyrzucając biodra do przodu, a potem budzi się całkowicie zlany potem. Zrywa się do siadu, wykrzywiając usta w dziwnym grymasie. Zerka na mnie niepewnie, oblewając się krwistym rumieńcem. Błyskawicznie zamykam oczy, udając, że śpię. Jak dziecinne jest moje zachowanie, którego sam nie rozumiem? - Śpisz Potter? - rzuca cicho, dotykając chłodnymi palcami mojego policzka. Zagryzam dolną wargę, zaciskając brutalnie uda. Mam wrażenie, że zaraz wybuchnę, jeżeli nie zabierze tej ręki. Zaklinam go w myślach, by znów się położył. Nie mam pojęcia, jak długo będę mógł udawać nieugiętego, zanim moje podekscytowanie weźmie nade mną górę. To tortury, gdy uświadamiam sobie, że doszedł właśnie obok, z moim imieniem na ustach. - Całe szczęście - oddycha z ulgą, całując lodowatymi wargami mój bark. Czuje je nawet przez materiał swojej koszulki. To ledwie muśnięcie, a mimo to, mam wrażenie, jakby moje ciało reagowało samoistnie na ten gest. Zduszam ogromną chęć przytrzymania go przy sobie, zaciskając mocno dłoń na kołdrze. Wstrzymuję oddech, próbując jakoś poukładać myśli w głowie. Na szczęście ułatwia mi cały proces, pochylając się lekko w przód. Zerkam na niego dyskretnie z pod półprzymkniętych powiek, by zauważyć jak kręci głową z politowaniem. - Jak w szkole - śmieje się sam do siebie pod nosem. Co on właściwie... Wbija spojrzenie w swój krok, przesuwając po nim niedbale ręką. - Cholera, znowu?! Myślałem, że wyrosłem z mokrych snów o Potterze - parska pełen goryczy, zaciskając palce na swoich bokserkach. Zaraz jednak zrywa się błyskawicznie z łóżka, ściągając bieliznę. Chłonę jego doskonałe ciało wzrokiem, mając ogromną ochotę by wyciągnąć dłoń i dotknąć tej idealnej krzywizny biodra, albo nadal czerwonego pośladka. - Jakie żenujące - mówi sam do siebie, przeglądając się krytycznie w lustrze. Przez chwilę mam wrażenie, że wie. Czuję się jak dziecko przyłapane na podglądaniu. Bezwzględnie wrzuca bokserki pod łóżko. Na chwilę obraca się do mnie, po raz ostatni upewniając się, że śpię. Całe szczęście! Wzdycha znużony, na palcach skradając się do łazienki. Drzwi zamykają się z cichym kliknięciem. Jeszcze jakiś czas leżę bez ruchu, dopóki nie usłyszę wody płynącej w sąsiednim pomieszczeniu. Siadam, zerkając na wejście prowadzące do łazienki. W mojej głowie zjawia się nieprzyzwoity obraz jego wygiętego ciała. Zagryzam dolną wargę, biorąc głęboki wdech. Z uśmiechem układam się na boku, ściskając kołdrę między nogami. Sen przychodzi szybko.

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz