Rozdział 10

281 24 15
                                    


Savile Row, klub "The Blacksite", 14 lutego 2002 r., godzina 16.47

Wściekłość przemierza korytarz. Jest wszędzie. Wdziera się w ciemne zakamarki i wąskie szczeliny. Wydziera z siebie mrożące krew w żyłach szepty. Zmusza innych do ucieczki przed jej wzrokiem. Złorzeczy na jedną osobę. Z impetem otwiera drzwi do garderoby tancerzy klubu, wzorkiem lokalizując swoją ofiarę. Gdy tylko ją dostrzega, rzuca się nań z pazurami, domagając wyjaśnień.

- Zamierzałeś mi o tym w ogóle powiedzieć?! - warczy szatyn, zaciskając brutalnie dłoń na przedramieniu do tej pory roześmianego blondyna. Jasnowłosy zsuwa się bezszelestnie z blatu toaletki, który zajmował, po czym rzuca gościowi nieprzychylne spojrzenie. 

- Nie muszę ci się tłumaczyć - syczy, a palce szatyna mocniej odznaczają się na jego skórze. - Przestań! - protestuje, wykrzywiając usta w grymasie bólu. W odpowiedzi Sarge tylko mocniej oplata dłoń wokół jego ręki, niemal odcinając dopływ krwi. Blondyn ugina się pod tym gestem, z ciężkim oddechem opierając o kant blatu za sobą. Mimo to nie zamierza odpuścić. 

- Owszem, musisz! Jestem twoim pieprzonym szefem Malfoy i to ja decyduję kto będzie tańczył w moim klubie! - warczy, pociągając go w swoją stronę. Opiera czoło o te blondyna, zmuszając by spojrzał w jego oczy. A on prycha w odpowiedzi, nadal próbując wyrwać się z jego objęć. Silna ręka szatyna łapie go w pasie, jeszcze bardziej zmniejszając dzielącą ich przestrzeń. - Nie zatańczysz - ostrzega go władczo. Draco prycha, odpychając od siebie szefa. Omiata spojrzeniem rozbawionych tancerzy, co znów zmusza go do wydania z siebie pogardliwego pomruku. 

- Potrzebujesz tancerza! Chcesz odwołać imprezę, którą tak długo przygotowywaliście, bo jesteś chorym zazdrośnikiem! Kiedy w końcu zrozumiesz, że nie jestem twój?! Nigdy nie będę! Pogódź się z tym Sarge! Nie kocham cię, nie będę cię kochał i zupełnie cię nie potrzebuję! Mam cię już serdecznie dość i właściwie to już nie pierwszy raz zastanawiam się czy po prostu stąd nie odejść! - krzyczy, a potem wyciąga paczkę papierosów z kieszeni i sięga po jednego. Po wściekłości nie pozostaje nawet ślad, a na jego idealne oblicze wkrada się złośliwy uśmieszek. - Jesteś nieznośnie zaborczy, daj mi żyć - wkłada papieros do ust i odpala końcem różdżki. 

- Nie zatańczysz! Nie znasz układu, nie masz czasu się go nauczyć, narobisz więcej problemów niż korzyści i...

- I nie chcesz by ktoś dotknął mnie swoimi łapskami, bo nikt nie zna mnie tak dobrze jak ty? - kończy za niego ironicznie, wypuszczając obłok szarego dymu spomiędzy warg. Valian parska śmiechem, zrzucając bezceremonialnie spodnie. Rozproszony Sarge odwraca głowę w stronę niebieskowłosego, kompletnie nagiego tancerza. Mężczyzna przemierza swobodnie garderobę, poszukując gumki do włosów, które planuje splątać na czas wkładania obscenicznego stroju. Gdy wreszcie ją odnajduje, pochyla się, ordynarnie wypinając pośladki.

- Musisz? - syczy właściciel klubu w jego stronę, siląc się na spokój. Draco ponownie prycha, tym razem odpychając szatyna na dobre, a potem bezceremonialnie siada przed lustrem. Przeciera twarz tonikiem, a następnie zaczyna nakładać krzykliwy makijaż, wciąż trzymając papieros między zębami. 

- Nie mam czasu na wasze kłótnie. Jest już późno, a my jeszcze nie jesteśmy gotowi. Jak tak dalej pójdzie, żaden z nas nie zatańczy. Del, Trick! Do cholery, zacznijcie się wreszcie malować, bo zaraz będziemy jedynie mogli pomarzyć o walentynkowej kasie! - mówi poirytowany Valian, a potem zwraca się do obmacujących się na kanapie mężczyzn. Zrezygnowani bruneci, wyglądający jak dwie krople wody, podnoszą się z miejsc, a potem znikają w odmętach garderoby. 

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz