Rozdział 23

201 18 2
                                    

Ciszy. Potrzebuję ciszy. Jeżeli zaraz się nie zamknie, zmuszę go do milczenia. Co się ze mną dzieje? Dlaczego tak na mnie wpływa? Nie mogę walczyć z nim każdego dnia. Czy chcę by odszedł? Nie. Ale nie chcę też, by teraz zostawał. Muszę to przemyśleć, wiec próbuję się oddalić. Chcę zniknąć. Ale on mi na to nie pozwala.

- Nie obracaj się do mnie plecami! - wrzeszczy niespodziewanie, zanim ruszy prosto na mnie. Skacze na moje plecy, oplatając nogami w pasie. Zaciska palce na mojej szyi, sprawiając, że tracę oddech. Upadam pod wpływem jego ciężaru. - Nie masz kręgosłupa, Potter! - szepcze wprost do mojego ucha, zaciskając na nim swoje ostre zęby. Budzi się we mnie ogromna chęć walki z tą nieokiełznaną żądzą, więc już po chwili zrzucam go siebie. Dyszy, gdy siadam na jego biodrach, przyszpilając ręce nad jego głową. Walczy, nie poddając się tak łatwo. Wokół panuje niczym niezmącona cisza. Tylko jego szybki oddech zdradza pierwsze oznaki strachu, gdy się szarpie.

- Nie jesteś już taki pewny?! - syczę dziecinnie, wbijając spojrzenie wprost w jego srebrne oczy. Uchyla usta, by po chwili oblizać się lubieżnie. Wypycha biodra w moją stronę, przymykając powieki.

- Jestem słodkim batonikiem, rozpływam się, gdy poliżesz językiem - mruczy jakąś nieznaną mi melodię, wiercąc się nieprzyzwoicie. Nabiera nieobecnego wyrazu twarzy, a policzki rumienią się wbrew jemu samemu. Próbując do niego dotrzeć, nie dostrzegłem wcześniej tego co nim włada. Teraz to doskonale widoczne. Już dawno przestał być sobą. Ucieka w bok spojrzeniem, powoli kapitulując.

- Co ty pieprzysz?! - jestem rozwścieczony. Znów próbuje się wyrwać, jakby moje słowa go otrzeźwiły. Wtedy zaskakuję samego siebie i uderzam go otwartą dłonią w twarz. Jej wyraz diametralnie się zmienia. Budzi się w nim nieokiełznana siła, która spycha mnie z siebie. Blednie, zasłaniając oko włosami. Mam wrażenie, że nagle przygasa, nabierając nieznanej dotąd aury mroku. Uchyla usta, wypowiadając niemo jakieś słowa. To co zrobiłem, obudziło w nim coś zagubionego i nieistniejącego od dawna. Kryje twarz w dłoniach, po raz pierwszy ukazując prawdziwe przerażenie. I nie jest to już żadna maska. Zakrywam usta dłonią, gdy dociera do mnie co się właśnie stało. Drży, zanim dumnie wypnie pierś. Patrzę jak bez słowa rozpina koszulę, zsuwając ją z ramion. Guziki ustępują pod dotykiem jego sprawnych palców. Materiał upada płynnie na podłogę, a on sięga palcami do jasnych włosów. Przymyka powieki, wzdychając ciężko. Cierpliwie przeczesuje kosmyki, owijając kapryśnie jeden z nich wokół palca. - Przep... - próbuję wykrztusić, ale przerywa mi ruchem dłoni.

- Ajajaj! - uśmiecha się sztucznie, sięgając do paska swoich spodni. Rozpina go beztrosko, wzruszając ramionami. - Czy powinienem cię uderzyć, Potter? Nigdy nie uderzyłem swojego właściciela - toczy teatralnie dyskusję z samym sobą, prostując w powietrzu jedną nogę. Udaje. Oswobadza się z jednej z nogawek, by po chwili zrobić to samo z drugą. Zakłada jedną nogę na drugą, opierając się dłońmi za plecami. Jego spojrzenie jest nieprzeniknione i nie wyraża żadnych emocji. - Draco by to zrobił... Ale całe szczęście, Draco już nie istnieje, prawda? - chichocze fałszywie, półnagi rozkładając się na płytkach. Podpiera łokieć o posadzkę, by oprzeć policzek na dłoni. Jego jasne włosy swobodnie spływają na jedną stronę twarzy, przysłaniając ciemne oko. - Zabawić cię? - pyta niewinnie, przybierając minę słodkiego chłopca. Ani drgnę, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Wyciąga stopę w moją stronę, podwijając koszulkę na moim brzuchu. Chwytam go za kostkę obiema rękami. Niepewnie przesuwam palcami jednej z nich wzdłuż łydki, docierając do kolana. Przyciągam go do siebie, sprawiając, że przejeżdża tyłkiem po podłodze. Piszczy cicho, zaskoczony tym nagłym atakiem. Gdy jest już blisko, wierzę, że dostrzegę jakieś zwątpienie. Chociaż cień, ledwie widoczny w jego oczach. Ale nic takiego tutaj nie ma. Jest bezgranicznie pusty. Jakby był martwy w środku. Serce bije niepokojąco wolno, a oddech nie przyśpiesza nawet odrobinę. Przesuwam dłoń na jego udo, przyciągając go maksymalnie. Zadziwiające jak bardzo zniewalający stał się przez te kilka lat. Wygląda jak najpiękniejszy klejnot. Jego skóra błyszczy nawet w tak słabym oświetleniu, a on sam zachowuje zimną krew. Ani drgnie. Wodzi palcem po języku, uśmiechając się przy tym tajemniczo. - Chcesz skosztować? - wyciąga palec w stronę moich ust. Oplatam go ramionami w pasie, zaskoczony tym co robi. Dotyka mojej dolnej wargi, chichocząc przy tym mrocznie. Nic nie mówię. Skupiam się na jego płynności i spokoju. Uchylam usta, pozwalając mu dotknąć swojego języka. Kusi, muskając tylko jego koniec. Po chwili wtula policzek w moją pierś, zaciskając pięści na mojej wymiętej koszulce. Sztywnieję, czując jak zaciska zęby na moim sutku, przez cienki materiał. Sięga po niego językiem, ale wtedy go powstrzymuję.

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz