Rozdział 14

249 23 2
                                    

20 lutego 2002 r., gdzieś w Anglii, godzina 3:17

Nie zawsze jesteśmy tym kim chcemy. Zazwyczaj po prostu robimy to, co możemy. Dlatego dzień za dniem przesiąkamy goryczą, zapominając o własnych planach czy skrytych fantazjach. Freud twierdził, że poprzez właśnie nasze fantazje popadamy w histerię, która wiąże się z czystym szaleństwem. Nie mogąc ich uzewnętrznić, plączemy się w coraz większy krąg własnego cierpienia. Ze strachu przed odrzuceniem. Przez wstyd. Czy w takim razie miał rację? Prawdopodobnie nie nam to oceniać. Szczególnie, że jego metody były nazbyt radykalne i wręcz okrutne. Niehumanitarne, dla czasów nam znanych. Co do jednego niewątpliwie się nie mylił. Nasze libido faktycznie prowadzi do upragnionych celów. Ale co jeżeli znajdzie się ktoś, kto wypycha siłę je powstrzymującą? Co jeżeli te dwie siły się nie równoważą, a wręcz przeciwnie? Co jeżeli odrzucamy świadomość, stając się niczym niezmąconym "id"? Pchani popędami, bez chęci do walki. By zaspokoić prymitywne potrzeby. By zapomnieć. Szaleństwo w czystej postaci. Rzecz jest w tym, że ciężko jest to dostrzec i się opamiętać. O ile wierzymy, że właściwie jest jeszcze dla nas jakakolwiek szansa zdrowego życia. Idealnym przykładem jest on. Szczupły, filigranowy blondyn, odcięty od zewnętrznego świata. Spychający w podświadomość własny ból. Śpiący gdzieś pośród atłasowych poduszek, tuż obok metalowej miski pełnej mleka. Jeżeli się bliżej przyjrzeć, można dostrzec na jego szyi skórzaną obróżkę z dzwoneczkiem, do której przypięty jest krótki, srebrny łańcuszek. Wierci się przez sen, przekładając na bok. Nie ma na sobie zupełnie nic, poza sztucznym ogonkiem, z którym udało mu się już zespolić. Nagle pośród tej wszechogarniającej ciemności, czyjaś ręka sięga do jego włosów, by dotknąć puchatego, zwierzęcego uszka. Jasnowłosy wydaje z siebie cichy pomruk, zabawnie poruszając wąsami, zanim uchyli powieki. Jego szare oczy nie wyrażają zupełnie nic. Zasnuwa je dziwna mgła, zwiastująca upojenie. Odurzenie. Pierwotna siła, ściągająca go w dół. Przeciera dłońmi oczy, zerkając nieprzytomnie na mężczyznę, stojącego nad nim. 

- Spragniony? - ciężki, męski głos wydobywa się z krtani nieznajomego. Nie widzi jego twarzy, ani ubioru. Nie zna koloru jego oczu, ani włosów. Jest tylko rozmyty cień. Rozgląda się z przestrachem wokół, sięgając dłonią po kocią miskę. Czerń staje się żywa i namacalna. Wzbudza strach i wyostrza zmysły. Ecstasy w jego żyłach, wywołuje w nim nagłą chęć wyrwania się z tego dziwnego, surrealistycznego miejsca. I właśnie wtedy coś płaskiego uderza w jego rękę. Wygina się w łuk, wyjąc z nagłego, wzmożonego narkotykami bólu.

- C-O - piszczy tylko, ale z powodu suchości głos więdnie w jego gardle. Chrząka kilka razy, próbując powiedzieć cokolwiek. Dziwna siła zmusza go do milczenia. Zaklęcie posłuszeństwa, które narzuca mu ogon. Nie jest to imperius, jednak coś równie potężnego. Czasem magiczne przedmioty mogą być nawet bardziej wymagające, niżeli same przekleństwo. Mężczyzna odsuwa bosą stopą miskę od ciała blondyna, czekając na jego reakcję. Zrezygnowany chłopak unosi dumnie pośladki, próbując znów dostać się do niej dostać. Chociaż zupełnie nie chce grać w tą grę, przynależność go do tego zmusza. Pragnienie kieruje jego ciałem, odrzucając praktycznie namacalny sprzeciw. Za późno. Obcy znów odsuwa naczynie, którego chłopak nie jest w stanie dosięgnąć, z powodu ograniczającego jego ruchy łańcuszka. Szarpie się po raz pierwszy, domagając pić.

- Chcesz? To poproś - białe zęby błyszczą w słabym oświetleniu nocnej lampki. Malfoy bezrozumnie przesuwa wzrokiem po zacienionym pomieszczeniu po raz kolejny, szukając jakiegoś punktu zaczepienia. Nic nie pamięta, poza człowiekiem proponującym mu drinka.  Dopiero po chwili dociera do niego, że jeszcze kilka godzin temu zgodził się trzydniowy kontrakt wyłączności dla jakiegoś czarodzieja. Kontrakt, którego ostatecznie nie podpisał, a mimo wszystko nadal tu tkwił. Wbrew sobie. To nierealne. Kim był? Człowiek, który obiecywał mu wielkie pieniądze w zamian za możliwość tresury. Miał zostać jego seksualną zabawką. Ale przecież... och, a może? Jeżeli chciał swoją kasę, najlepiej byłoby wykonywać polecenia. Jednak to nie było w jego stylu. Nie potrafił zrezygnować z wrodzonej hardości. Szczególnie, że to nie jest miejsce, w którym powinien być. 

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz