Rozdział 19

227 17 2
                                    

Mieszkanie Hermiony i Rona, 26 lutego 2002 r., godzina 17:13

Nie sądziłem, że gdy tylko się pojawię, zostanę przywitany tak chłodno. Gdyby nie ostrzeżenie Ronalda, pomyślałbym, że jestem tu niechciany. Tak, Hermiona owszem była wściekła, ale Ginny... Uśmiecham się krzywo, widząc jak siedzi w kącie salonu, tuż przy oknie, z kieliszkiem pełnym wina w dłoni. Gapi się tępo za szybę, a gdy tylko staję przy jej boku, obojętnie podnosi się z miejsca, ruszając w kierunku kuchni. Wzdycham ciężko, przecierając zmęczone oczy. Mam dość. To co działo się dziś w moim domu nie daje mi spokoju. Nie mam siły patrzeć jak dąsa się o coś, czego sam nie umiem zrozumieć. To wszystko podszyte niepokojem i troską o mężczyznę, którego pragnąłem wyrzucić ze swojego życia niemal od zawsze. Nie chciałem tego. Ale teraz nie jestem już taki pewien, czy tak nie było. Nie mogę pojąć jak szybko zagościł w mojej głowie, na początku jako głupie złudzenie czegoś znajomego, a teraz niemal jak cień. Jest wszędzie. Widzę go w snach i w codziennych czynnościach. I nie wiem czy właściwie chcę tego, czy raczej wolałbym o nim zapomnieć.

- Harry Potter, na kolację nie będę dwa razy prosiła do stołu - krzyczy Hermiona, stając w drzwiach między kuchnią a salonem. Ron przemyka szybko obok niej, zacierając ręce. Gdy mowa o jedzeniu, Ronald Weasley doskonale wie gdzie być powinien. A mianowicie przy stole, pałaszując wszelkie smakołyki. Zauważając to, dziewczyna obraca się na pięcie, zostawiając mnie samego. Niechętnie powłóczę nogami za nią, wciskając dłonie w kieszenie spodni. - Siadaj obok Ginny - zarządza pani domu, gdy tylko niepewnie staję między nimi, patrząc na zastawiony stół. Po pokojowej atmosferze, którą mi obiecywano, nie ma nawet śladu. Jest rozgoryczenie rudowłosej, irytacja ciężarnej i niezręczność Ronalda. A między tym wszystkim jestem ja. Trochę zestresowany i zły, ale równocześnie niezmiernie zmęczony całym tym dziwnym dniem. Przysiadam obok swojej byłej dziewczyny, wbijając wzrok w pusty, biały talerz. Ron nie czekając na nic, zaczyna nakładać sobie kiełbaski, lekceważąc piorunujący wzrok żony. 

- Draco już poszedł? - zagaduje mnie ruda, próbując rozluźnić atmosferę, a raczej tak na początku mi się wydaje. W jej spojrzeniu widzę jawną urazę i niemal namacalną zazdrość. Robi to celowo, próbując mnie sprowokować. Teraz, gdy atmosfera gęstnieje jeszcze bardziej, zaciskam palce na rękojeści noża, posyłając jej fałszywy uśmiech. Ignoruję jednocześnie wyraz rozczarowania niemal wypisany na twarzy Hermiony. Między nami zapada niezręczna cisza, podczas której słychać tylko brzdęk sztućców, co chwila przerywany nerwowym stukaniem stopy Ronalda o podłogę.

- Możesz przestać?! - syczy nagle Hermiona, zwracając się do męża. Zaskoczony rudzielec podnosi się z miejsca, splatając ręce na piersi. 

- Ja mam przestać? - unosi się, a jego twarz czerwienieje ze złości. Wzdycham, odchylając się na krześle w tył. Przez chwilę wpatruję się pusto w sufit, podczas gdy para moich najlepszych dotąd przyjaciół, kłóci się o nie do końca interesującą mnie sprawę. Właściwie powinienem się zaciekawić, w końcu często pada moje imię. Jednak nie mogę przestać myśleć o szarym, dzikim spojrzeniu. I łzach. Kołyszę się lekko, uświadamiając sobie, że wszystko sprowadza się do tych dziwnych łez. Wtedy, gdy całowałem jego usta. A były tak bardzo smakowite i miękkie. Przesuwam palcem po dolnej wardze, wspominając zapach szamponu i skóry. Jasne kosmyki, które tak cudownie okalały jego twarz. Faktura delikatnej skóry. Mam wrażenie, że te wspomnienia rozświetlają mnie od środka. 

- Harry! - z zamyślenia wyrywa mnie wściekły, jednoczesny ton przyjaciół. Znudzona Ginny popija już chyba siódmy kieliszek wina. Mam wrażenie, że szkło przesiąkło jej dzisiejszą goryczą. Zerkam ukradkiem na jej obojętny wyraz twarzy. Żałuję, że nie możemy pobyć w ciszy i wszystko wyjaśnić. Nie chcę jej tracić. Ale ona tak mało rozumie. Jest taka... Niedojrzała.

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz