Rozdział 47

146 11 0
                                    

Anglia, Ministerstwo Magii, Biuro Ministra Magii, 15 marca 2002 r., godzina 13:02

To wszystko wydaje się oddalać. Być poza mną. Poza tym co nadal trwa. To się dzieje. Nie wierzyłem, że jeszcze kiedyś pomyślę tak egoistycznie, ale kiedy tutaj toczy się życie, ja swobodnie zanikam. Wszyscy pędzą, zajęci własnymi sprawami, a ja mam wrażenie, że odkąd odszedł, stoję w miejscu i nie mogę nic zrobić. Teraz rozumiem, że dopóki go nie odzyskam, nie mam celu by dalej iść przed siebie. Potrzebuję jego ręki, która mnie poprowadzi. Choćby nie wiem co się wydarzyło, będę kroczyć jego śladem. Jak cień.

- Nie zgadzam się! - nie to, że bym się tego nie spodziewał. Mimo to, ta mała porażka nie jest w stanie mnie zniechęcić. Nie poddam się, mając okazję na nowo odzyskać własne szczęście. Nie sądzę, by świat był mi cokolwiek winien. To co wydarzyło się kilka lat wcześniej, nie ma teraz znaczenia. Miałem wybór i zdecydowałem. Mogłem się sprzeciwić, albo zginąć. Nie mogliśmy się zjednoczyć, ponieważ Voldemort polował na mnie od czasów dziecięcych. Mogłem żyć tylko wtedy, gdy on umrze. To nie tak, że poróżniły nas ideały. Przecież gdy on tak prężnie rozwijał swoją ideologię, ja nawet nie planowałem szukać popleczników. Nawet jeżeli obecnie uważam go za ogromnego szaleńca, którego zgubiła własna chęć podążania za władzą, być może kiedyś był światłym przywódcą. Jednak droga strachu nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. Powstrzymanie go było tylko kwestią czasu. Ktoś na pewno by to zrobił, nawet gdyby mi się nie udało. Kto wie? Może potknąłby się na schodach, cokolwiek. To irracjonalne, ale tyrani nigdy nie żyją długo. Teraz rozumiem, że tamtego dnia zrobiłem to dla siebie, a nie dla kogokolwiek innego. Ze zmęczenia i bezsilności. Chciałem go pokonać, by móc odpocząć od nieproszonego prześladowcy. Przecież byłem tylko dzieckiem, zmuszonym do walki z największym złem świata czarodziejskiego. Ale czy odpoczynku nie mogłaby przynieść mi śmierć? Naturalnie, ale podjąłem się walki. I wygrałem. Już raz umarłem i udało mi się powrócić. Czy wobec tak długiej historii pełnej wyrzeczeń, teraz mam stać obok, bo tak będzie najbezpieczniej? Czy mam pozwolić innym zająć się sprawą, dotykającą mnie bardziej niż kogokolwiek? Czy godzić się na bezczynność, podczas gdy to mnie najbardziej zależy by wrócił? A co jeżeli zrobią z niego ofiarę konieczną? To tak bardzo w ich stylu. Powiedzieć, że nic nie mogli zrobić i po prostu zostawić go na pastwę losu. To ułatwiłoby niektóre sprawy. Zapobiegłoby biurokracji. Kolejny problem z głowy. Przecież istnieje tylko proste myślenie. Ministerstwo myśli schematycznie. Świat jest czarny bądź biały. Nigdy nie ma nic pomiędzy. Pozbyć się zagrażającemu im Śmierciożercy. Jest zbyt bystry, zbyt wpływowy, zbyt oddany... Przy moim boku, moglibyśmy tworzyć duet nie do pokonania. Jak mało wiedzą, sądząc, że pozwoliłbym im go poświęcić. Nie. Nie są aż tak przebiegli. Głównie dlatego, że nie patrzą w przyszłość, skupiając się na teraźniejszości. Gdyby wyprzedzali własne myślenie, mogliby stać się czymś naprawdę zwartym i sensownym. Tymczasem skupiają się tylko na czymś, co przynosi zyski. Zbyt wolno działają. Nie pozwolę im się tym zająć. To moja sprawa, bo dotyczy nas dwoje. Gdyby chodziło o coś innego, być może... Ale nie chcę nawet myśleć, że mogłoby mu się coś stać. Nie mogę do tego dopuścić. - Jeżeli sądzisz, że pozwolę ci jechać do Japonii Potter, to chyba oszalałeś! I to z kim?! To, że pozwoliłem Malfoyowi udzielić nam pomocy, nie oznacza, że może opuszczać Anglię! Nadal pozostaje pod rygorystyczną obserwacją i tylko...

- Nie proszę cię o zgodę, Shacklebolt. Przyszedłem cię poinformować, że odchodzę. Bez niego nic mnie tu nie trzyma, oto moja rezygnacja - prycham, wyciągając zza połów płaszcza odpowiedni papier. Minister Magii mruga kilkukrotnie, przyglądając się mojemu podpisowi złożonemu w wyznaczonym miejscu, po czym bierze kartkę i gniecie w swojej dłoni. Wzruszam ramionami. Tkwienie w martwym punkcie nauczyło mnie, że mimo przeszłości, przyjaciół, domu... nie czuję się przywiązany. Odnajdując sens w kochaniu Draco, zapomniałem jak to jest żyć bez niego.

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz