Rozdział 39

205 16 0
                                    

Polecam włączyć od połowy, drugi podrozdział :)

Dolina Godryka Gryffindora, 6 marca 2002 r., godzina 12:17

Kiedy powróciłem do domu rano, nie sądziłem, że zdecyduję się z niego wyjść. Wraz z jego odejściem, moje serce wydawało się umrzeć. Jakby zapomniało jak to jest znowu funkcjonować. Nie chciałbym się rozdrabniać na ckliwe porównania, ale czułem, że jego odejście stało się moim pogrzebem. Wiedziałem, że mój świat rozpadł się na niezmierzone, drobne kawałki. Z drugiej strony nie umiałem go zatrzymać. Miałem wrażenie, że mimo mojego mylnego wrażenia, on nigdy nie należał do mnie. Na samą myśl o tym czułem ogromną dziurę w piersi. Płuca paliły mnie przy każdym oddechu. Jakby wyrwano mi kawałek duszy. Nie rozumiałem też dlaczego tak bardzo przeżywam ten jeden tydzień spędzony właśnie z nim. Do tej pory miewałem dłuższe romanse, ale żadne rozstanie nie poruszyło mnie tak bardzo jak to. Chciałem go odzyskać. Jak nikt inny na świecie, potrzebowałem jego uwagi. I nie po raz pierwszy brutalnie przekonałem się, że nie dostanę tego, czego chcę. Bolało jak cholera. W głowie wciąż dźwięczał mi jego głos. Czułem go wszędzie. Jego zapach unosił się po domu i dosłownie wszystko mi o nim przypominało. Gdy Hermiona stanęła w progu mojego kominka, zrozumiałem, że powinienem podjąć jakąś decyzję. Od tego nieszczęsnego powrotu tylko tkwiłem w miejscu. Nie piłem, ani nie jadłem niczego. Patrzyłem pusto w przestrzeń, wierząc, że w pewnym momencie, on stanie wprost przede mną. Ale tak się nie stało. Moja przyjaciółka, której tak skrzętnie unikałem do tej pory, usiadła wtedy obok mnie i chwyciła moją dłoń. Nie próbowała mnie moralizować, jak tego oczekiwałem, ani nie starała się mnie przekonywać bym odpuścił. Byłem naprawdę rozbity, widząc jak przygląda się mojemu pierścieniowi. Identycznemu, jaki podarowałem jemu. I to również nie skłoniło jej do wypowiedzenia czegokolwiek. Miałem wrażenie, że rozumie więcej niż ja sam. Sądziłem... Nie. Byłem bardziej niż pewien, że wie coś, czego ja nie wiem. Bałem się, że to zmieni jego obraz, który sobie wykreowałem. Nie chciałem jej o to pytać. Właściwie niczego od niej nie chciałem. Jedyne czego pragnąłem to spokój w jego ramionach. Nie jestem z tych, co byli gotowi rozbeczeć się na zawołanie. Zamiast tego czułem jak pustka powoli rozprzestrzenia się po moim organizmie, próbując wydrzeć ze mnie ostatnią nadzieję. A razem z moim sercem opustoszał dom, w którym ostatnio stacjonował tak długo. Powinienem go szukać. Powinienem chociaż próbować. Ale ja zwyczajnie nie miałem siły na kolejną konfrontację, która według mojego mniemania na pewno skończyłaby się fiaskiem. Równocześnie nie chciałem by mnie zostawiał. Pozostawałem w mentalnym impasie, mechanicznie wykonując zwyczajne czynności. Kochałem go, co nagle wydawało mi się czymś najbardziej skomplikowanym na świecie. Hermiona śledziła moje poczynania z troską. Zwołała nawet zebranie w postaci swojego męża i szwagierki. Widząc moją niechęć do rozmowy, odpuszczali, prowadząc zwykłą pogawędkę o niczym między sobą. Gdy o siedemnastej nie wykrztusiłem z siebie ani jednego słowa, lawirując między nimi jak martwy cień, zdecydowali się zainterweniować. 

- Harry, zapomnij o ni...

- Nigdy! - syknąłem wrogo, mieszając w to dialekt wężowy. Wszyscy zamilkli. Słowa Ginny podziałały na mnie jak płachta na byka. Nie sądziłem, że pamiętam jeszcze coś, co wydawało mi się, że wyparowało z wiekiem. Zapadła między nami krępująca cisza, za której przerwanie zmuszony byłem podziękować Hermionie. Po raz pierwszy tego dnia poczułem się wyjątkowo nieswojo. Jakby coś mnie opętało, co naturalnie było niemożliwym, w obliczu tego kim byłem i z kim obcowałem. To zmartwiło nie tylko mnie, a moich przyjaciół także. 

- Stary, może odpocznij? - zasugerował Ron, poklepując mnie po ramieniu. Rzuciłem puste spojrzenie w stronę kominka, wzdychając cicho. 

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz